Skip to main content

Pokaż swoje książki, a powiem ci, kim jesteś! Tak mogłaby rzec do Włodzimierza Dzieduszyckiego dr Olga Kołosowska wicedyrektor Lwowskiej Narodowej Naukowej Biblioteki Ukrainy im. W. Stefanyka, czyli dawnego lwowskiego Ossolineum, z którą rozmawia Mateusz Dzieduszycki o 50000 książek zgromadzonych przez Włodzimierza. Jaki obraz człowieka, którego 200. rocznicę urodzin świętujemy w tym roku, wyłania się zza tak potężnej biblioteki?

Posłuchajmy rozmowy z dr Olgą Kołosowską [pod plakatem znajduje się transkrypt rozmowy].

Projekt „Dziedzictwo, które łączy – w 200. rocznicę urodzin Włodzimierza Dzieduszyckiego (1825–1899)”. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury: Kultura – Interwencje. Edycja 2025.

TRANSKRYPCJA:

Mateusz Dzieduszycki: Pokaż swoje książki, a powiem ci, kim jesteś! Tak mogłaby rzec do Włodzimierza Dzieduszyckiego dr Olga Kołosowska wicedyrektor Biblioteki Stefanyka, czyli dawnego lwowskiego Ossolineum, z którą rozmawiam o 50000 książek zgromadzonych przez Włodzimierza. Jaki obraz człowieka, którego 200. rocznicę urodzin świętujemy w tym roku, wyłania się zza tak potężnej biblioteki? Mateusz Dzieduszycki – zapraszam!
Jesteśmy w 2025 roku.

Olga Kołosowska: …i świętujemy 200. urodziny Włodzimierza Dzieduszyckiego.

MD: …i okazuje się kimś ważnym dla Pani, bo poświęciła mu Pani wiele czasu. Nie od roku, nie od dwóch, tylko od wielu, wielu lat. Co takiego jest w tym człowieku, że poświęciła mu Pani tyle czasu, że warto nim się zajmować?

OK: Nasza biblioteka akademicka w swoich zbiorach przechowuje bardzo wiele książek pochodzących z dziesięciu wielkich bibliotek i z wielu mniejszych. Wśród tych zbiorów była i Biblioteka, jak przywykliśmy ją nazywać Poturzycka, a później nazwaliśmy Biblioteką Dzieduszyckich. Ona została rozproszona w naszych zbiorach i straciła swoją integralność i przestała istnieć jako to, czym była w latach 30-tych. To była w obszarze kultury Lwowa bardzo poważna instytucja, która przyjmowała czytelników, która w swoich zbiorach miała – są różne liczby – od czterdziestu do pięćdziesięciu tysięcy woluminów.
Do niej czytać przychodzili nie tylko Polacy. Była znana na całym obszarze Cesarstwa Austriackiego. Stwarzała możliwość zdobywania wiedzy i przekazywania jej dalej. Dzieduszyccy to nie tylko Włodzimierz, bo on tylko kontynuował tę tradycję. Arystokrata duchem, z dobrym wykształceniem, rozumiał wagę książki, tak jak rozumieli ją jego przodkowie.
I kiedy zaczęłam badać tę bibliotekę zgodnie z obszar
em moich zainteresowań naukowych, to uważano, że Józef Kalasanty Dzieduszycki, który przyjechał do Poturzycy w roku 1812, uformował tę bibliotekę w latach dwudziestych, trzydziestych. Ale okazało się, że tak nie było! On uformował tę bibliotekę, ale nie na pustym miejscu. Bo jego przodek Tadeusz zgromadził – zgodnie ze spisem wykonanym po jego śmierci – ponad dziewięćset pięćdziesiąt książek. I to były znakomite wydania. To były książki odnotowane w historii, w kulturze Europy Zachodniej. To były rzeczy, które wydrukowano w szeroko znanych, poważnych drukarniach zachodnioeuropejskich. I okazało się, że już on był wspaniałym bibliofilem, że znał się na rynku książek, znał i formował tę kolekcję. Następnie przejął ją i rozwijał Józef Kalasanty Dzieduszycki. Źródła podają, że on nie poprzestał na zbiorze, który odziedziczył. Nie, on aktywnie szukał, polował na, jego zdaniem, dobre książki. Zbierał nie tylko książki. Ja interesuję się książką, ale okazało się, że zbierane były materiały rękopiśmienne, dokumenty. Był wspaniały zbiór dyplomów, pergaminowych dokumentów. To była historia kultury całego nie tylko regionu, ale znacznie szerszego obszaru. On miał kontakty z wieloma ludźmi, które potem kontynuował jego syn. W mojej ocenie syn – Włodzimierz Dzieduszycki – wyrósł już w określonym polu kulturowym.
Zdobył wykształcenie, nawiązywał kontakty, uczyli go profesorowie uniwersyteccy. Nie mógł istnieć poza tym kontekstem. Kontynuował formowanie bibl
ioteki, ale jemu już było, jak gdyby trochę łatwiej, bo już był zaproszony do pracy fachowy bibliotekarz Józef Łoziński, którego uczono w Krakowie w Bibliotece Jagiellońskiej, który posiadał profesjonalną wiedzę.
Kiedy biblioteka jest niewielka, w niej można sobie samemu poradzić i znaleźć potrzebną książkę. A kiedy rozrasta się do dziesiątek tysięcy egzemplarzy wymaga więcej wiedzy, umiejętności i uporządkowania. I dlatego zostali zaangażowani fachowcy, w szczególności Józef Łoziński, który opiekował się tą biblioteką. Ale Włodzimierz Dzieduszycki poszedł dalej po śmierci ojca. On rozumiał wagę tego, co zebrał i zdecydował się udostępnić swoją kolekcję. Przewiózł ją do Lwowa. Komu ją udostępnił? Publiczności, obywatelom, społeczeństwu – po to, aby każdy mógł z niej korzystać. Każdy naukowiec mógł skorzystać z dokumentów zbieranych już przez trzecie pokolenie.
A dalej wiemy, że to będzie przekazywane dalej. I tu znów będzie włączony bibliotekarz, i już nie jeden. Odpowiednio, introligatorzy, którzy będą dbać o zachowanie książki, wielkie koszty na to, aby doskonalić tę książkę, formować ją w bibliotece.

MD: Warto też, dodać, że w gronie tych osób, którym Włodzimierz udostępnił bibliotekę, byli też studenci.

OK: Którzy potem stawali się profesorami i mogli tam się uczyć.
Ja patrzę na rolę Dzieduszyckiego przez pryzmat książek. Z tej perspektywy jest także stworzona nasza wystawa, to, co na niej przedstawiamy. Mnie nawet zapytał profesor Iwaszko, gdzie są prace Dzieduszyckiego? My nie przedstawialiśmy Dzieduszyckiego, bo Dzieduszyckiego przedstawią inne instytucje, jego ogromny dorobek w każdej dziedzinie. A my przedstawiliśmy to bogactwo dokumentów, które ocalono po to, aby zachowała się historia, kultura i to wszystko, co go otaczało w różnych postaciach.
I dlatego przedstawiliśmy
Bibliotekę Poturzycką, źródła, które się w niej zachowały przez kilka pokoleń. Prawda? I to wszystko poświęciliśmy temu Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu.

MD: To jest taka praca troszkę detektywistyczna, można powiedzieć.

OK: W dużej mierze – tak.

MD: Bo detektywi po różnych śladach, które zostawia człowiek, po tym, czym się interesuje czasem budują taki profil. To są profilerzy. Ja mam wrażenie, że Pani mogłaby być takim profilerem Włodzimierza Dzieduszyckiego, śledząc jego dokonania biblioteczne. Bo po tym, jakie książki człowiek ma w swojej bibliotece, można bardzo wiele o nim powiedzieć.

OK: Zgadza się.

MD: To proszę nam teraz powiedzieć, jakie byłyby wyniki Pani śledztwa odnośnie Włodzimierza Dzieduszyckiego. Jakim był człowiekiem?

OK: To był człowiek bardzo szerokiej wiedzy, umiejętności, bardzo szerokich zainteresowań. Prosta zwyczajna osoba ogranicza się zazwyczaj do czegoś jednego i ma do tego prawo. Ale to była osoba, wychowana w duchu arystokratycznym, z tymi możliwościami, które miał. A miał możliwości podróżowania, poznawania, odkrywania i on te możliwości wykorzystywał. Na mnie zrobiło duże wrażenie, że on czytał i po łacinie, i po francusku, czyli językami europejskimi. Bardzo mnie to cieszyło. Jest w Bibliotece Poturzyckiej także wiele wydań ukraińskich i starosłowiańskich, poczynając od XVI wieku, słynnych, cennych książek. To oznacza, że one były potrzebne, bo takie książki przypadkowo nie przypływają, na nie się poluje, ich się szuka. To mnie bardzo poruszyło. W ogóle nie znałam tego aspektu.
Trafiliśmy też niedawno na 
Album Łowów w Poturzycy. Jest w nim opisane i narysowane ćwierć wieku życia ludzi z wyższych sfer, arystokracji, polityków, historyków, artystów, pisarzy i właściwie odzwierciedlenie tego, jak to życie przebiegało.
Przeczytałam o nim, co mogłam, także książki profesora
(K.) Karolczaka. To był fenomenalny człowiek dla nas, dla Lwowa. Jemu zawdzięczamy bardzo wielką bibliotekę. On także stworzył muzeum. Dbał o naturę i właściwie, te polowania odbywały się raczej nie dla zdobycia zwierząt, a dla spotkania. Tam zaczynały się różne pomysły. Tam omawiano problemy, które były. Dzięki temu wiemy, że Dzieduszycki przyczynił się do wielu rzeczy On ma wykład o Dzieduszyckim jako polityku – wizjonerze. A polityka Dzieduszyckiego, okazuje się, była prosta: służyć, służyć, co i pan, zresztą, sam też mówił. To była postać nadzwyczaj ważna, wielka, przez swoje czyny, przez to, co zostało robione, przez to, co pozostawił, przez to, że dał możliwość korzystania z tego dorobku wszystkim.

MD: Jest taki jeden trop w tej pracy detektywistycznej, o który chciałbym dopytać. Bo Włodzimierz Dzieduszycki, pewnie jego przodkowie, jego ojciec, jego dziad zgromadzili książki, które były pisane po łacinie, po niemiecku…

OK: …po francusku…

MD: …po polsku…

OK: …też są po ukraińsku…

MD: O, właśnie! I tu chciałem zapytać o ten trop ukraiński, a nawet o ten starocerkiewnosłowiański. Dlaczego Włodzimierz poświęcił taką uwagę czemuś, co wydawałoby się, nie jest w kulturze polskiej, nie jest w kulturze ogólnoeuropejskiej, jest gdzieś, może by się nam wydawało – z boku?


OK: Nie mogę powiedzieć, że z boku, bo wielcy ludzie cenią wszystkie kultury. Należą do wielu kultur. A nasz Lwów tym bardziej. On jest wielokulturowy. Nie jest polski, nie niemiecki, nie żydowski, nie ormiański, ale u nas jest wszystkich. I właściwie Dzieduszycki, tak mi się wydaje – taki był. Dlaczego kochał Hucułów i wspierał Szuchewicza? Dlaczego wydawał jego prace i umożliwiał ich tłumaczenie? Wielcy ludzie należą do całej społeczności, a nie do jej części.
On potrzebował tych książek. Nie jestem pewna, czy czytał Biblię Ostrogską. Ale miał potrzebę ją mieć, tak samo jak miał potrzebę mieć i inne wydania. Widzieliście, one tam są. No, a najbardziej mi imponuje zapis
w Kronice domowej Dzieduszyckich, gdzie wyjaśniono o Dzieduszyckich, których tak czasem się określa, że to jest rodzina pochodzenia rusińskiego, w rozumieniu tej ciągłości, skąd pochodzili. Bo to nie jakaś możliwa wersja jest, to jest historia, że Dzieduszyccy pochodzą właściwie od tych naszych ukraińskich czy rusińskich – bardziej mi się podoba mi się ten termin – bojarów.

MD: Jaki obraz wyłania się, jeśli chodzi o rusińskie korzenie Dzieduszyckich?

OK: Ja może nie odpowiem konkretnie o Dzieduszyckim, ale powiem panu tak. Mój dziadek po linii ojca był Polakiem. Moja babcia była Ukrainką. Dziadek chodził całe życie do kościoła. Babcia chodziła do cerkwi. Jestem w takiej rodzinie wychowana. Tato był zapisany jako Polak, chociaż rozmawiał po ukraińsku. Mama znała polski. Babcia czytała po niemiecku, po polsku i też po rosyjsku, jak było trzeba. Dlaczego o tym mówię? U nas jest wiele takich rodzin. Tutaj, na tym terenie. Na polskie święta, chodziliśmy do kościoła z tatą, nawet kiedy nie można było tego oficjalnie robić. Ale nasz kościół, katedra zawsze była otwarta. Nie rozmawialiśmy w domu po polsku, ale wychowani byliśmy w szacunku do tego. I dla mnie to jest normalne, że Dzieduszycki miał takie pochodzenie, bo tak się potoczyła historia. I dlatego ja nigdy nie zaostrzałam tych spraw. U nas jest wielu takich, którzy nie podgrzewają tych problemów. Niektórzy obrażają się, bo chcą, żeby Lwów był polski. Niemcy widzą tu i kulturę niemiecką. Ormianie – tak samo tu byli. No, o moskalach nie będę mówić, ale nasz Lwów zawsze był wielokulturowy i wielcy ludzie, wielcy należą do szerszej społeczności. Tak staram się to widzieć.

MD: Z tego, co odziedziczyliśmy po tym multikulturalnym Lwowie, to jakie przesłanie wynika na dzisiaj dla ludzi kultury, ale też i dla zwykłych ludzi. Co możemy z tego wynieść dzisiaj?

OK: Chcę powiedzieć o naszej bibliotece i naszej misji. Tutaj przechowujemy tę wielokulturową spuściznę. Jednakowo przechowujemy zbiory Baworowskich, Dzieduszyckich, Ossolińskich, jak i Towarzystwa Naukowego. Nasz cel i nasza misja to: zachować, opisać, udostępnić, przekazać, propagować. Do tego robimy teraz elektroniczne katalogi, gdzie zaznaczamy, z jakich kolekcji pochodzą książki, opisujemy ich proweniencje. Jesteśmy dumni z tego, że w naszej bibliotece jest zachowana ta informacja, że pracujemy nad tym, aby nie została utracona żadna kartka. A kolekcja Dzieduszyckich, biblioteka Dzieduszyckich bardzo ucierpiała w latach czterdziestych i po latach czterdziestych, wiemy, że książki były palone przez moskiewskich żołnierzy, moskali. Chcemy zachować, to co zostało i powinniśmy być dumni, że pracujemy na takim wielokulturowym materiale źródłowym i możemy wyciągnąć z tego właściwe wnioski. Historycy i badacze kultury. Jesteśmy dumni z tego, że mamy to, że przekazujemy, że badamy i mamy możliwość pokazać. Właśnie taka była misja naszej wystawy, żeby pokazać tę ciągłość myśli Dzieduszyckiego i te bogactwa, które są jej wynikiem.

MD: Skąd się wziął pomysł na tę wystawę? Jaka jest jej historia?

OK: To była ciężka praca. Nie było łatwo. Ta praca dosyć długo trwała. Pomysł właśnie był na zaproszenie Związku Rodowego Dzieduszyckich. To było gdzieś dwa, dwa i pół roku temu. Dostaliśmy zaproszenie do Zarzecza z referatem o historii Biblioteki Poturzyckiej. My tej historii jeszcze nie badaliśmy i wtedy padł ten pomysł wystawy w formie historyczno-bibliograficznej rekonstrukcji. No i sądząc z tego, jak u nas przebiegło otwarcie wystawy i kilka dni po tym, wydaje mi się, że dobrą drogę wybraliśmy, dobry pomysł był udało się nam go zrealizować.

MD: Kogo specjalnie chciałaby Pani na tę wystawę zaprosić? Dla kogo ona jest zrobiona w Pani sercu?

OK: Mając dosyć duże doświadczenie w kontaktach z czytelnikami, powiem, że to trudno powiedzieć, komu najbardziej będzie się podobać. Na wystawę przychodzą studenci, w ciągu dwóch dni kilku profesorom z uniwersytetu ją pokazywałam. Byli nadzwyczaj zainteresowani. Na wernisażu był profesor Marian Mudryj, historyk. Jego zainteresowało wiele, wiele eksponatów. Będzie ich potrzebował do swoich badań. O profesorze (A.) Bokoteju nawet nie będę mówić – on chciałby zamieszkać obok tych gablot. On doskonale zna inne zbiory, ale tu są te dokumenty, których potrzebuje. Wiem, że przyjdą artyści, bo są zainteresowani częścią eksponatów. Wiem, że przychodzą kartografowie. Mapami zainteresował się też pan konsul. Czyli bardzo szeroka publiczność, bardzo różna. I czasem bywają takie odzewy, że nawet się ich nie spodziewasz. Wczoraj była doktorantka języka chińskiego u nas z uniwersytetu, była bardzo zaciekawiona. Ona doskonale rozmawia po ukraińsku, zajmuje się badaniami Cyryla i Metodego, a wystawa bardzo jej się podobała. Czyli mamy bardzo szeroki krąg odbiorców. Nie robiłam tej wystawy dla kogoś jednego. Robiłam dla nas wszystkich, i jestem pewna, że wystawa będzie dalej cieszyć się dużym zainteresowaniem, bo teraz wiele instytucji Lwowa będzie swoje wystawy o Dzieduszyckim robić. Do nas już nadeszły prośby, żeby coś pożyczyć, nie z naszej wystawy. Mamy znacznie więcej materiałów, które możemy pożyczać, i oczywiście będziemy to robić.

MD: Te wystawy, o których pani wspomniała, to będą wystawy dotyczące Włodzimierza Dzieduszyckiego?

OK: Mówię o wystawach, które są u nas we Lwowie zaplanowane przez wielki komitet organizacyjny, który składa się z wielu naszych instytucji naukowych, muzealnych, nawet Katolicki Uniwersytet, który zorganizował seminarium. Tam wystąpiłam z naszymi propozycjami. Placówki oświatowe, Uniwersytet Franka, Uniwersytet Rolniczy, Przyrodoznawstwo. Uniwersytet Leśno-Techniczny. Czyli bardzo taka szeroka publiczność.

MD: Proszę powiedzieć, jaka jest Pani ulubiona książka z Biblioteki Poturzyckiej?

OK: Ostatnio najbardziej ucieszyła mnie Kronika Maurycego Dzieduszyckiego. Znalazłam tam ten napis. Nie mam ulubionych książek. Kocham je wszystkie. Na książkę patrzę jako badacz. Może to bardzo źle, ale bardzo mało czytam książek artystycznych. Ale lubię czytać bibliografie i na pewno pan mnie zrozumie. Nie mogę powiedzieć, że teraz, przygotowując te wystawę, z radością czytałam, wpatrywałam się w wiele książek tych, na których teraz są autografy, tych ludzi, którzy je pisali w tysiąc osiemset czterdziestym roku. Wszystkie są tak interesujące. Bolałoby mnie serce, gdybym powiedziała, że ta czy jakaś inna podobała mi się bardziej.

Na spotkaniu z mieszkańcami Zarzecza 18 września oraz na konferencji 19 września 2025 Mateusz Dzieduszycki przedstawił sylwetkę Włodzimierza Dzieduszyckiego. Zapraszamy do zapoznania się z prezentacją.

Loader Loading...
EAD Logo Taking too long?
Reload Reload document
| Open Open in new tab