Skip to main content

Lwów przywitał nas deszczem. „A to ulica, której Polacy nie lubią” – skomentował nasz ukraiński kierowca (wiek emerytalny), gdy wjeżdżaliśmy do centrum miasta. Ulica Stepana Bandery. Mijamy okazały pomnik odsłonięty w 2007 roku. „Wielki strateg” – kontynuuje i nadstawia uszu. Czeka, co powiemy. No więc mówimy, że najlepsza to taka strategia, kiedy ludzie nie giną. A jak już giną, to wypada ich pochować i zachować o nich pamięć, i że to trochę trudne, jak jest ich sto sześćdziesiąt tysięcy, ale koniec końców, trzeba to zrobić, i że Ukraińcy na pewno to rozumieją.

Odstawiamy walizkę, kierowcę prosimy jeszcze o podwiezienie na Cmentarz Łyczakowski. Na Polu Marsowym, przylegającym do murów starego cmentarza, jest dwa razy więcej grobów niż rok temu. Powiewają nad nimi żółto-niebieskie i czarno-czerwone flagi. Na cmentarzu znajdujemy grób w bieli. Jarosław Bazyłewycz pochował tu miesiąc temu żonę i trzy córki. Sam był ciężko ranny, ale uszedł z życiem spod ruskiej rakiety, która uderzyła w ich dom położony niedaleko dworca.

W administracji cmentarza pytamy o znajomego pracownika, który jako ochotnik poszedł na front i wrócił z niego parę miesięcy temu ranny w rękę. Po rehabilitacji znowu zameldował się na pierwszą linię. Trafił do Kurska. Tym razem ranny w nogę, ale szczęśliwe kula przeszła przez mięsień, więc mógł uratować siebie i ciężej rannego kolegę. Niedługo wychodzi ze szpitala. Chce szybko wracać do zadań bojowych. Po paru latach pracy na cmentarzu śmierć ma go już chyba dosyć…

Dostaliśmy wskazówki, gdzie znajduje się grób Marii i Tadeusza Cieńskich. Groby Dzieduszyckich już wszystkie znamy. Odwiedzamy je po drodze: Piękna Maryjka, od której zaczęła się nasza konserwatorska przygoda, Edmund „z krzaków” (krzaki wycięte, ale przydomek się zachował), Kazimierz i Róża z minimalistyczną granitową masywną płytą i pięknymi herbami, odnawiany właśnie grobowiec generała Kalinowskiego pod białą plandeką, mijamy powstańców styczniowych położonych w równych szeregach i Zbawiciela w bluszczu. Cieńscy znalezieni. Możemy wracać.

W niedzielę rano Msza święta w Katedrze Łacińskiej po ukraińsku. Prawie wszystko już rozumiemy. Odsłonięty obraz Matki Bożej Łaskawej, zwanej Domagaliczowską – kopia konsekrowana przez Jana Pawła II. Oryginał, który namalował w 1598 roku Józef Szolc-Wolfowicz jako epitafium dla swojej wnuczki Katarzyny Domagaliczówny, znajduje się w skarbcu na Wawelu.

Wizyta w Muzeum Przyrodniczym, gdzie spotkaliśmy się z Andriyem Bokoteyem i Natalią Dziubenko. Rozmawialiśmy o planowanym poniedziałkowym spotkaniu z dyrektorami lwowskich muzeów. Później zajrzeliśmy do Lwowskiego Muzeum Historycznego, dawnej kamienicy Konstantego Korniakta, w poszukiwaniu rodzinnych portretów. Akurat portret Korniakta był zdjęty, za to na wystawie poświęconej dziewiętnastowiecznym strojom znaleźliśmy portret Magdaleny z Dzieduszyckich Morskiej.

Na Rynku robimy obowiązkowe zdjęcie na tle kamienicy Szolc-Wolfowiczów – zdjęte do renowacji rzeźby zostaną w pracowni Anny Kudzi aż do zakończenia wojny.

Wieczorem – pracownia Uliany Romaniv. Nie możemy nacieszyć się pięknem ksiąg uratowanych jej zręcznymi rękami przed zniszczeniem. Bardzo ciekawe są mapy z dóbr poturzyckich Włodzimierza Dzieduszyckiego.

W poniedziałek rano zbudził nas alarm. Na szczęście chwilę później został odwołany.

Mogliśmy udać się na zaplanowane spotkanie w sprawie wspólnej polsko-ukraińskiej organizacji obchodów 200-lecia urodzin Włodzimierza Dzieduszyckiego w 2025 roku. Poważna sprawa. Świetna, konstruktywna rozmowa. Włodzimierz znany jako „budowniczy mostów” jest ważną postacią dla Polaków i Ukraińców – wielki Polak, świadom rusińskich korzeni. My też świadomi.

Od lewej: T. Yanitsky (dyrektor Muzeum Przyrodniczego), M. Dzieduszycka, M. Dzieduszycki, A. Bokotey (Muzeum Przyrodnicze), I. Kozhan (dyrektor Muzeum Narodowego), R. Chmelyk (dyrektor Muzeum Historycznego), V. Fershtei (dyrektor Biblioteki Stefanka), B. Semchuk (Pamiątka Pieniacka), T. Woźniak (z-ca dyrektora Lwowskiej Galerii Sztuki)

Pakowanie w pośpiechu i umówiony transport do granicy. Młody chłopak. Chyba przed wojskiem. Milczy całą drogę.

Na pieszym przejściu granicznym w Medyce – pielgrzymka chasydów. Młodzi, starzy, dzieci, kilkoro niemowląt. Stoją w kolejce dla tych spoza Unii. My obok.

-You are from Izrael?

-Yes, and you?

-Polin.

-Aaa Polin!

Dostajemy ulotkę z piękną modlitwą za dzieci, o pokój. Po polsku.

Przechodzimy do przodu, oni stoją. Zagadujemy młodą strażniczkę. Chętnie zgadza się puścić matkę z niemowlakiem szybką ścieżką dla EU. Żydzi dziękują, doceniają.

Zjadamy dwa ostatnie ukraińskie jabłka i przechodzimy przez granicę.

Wizyta we Lwowie 5–7 października 2024 roku

Tekst i zdjęcia: Mateusz Dzieduszycki

Zdjęcie na tytułowej stronie: Strzelnica we Lwowie 1837–1838, litografia Karola Acera wydrukowana w drukarni Piotra Pillera