Zapraszamy uczniów klas V–VIII do udziału w konkursie artystyczno-literackim z nagrodami!
Sięgnij po wiedzę i nagrody!
Z pasji do przyrody
Włodzimierz Dzieduszycki (1825–1899) był jedynym synem Józefa i Pauliny z Działyńskich. Urodził się 22 czerwca 1825 roku w Jaryszowie na Podolu, na terenie dzisiejszej Ukrainy.
Był bardzo chorowitym i nieśmiałym dzieckiem. Uczył się w domu. Rodzice i nauczyciele bardzo wcześnie zwrócili uwagę na jego zainteresowania przyrodnicze i wspierali go w rozwijaniu tej pasji. Wiele lat później wspominał z rozrzewnieniem o dzieciństwie spędzonym na poszukiwaniach przyrodniczych eksponatów:
„Młody chłopiec zaczął składać w małej szafeczce dziecinnego pokoju przyniesione ze spaceru ślimaki, chrząszcze, łapane kapelusikiem motyle, kwiatki i rośliny przy drodze zbierane a chowając się we Lwowie, znosił te przedmioty z Pohulanki, z Zofijówki, Cetnerówki, Żelaznej Wody itd; a najzacniejsi i światli rodzice, kochający gorąco chłopca i krajowe rzeczy i krajową przyrodę i wszystko co rodzime, wprowadzali pomału syna w otwartą otaczającą go naturę i przyzwyczajali do patrzania i wpatrywania się w ten świat otaczającej go przyrody, i ułatwiali mu to jego zbieranie, a i matka sama pomagała i uczyła oczyszczać zebrane ślimaki, nazywać je, porównywać, w czem jej przez nią samą zebrany znaczny zbiór muszli różnych krajów dopomagał (…) i pomagała rośliny zbierać i zasuszać, a ojciec, znany swego czasu bibliograf polski, rośliny w starych zielnikach, jak Marcin z Urzędowa, Syreniusz, wyszukiwać i oglądać pozwalał. Wybierani przez rodziców nauczyciele kierowali i rozwijali budzące się w chłopcu zamiłowanie do ojczystej przyrody. Zamiłowanie to z latami wzrastało, i do szerszego zbierania pobudzało…”.
Muszle, zbierane razem z matką, znalazły godne miejsce w Muzeum im. Dzieduszyckich, które założył we Lwowie. Cieszyło się ono ogromną popularnością, a jego właściciel, mimo niechęci do publicznych wystąpień, nigdy ich nie odmawiał, jeżeli tylko dotyczyły popularyzowania wiedzy przyrodniczej i ukochanego muzeum.
18 lipca 1888 roku, podczas piątego Zjazdu Lekarzy i Przyrodników Polskich we Lwowie, wystąpił w wielkiej sali lwowskiego ratusza, opowiadając o wędrówkach ptaków. Jego przyjaciel i malarz Juliusz Kossak (1824–1899) uwiecznił to wystąpienie na rysunku, na którym można dostrzec również eksponaty przyniesione przez Dzieduszyckiego ze znajdującego się nieopodal Muzeum (przy ulicy Teatralnej 18).
Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie istnieje do dzisiaj jako Państwowe Muzeum Przyrodnicze Narodowej Akademii Nauk Ukrainy. Nadal znajdują się tam eksponaty, które zgromadził Włodzimierz.
Jak muzeum działa dzisiaj, można zobaczyć TUTAJ.
Pamiątka Pieniacka
Niewiele osób wie, że pierwszy na ziemiach polskich rezerwat przyrody został założony w 1886 roku przez Włodzimierza Dzieduszyckiego w jego rodzinnym majątku Pieniaki na Podolu, na terenie dzisiejszej Ukrainy. Został nazwany „Pamiątka Pieniacka”. Obejmował powierzchnię około 22 hektarów (40 mórg). Naturalny las bukowy przetrwał do I wojny światowej, podczas której został wycięty przez żołnierzy sowieckich. Znamy go z opisu profesora Władysława Szafera, który miał to szczęście, że mógł go jeszcze podziwiać:
„…to znajdzie się we wnętrzu „pamiątki” leśnej w Pieniakach, w mroku leśnym prastarej buczyny i odczuje głęboko cały urok i piękno przyrody pierwotnej, komu ten szmat lasu pięknego nasunie wątek myśli poważnej i twórczej, kogo urok jego zwiąże jednym więcej serdecznym węzłem z rodziną, polską ziemią, ten niech wspomni ze czcią imię męża, który pierwszy odczuł piękno tego zakątka kraju i w obywatelskim zrozumieniu doniosłości jego znaczenia przekazał następnemu pokoleniu „pamiątkę pieniacką” ku wieczystemu jej zachowaniu.”
(prof. Władysław Szafer, 1912).
Krótkie hasło na temat rezerwatu znajduje się w Encyklopedii Leśnej.
Zielniki
Jedną z ulubionych lektur młodego Włodzimierza były zielniki z biblioteki jego ojca Józefa, np. dzieło Szymona Syreńskiego (Syreniusza) Zielnik z 1590 roku. Była to ilustrowana książka o roślinach użytkowych, licząca 1584 strony i zawierająca informacje o głównych gatunkach roślin znanych w Europie Środkowej i Południowej w XVI wieku. W założonym przez Włodzimierza muzeum przyrodniczym okazy zielnikowe stały się podstawą pierwszych kolekcji. Znalazły się tam między innymi zbiory profesora Uniwersytetu Lwowskiego i przyjaciela Hiacynta Łobarzewskiego, które prezentujemy w galerii poniżej. Wśród prezentowanych kart z wklejonymi okazami roślin, znajdują się również te, które zrobił własnoręcznie Włodzimierz z roślin zebranych gdzieś po drodze do Brodów, Pieniak czy Zarzecza.
Zielniki Włodzimierza Dzieduszyckiego i Hiacynta Łobarzewskiego znajdują się w Państwowym Muzeum Przyrodniczym NAN Ukrainy we Lwowie.
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Hiacynta Łobarzewskiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
- Zielnik Włodzimierza Dzieduszyckiego
Odwiedziny w Państwowym Muzeum Przyrodniczym NAN Ukrainy we Lwowie
Ptasie inspiracje
Cztery lata temu odbyła się pierwsza z cyklu konferencji naukowych poświęconych Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu z okazji 200. rocznicy jego urodzin. Wykład o wnuku Włodzimierza – też Włodzimierzu – wygłosił wówczas prof. Maciej Luniak z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN.
„Pana Włodzimierza poznałem w latach 50., gdy jako licealista, a potem student przychodziłem do Instytutu, między innymi na jego pogadanki o ptakach. Potem, od 1960 roku, gdy pracowałem tam jako ornitolog, był on już na emeryturze, ale nadal bywał w Instytucie wykonując prace zlecone”.
Wspólna praca i pasja ornitologiczna zaowocowały przyjaźnią, której wyrazem były m.in. kartki pocztowe, które panowie wysyłali do siebie z okazji świąt.
- Kartka z rysunkiem Włodzimierza Dzieduszyckiego jun., 8 kwietnia 1968
- Kartka z rysunkiem Włodzimierza Dzieduszyckiego jun., grudzień 1968
- Kartka z rysunkiem Włodzimierza Dzieduszyckiego jun., grudzień 1969

Przewodnik po Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie, Lwów 1895
Czy pasje można dziedziczyć? Na pewno można je przekazywać. Włodzimierz jun. był nie tylko kustoszem muzeum zbudowanego przez dziadka, ale również autorem przyrodniczych gawęd, w których wybrzmiewa nie tylko ogromna miłość do przyrody, ale przede wszystkim chęć zrozumienia zasad, jakie w niej panują. Na jego Gawędach starego leśnika pisanych żywym, często bardzo emocjonalnym językiem, wychowują się kolejne pokolenia młodych adeptów wiedzy przyrodniczej. Zapraszamy do lektury kilku fragmentów z Gawęd, ale wcześniej przyjrzyjmy się pięknym rysunkom jego syna Tytusa Dzieduszyckiego – biologa z wykształcenia, artysty z powołania – który wykonał ilustracje do niektórych opowiadań swojego ojca.
- Dudek – rys. Tytus Dzieduszycki
- Dudki – rys. Tytus Dzieduszycki
- Kukułka – rys. Tytus Dzieduszycki
- Gawrony – rys. Tytus Dzieduszycki
- Pluszcz – rys. Tytus Dzieduszycki
- Kukułka – rys. Tytus Dzieduszycki
- Koniec Gawrona – rys. Tytus Dzieduszycki
- Pluszcz – rys. Tytus Dzieduszycki
Zapraszamy do lektury kilku fragmentów z Gawęd starego leśnika.
O pluszczu:
„Zainteresowałem się, jak ten pozornie nieprzystosowany do nurkowania ptaszek chwyta swą zdobycz na dnie potoków. Udało mi się to kiedyś widzieć dokładnie we wschodnich Karpatach. U stóp góry Czywczyn wpada do Czeremoszu potok Dobryń. Zauważyłem, że w miejscu, gdzie Dobryń płynie nieco spokojniej i tworzy cichszą toń, jak Huculi tamtejsi mówią – „płeso”, często przylatuje pluszcz i tam właśnie nurkuje. Nad tym „płesem” było na kilka metrów wysokie urwisko, a pod nim woda przejrzysta jak kryształ, że każdy kamyk, każde ziarnko piasku na dnie można było policzyć. Zasiadłem tam z silną lornetką i… zobaczyłem. Pluszcz nie może nurkować jak ptaki pływające siłą nóg zaopatrzonych w płetwy. Radzi sobie inaczej. Rozpędza się nad strumieniem w powietrzu i siłą tego rozpędu wpada w wodę. Na dnie strumienia chwyta łapkami kamień. Ale prąd potoków górskich jest bystry, więc mógłby go zerwać. I na to znalazł pluszcz radę. Otwiera skrzydła i nastawia pod takim kątem, że go prąd do dna przyciska. Wtedy zaczyna dzióbkiem przewracać kamyki na dnie i co się tam pod nimi kryje – raczki, larwy owadów, robaki – chwyta w dziób i gdy już ma pełny, wynosi na powierzchnię i zjada”. (Gawędy starego leśnika, Warszawa 2021, s. 24)
Ptasie bitwy:
„Pewnego dnia zjawiło się na widowni czwarte [woleoczko]. Trzymało się w pobliżu, ale odosobnione. A w naszej trójce od razu się namiętności rozigrały do niemożliwych granic. Okazało się, że ten nowy przybysz to samiczka, a dotychczasowa trójka – to trójka hultajska młodych kawalerów. Natychmiast rozpoczęły się między nimi walki, aż pierze wkoło latało. Trwało tak dwa dni, aż trzeciego – znikła samiczka, a z nią jeden z kawalerów. Co prawda niezbyt daleko się wyprowadzili, bo w odległości jakich 150 metrów wyśledziłem ich, jak pod korzeniami starej olchy budowali gniazdo. W parę dni po zniknięciu tej pary zjawiła się druga samiczka i znowu po dwu dniach walki wyprowadziła się z drugim kawalerem. Gdzie się umieścili – nie udało mi się wytropić. Natomiast pozostały kawaler też znalazł sobie towarzyszkę i z nią usłali sobie gniazdko w tym samym wykrocie, tylko w innym splocie korzeni. Kwatera kawalerów pozostała pusta. Widocznie była za wielka na normalne gniazdo”. (Gawędy starego leśnika, Warszawa 2021, s. 27–28)
O dudkach:
„A teraz przejdźmy do zarzutu, który się często stawia dudkowi: że śmierdzi. Nieprawda! Dudek jako taki nie śmierdzi. Więc skąd o nim ta opinia? To zbrodniarze rozpowszechnili tę plotkę o dudku! Tak, zbrodniarze, bo ci, co wybierają gniazda ptasie!
Tylko pisklęta dudka śmierdzą. Dopóki nie porosną w piórka, przyroda tak urządziła, że ich gruczoł tłuszczowy wydziela wraz z tłuszczem pewien olejek, mocno niepachnący, co je chroni przed wyjadaniem przez różne łasice i wiewiórki, lubiące odwiedzać w celach rabunkowych gniazda w dziuplach. Za zjawieniem się w gnieździe wroga uczucie strachu wywołuje u piskląt gwałtowny skurcz gruczołu i owa cuchnąca ciecz wytryska nawet na dość znaczną odległość, zmuszając intruza do rejterady”. (Gawędy starego leśnika, Warszawa 2021, s. 32)
Podglądanie kukułki:
„Kukułki bardzo lubią podrzucać swe jaja właśnie pokrzewkom. Wprawdzie znane „kukanie” wydaje tylko samiec kukułki, ale wiadomo, że samce mają swoje rewiry, których strzegą zazdrośnie, a samiczki włóczą się po świecie i zalatują to tu, to tam do któregoś samczyka w odwiedziny. Jeśli jednak chodzi o złożenie jajka w cudzym gnieździe, to wtedy musi samiec pomagać. Skojarzywszy te wszystkie wiadomości szedłem na ową polankę z myślą podpatrzenia kukułki i tych chytrości, jakich używa, by swoje jajko podrzucić. Bardzo ostrożnie podszedłem do gniazda pokrzewek, bo są one bardzo nieufne przy gnieździe, a nieostrożnie przepłoszone wyrzekają się nawet gniazdka i jajek. Gniazdko było już całkiem na wykończeniu i leżały w nim dwa jajka. Wiedziałem, że to jeszcze nie cały lęg, bo pokrzewka ma zwykle cztery lub pięć jaj. Wszystko układało się jak najlepiej. Usadowiłem się więc jak najwygodniej w krzaku olchowym naprzeciw gniazda pokrzewki i czekałem. Siedziałem tak dość długo. Pokrzewki od czasu do czasu przylatywały – to jedna, to druga – przynosiły jakiś materiał na gniazdko i coś przy nim poprawiały. Dokładnie zobaczyć nie mogłem, co robiły, bo samo gniazdko było zanadto zakryte. W pewnej chwili dość wysoko na drzewie, ale w pobliżu gniazda mignął mi bury cień. Lornetka pomogła stwierdzić, że była to kukułka-samiczka. Siedziała swoim zwyczajem na dość grubej gałęzi (kukułki mają łapki bardzo niedołężne i słabe i dlatego obejmowanie nimi cienkich gałązek tak mocno, by ten chwyt trzymał, stanowi dla nich wielką trudność) i przypatrywała się otoczeniu. Kto jednak miał choć trochę zmysłu obserwacyjnego, musiał zauważyć, że śledzi ona każdy ruch pokrzewek i postęp w budowie gniazda. Za mną w olszynce odzywało się od czasu do czasu kukanie samca. Miałem wszelkie dane po temu, że tym razem zobaczę na pewno to, o co mi chodziło: podrzucanie jajka przez kukułkę”. (Gawędy starego leśnika, Warszawa 2021, s. 34–35)
Kruki i błyskotki:
„Że kruki nie lubią zmian w otoczeniu, miałem możność obserwować wiele razy. Wystarczyło, że na wiosnę grządki kwiatowe przed domem zostały przekopane, a już kruki z najwyższą nieufnością omijały te czarne pasy i dopiero po kilku dniach przekonywały się, że to nic groźnego. W rogu ogrodu postawiliśmy sobie altankę. Długi czas omijały ją z daleka i dopiero, gdyśmy częściej zaczęli w niej przesiadywać, to i one za nami przychodziły. „Kradzenie” okazało się też raczej zmysłem obserwacyjnym i niechęcią do przedmiotów niestonowanych z otoczeniem. Kruk „kradnie” przedmioty błyszczące dlatego, że są czymś nienormalnym w otoczeniu. Na to miałem szereg dowodów. Gdy na czarnych przekopanych grządkach kwiatowych zaczynały wyrastać z ziemi grubsze zielone pędy np. tulipanów, to z początku każdy taki zielony, odbijający od czarnego tła pęd wyrywały. Musieliśmy ponakrywać grządki gałęziami świerkowymi. Gdy roślinność już dosyć podrosła, zdjęliśmy gałęzie i wtedy kruki uznały, że wszystko w porządku – ale gdy na zielonym tle rabatek zaczęły zakwitać pierwsze barwne kwiaty, zrywały każdy. Musieliśmy kruki na pewien czas zamknąć w klatce, bo byśmy nie mieli ani jednego kwiatka. Dopiero gdy rabaty równo zakwitły, znowu kruki uznały, że wszystko w porządku i szkód nie robiły”. (Gawędy starego leśnika, Warszawa 2021, s. 44)
Związek Rodowy Dzieduszyckich dziękuje profesorowi Maciejowi Luniakowi za podarowane kartki, które Pan profesor otrzymał od Włodzimierza Dzieduszyckiego.
MD
- Kartka z rysunkiem Włodzimierza Dzieduszyckiego jun., grudzień 1969
- Kartka z rysunkiem Włodzimierza Dzieduszyckiego jun., grudzień 1968
- Kartka z rysunkiem Włodzimierza Dzieduszyckiego jun., 8 kwietnia 1968
- Dudek – rys. Tytus Dzieduszycki
- Dudki – rys. Tytus Dzieduszycki
- Kukułka – rys. Tytus Dzieduszycki
- Kukułka – rys. Tytus Dzieduszycki
- Gawrony – rys. Tytus Dzieduszycki
- Koniec Gawrona – rys. Tytus Dzieduszycki
- Pluszcz – rys. Tytus Dzieduszycki
- Pluszcz – rys. Tytus Dzieduszycki
Pułapka na bociana
Andriy Bokotey z Państwowego Muzeum Przyrodniczego NAN Ukrainy we Lwowie w marcu 2017 roku zorganizował wyprawę, której celem była założenie fotopułapki na jednym z gniazd bociana czarnego. Fotopułapka – zamontowana blisko gniazda – pozwoliła obserwować życie bocianiej rodziny, poznać jej zwyczaje oraz zachowania w okresie lęgowym.
Kafle z ptasimi motywami
Włodzimierz Dzieduszycki był zachwycony rzemiosłem ludowym, które promował na wystawach krajowych i zagranicznych. Zakupione przez siebie przedmioty umieszczał w dziale etnograficznym w swoim muzeum albo posyłał do zaprzyjaźnionych instytucji, takich jak krakowskie Muzeum Techniczno-Przemysłowe, któremu podarował gliniany kafel z namalowanym na nim zielonym ptaszkiem.

Muzeum Narodowe w Krakowie; www.zbiory.mnk.pl; MNK IV-C-2508; fot. Ewelina Słowińska

Muzeum Narodowe w Krakowie; www.zbiory.mnk.pl; MNK IV-C-2508; fot. Ewelina Słowińska
„Położony na północ od Lwowa Sokal był znanym ośrodkiem garncarskim. Tutejsi mistrzowie wykonywali zarówno naczynia, jak i kafle, wśród których najbardziej charakterystyczne były te wykonane z gliny pokrytej pobiałką o rytych konturach i malowanej dekoracji w kolorach żółtym, zielonym i brązowym. Zestawienie mocnych, lecz dosyć jasnych barw z białym tłem sprawiało, że wyroby były niezwykle dekoracyjne. Do najbardziej znanych garncarzy działających w Sokalu należał Bazyli Szostopalski, któremu przypisane zostały dwa kafle znajdujące się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Zarówno one, jak i pochodzące z Sokala naczynia przekazane zostały do zbiorów krakowskiego Muzeum Techniczno-Przemysłowego przez hr. Włodzimierza Dzieduszyckiego, najprawdopodobniej po Krajowej Wystawie Rolniczej i Przemysłowej we Lwowie w 1877 roku. Jak opisują badacze, Szostopalski ozdabiał swe kafle kilkoma powtarzającymi się motywami. Były to ukwiecona gałązka, czteropłatkowa rozeta oraz ptak – często spotykany na naczyniach (miskach czy dzbankach) z Sokala, pojawiający się także na naszym kaflu. Charakterystyczne wyroby Szostopalskiego eksponowane były na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie w 1894 roku, gdzie zrekonstruowano chaty i zagrody chłopskie z różnych regionów Galicji. W zagrodzie włościańskiej z Polesia, w izbie po lewej znajdowały się robione przez niego naczynia, a w izbie po prawej ustawiono piec złożony z kafli, które zrobił – jak napisano w katalogu wystawy – „słynny swojego czasu na całą okolicę ś.p. Szostopalski z Sokala”.
Bożena Kostuch
Wymiary kafla: wysokość: 25 cm, szerokość: 19 cm
Technika: rytowanie, zdobienie ceramiki malowaniem, zdobienie ceramiki szkliwieniem
Tworzywo: glina
Wszystkie informacje za: ZBIORY MNK.PL