Gawędy starego leśnika ukazały się po raz pierwszy w październiku 1956 roku nakładem Ludowej Spółdzielni Wydawniczej w Warszawie w liczbie 8269 sztuk. Okładkę zaprojektował młody absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, Bogusław Biegański. Włodzimierz Dzieduszycki miał wówczas skończone 71 lat, ale składające się na książkę opowiadania zaczął pisać już 1945 roku w Jarosławiu i kontynuował zimą 1948/49 roku w Rabce. Jak zaznaczył w nocie Od autora w czasie wojny stracił swoje przedwojenne notatki, dlatego pisząc Gawędy mógł polegać tylko na swojej pamięci.
Kim był tytułowy „leśnik” i narrator tych opowieści?
Urodził się 10 maja 1885 roku we Lwowie jako syn Anny z Dzieduszyckich (1859–1917) i Tadeusza (1841–1918)1. Po dziadku Włodzimierzu (1825–1899), który był założycielem Muzeum Przyrodniczego we Lwowie, odziedziczył nie tylko imię, ale przede wszystkim miłość do przyrody i ojczyzny oraz pasję badawczą. „Już jako młody chłopak interesowałem się bardzo pracą mego dziadka, założyciela tego Muzeum. Wiedziałem więc, że pomyślał je on jako «Muzeum Ziem Polskich» […] Z opowiadań starych członków rodziny wiem, że pani Paulina2 bardzo starała się rozwijać to zamiłowanie syna, a jej patriotyzm kazał jej coraz bardziej kierować to zamiłowanie syna na całą przyrodę polską. On to rozszerzył w późniejszym życiu na wszystko co polskie, co na ziemiach dawnej Polski istniało, żyło, od minerałów po człowieka włącznie”.3Od młodych lat pasjonowała go przyroda. W Niesłuchowie, już jako piętnastolatek, chwalił się swoimi naukowymi obserwacjami profesorowi Marianowi Łomnickiemu: „Okazał mi wielkie zainteresowanie i to tak daleko idące, że choć już dobrze niemłody [miał wówczas 55 lat – red.] polazł za mną na strych obejrzeć«moje» gniazdo szerszeni” [Szerszeń].
W 1903 roku zdał maturę w gimnazjum św. Anny w Krakowie i rozpoczął studia na Wydziale Rolniczym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przerwał je z powodu wyjazdu do Rosji, aby przejąć rodzinny majątek Jaryszów na Podolu rosyjskim4. W styczniu 1905 roku zdał rosyjską maturę, co było jednym z warunków pomyślnego załatwienia spraw majątkowych (oprócz przyjęcia obywatelstwa rosyjskiego i potwierdzenia tytułu hrabiowskiego) i w maju wrócił do Lwowa. Rozpoczął studia na Wydziale Inżynierii Wodnej Politechniki Lwowskiej, by w 1908 roku, „mając jednakże upodobania przyrodnicze”5, wrócić na Uniwersytet Jagielloński. Po ukończeniu studiów rolniczych w celu odbycia praktyk pracował jako sekretarz wuja Witolda Czartoryskiego w Pełkiniach oraz zarządzał majątkiem rodziców w Niesłuchowie.
20 sierpnia 1912 roku ożenił się z Wandą z Sapiehów (1890–1978), z którą miał trzynaścioro dzieci6. Wspólne życie rozpoczęli w odziedziczonym Jaryszowie. Po wybuchu I wojny światowej wyjechali do Kijowa, gdzie Włodzimierz natychmiast zaangażował się w pomoc ofiarom wojny (m.in. jako sekretarz Polskiego Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny), w prace na rzecz rozwoju oświaty polskiej i ratowania polskiego teatru oraz w działalność polityczną. Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Kijowa wyjechał z rodziną do Lwowa, gdzie również włączył się w bieżącą działalność polityczno-społeczną. Po zakończeniu I wojny światowej stał się jednym z czołowych działaczy społeczno-gospodarczych w Galicji, ale najważniejsze wyzwanie stanęło przed nim w grudniu 1918 roku, kiedy musiał przejąć po swoim starszym bracie Pawle zarząd ordynacją poturzycko-zarzecką7.
Włodzimierz z ogromnym zaangażowaniem zajął się sprawami muzeum i jego funkcjonowania w nowej rzeczywistości historycznej. „Myślą przewodnią działalności hr. Dzieduszyckiego było przyczynienie się do ponownego scalenia wyzwolonego spod trzech zaborów kraju: już w roku 1921 ekspedycja naukowa złożona z grupy pracowników muzeum, przy udziale hr. Dzieduszyckiego, prowadziła badania na polskim wybrzeżu Bałtyku, częściowo też na terenie Wolnego Miasta Gdańska (tu nawiązano współpracę z Zachodniopruskim Muzeum Prowincjonalnym8, kierowanym przez dr. Hugo Conwentza), w czasopismach naukowych wydawanych przez muzeum publikowano także wyniki badań z dalszych okolic Polski, muzeum prowadziło wymianę doświadczeń i publikacji z pokrewnymi placówkami naukowymi w kraju i za granicą. Współpracownicy muzeum przyczynili się w roku 1929 do odkrycia i spreparowania kompletnie zachowanego okazu nosorożca włochatego (Coleodonta antiquitatis) z okresu plioceńskiego, który wystawiony jest w muzeum w Krakowie, a jego kopia m.in. w Muzeum Brytyjskim w Londynie”.9 Jako czwarty i ostatni ordynat prowadził sprawy ordynacji i Muzeum Przyrodniczego aż do wybuchu II wojny światowej.
Włodzimierz z zamiłowania był ornitologiem. W 1937 roku utworzył w lasach poturzyckich 500-hektarowy rezerwat dla gnieżdżących się tam ptaków drapieżnych oraz brał udział w tworzeniu stacji ornitologicznej w celu śledzenia przelotu ptaków w górnym biegu Bugu. Jako kurator Muzeum należał również do wielu towarzystw naukowych oraz brał udział w kongresach naukowych, na przykład w 1938 roku w 9. Międzynarodowym Kongresie Ornitologicznym w Rouen we Francji.
II wojna światowa zastała go w pałacu w Zarzeczu, gdzie mieszkał z rodziną od 1921 roku. Udzielił tam schronienia rodzinie swojego brata Stanisława oraz wysiedleńcom z Poznańskiego, wspierał partyzantów z AK (w majątku działała tajna radiostacja) oraz ukrywał rodziny żydowskie. Trzeciego października 1944 roku, wkrótce po wkroczeniu wojsk rosyjskich do Zarzecza, Włodzimierz został aresztowany przez NKWD (razem z synem Tadeuszem i zięciem Janem Szeptyckim) i przez dwa miesiące był więziony w Rzeszowie. W tym czasie jego rodzina musiała opuścić pałac. Dzieduszyccy zamieszkali najpierw u oo. Dominikanów w Jarosławiu, później osiedli w Rabce, gdzie Włodzimierz próbował utrzymać liczną rodzinę najpierw prowadząc pensjonat „Margrabianka”, a od maja 1948 roku pracując na stanowisku referenta gospodarczego i kierownika magazynów w Zarządzie Uzdrowiska. Jednocześnie poszukiwał pracy związanej z jego przyrodniczymi i językowymi kompetencjami10. Dzięki wsparciu profesora Jana Noskiewicza, dawnego pracownika MuzeumDzieduszyckich we Lwowie, oraz dzięki pomocy profesora Stanisława Feliksiaka otrzymał pracę w Państwowym Muzeum Zoologicznym w Warszawie (późniejszy Instytut Zoologii Polskiej Akademii Nauk) jako asystent i opiekun naukowej kolekcji ptaków. Wygłaszał też comiesięczne prelekcje dla członków KołaOrnitologicznego11. Pracował tam do emerytury w 1958 roku.
Zmarł 9 września 1971 roku w Warszawie i został pochowany w krypcie Dzieduszyckich w kościele pw. św. Michała Archanioła w Zarzeczu.
Gawędy…, według zamysłu autora, nie miały ambicji naukowych ani literackich. W nocie Od autora „stary leśnik” napisał, że chciał wzbudzić w czytelnikach „wzmożone zainteresowanie, gorętsze uczucie, szczersze umiłowanie naszej przyrody”. Aby zrealizować wyznaczony sobie cel popularyzatorski sięgnął po gatunek literacki, który dawał mu możliwość nawiązania bezpośredniej relacji z czytelnikiem oraz pełną swobodę językową, stylistyczną i kompozycyjną. Gawęda jako forma spisanej ustnej opowieści znakomicie nadawała się do odbycia zapowiadanej przez autora we wstępie sentymentalnej podróży do czasów, które bezpowrotnie minęły. „Ot, siadł stary w fotelu, zapalił fajeczkę i wspominając dawne czasy […], opowiada” – nieco archaicznym, ale żywym językiem o przyrodzie, której obserwowanie i badanie było od dzieciństwa jego pasją.
Być może nazwanie siebie „leśnikiem” to unik przed cenzurą, której pośredni wpływ można odnaleźć w książce. Bycie leśnikiem, który miał „liczne i bliskie kontakty z naukowcami” i „współpracował z muzeum przyrodniczym”, pozwoliło mu bez przeszkód pisać o przyrodzie – bez wdawania się w szczegóły o arystokratycznym pochodzeniu i zarządzaniu jednym z ważniejszych muzeów przyrodniczych w Europie. Sformułowania takie, jak: „był stary dwór”, „koło naszego domu był duży ogród, prawie mały park”, „muzeum, z którym współpracowałem przed wojną” – bez podawania nazw miejscowości czy instytucji – są świadectwem powojennej rzeczywistości, w której musiał znaleźć swoje miejsce.
W rodzinnych wspomnieniach zachował się jego obraz, jako człowieka skromnego, pozbawionego wielkopańskiej maniery i rozkochanego w przyrodzie. Mamy prawo przypuszczać, że Włodzimierz szczerze myślał o sobie, jako o „starym leśniku”, który kontakt z przyrodą przeżywał niezwykle intensywnie: „Choć jestem stary, ale jeszcze dziś wiosna działa na mnie tak, że gdy się robi ciepło i ptaki zaczynają wyśpiewywać, to w domu czy w instytucji, w której pracuję, trudno mi wysiedzieć. Chciałby człowiek gonić na pola i w lasy, i patrzeć, i słuchać, i wdychać zapach ziemi, zapach pól, łąk i drzew. Więc cóż dziwnego, że gdy byłem o trzydzieści lat młodszy i miałem pracę związaną z lasami, to dniami, a często i nocami nosiło mię po zagajnikach, stawach, polach, by podsłuchiwać, podpatrywać to prężące się, bujne życie przyrody” [Kukułka].
Pasja, z jaką Włodzimierz Dzieduszycki oddawał się obserwacji przyrody oraz fascynacja ptakami spowodowały, że powstała niniejsza książka. Opisane w gawędach i stosowane przez autora techniki i narzędzia badawcze, które współczesnego czytelnika mogą szokować, były właściwe dla ówczesnej epoki. Nawet jeżeli niektóre z nich nie zyskują dzisiaj naszej aprobaty („zawód przyrodnika nie zawsze jest poetyczny” [Pluszcz]), nie sposób nie docenić ogromnej pasji, troskliwości i czułości w podejściu do przyrody oraz wyraźnej potrzeby życia z nią w przyjaźni i harmonii.
Wznawiany obecnie tekst nie został zmieniony ani stylistycznie, ani gramatycznie. Pozostawiono bez zmian wyrazy, wyrażenia i konstrukcje gramatyczne nie w pełni zgodne z dzisiejszą normą językową, uznając, że ich uwspółcześnianie byłoby zbyt dużą ingerencją w tekst. Zastosowano jedynie współczesną ortografię i interpunkcję oraz rozwinięto niektóre skróty. Uznano, że pozostawienie przestarzałych lub nieużywanych dziś wyrazów i zwrotów jest wartościowe również od strony językowej – poszerza słownictwo czytelnika oraz, co najważniejsze, oddaje ducha epoki, w której rodziły się Gawędy.
Tekst został opatrzony przypisami wszędzie tam, gdzie znaczenie wyrazów, które wyszły z użycia, może być niezrozumiałe dla dzisiejszego czytelnika albo zamieszczone przez autora informacje wymagały dopowiedzenia lub wyjaśnienia12. Dotyczy to również osób i informacji biograficznych oraz cytatów, o ile udało się odnaleźć ich źródło. W tekście zamieszczono nieliczne wtrącenia redakcyjne, ujęte w nawiasy kwadratowe. Przypisy pochodzą od wydawcy, chyba że zaznaczono inaczej.
W archiwach rodzinnych zachował się egzemplarz Gawęd…, w którym naniesiona jest ręką autora jedna poprawka. W gawędzie o pluszczu, „który po wszystkich drzewach i zapłociach ugania się za pająkami” zostało skreślone słowo „drzewach” i nadpisane „krzewach”. Ta drobna zmiana upewniła wydawcę, że nie należy ingerować w tekst, który najprawdopodobniej był w całości przez autora zaakceptowany.
Dwa ostatnie rozdziały zostały poświęcone reniferom oraz lemingom i powstały na podstawie obcojęzycznej literatury. Autor był najprawdopodobniej tłumaczem dwóch długich cytatów zamieszczonych w tych gawędach.
W wydaniu z 1956 roku znalazły się czarno-białe zdjęcia zwierząt i ptaków wykonane przez Jerzego Stefaniaka. W obecnej edycji zastąpiły je kolorowe rysunki wykonane przez wnuczkę Włodzimierza – Paulinę Dzieduszycką-Martusewicz.
We wstępie O książce i jej autorze profesor Maciej Luniak podzielił się opinią o książce i wspomnieniami o autorze, którego poznał jako licealista, a później współpracował z nim w Muzeum i Instytucie Zoologii PAN na Wilczej 64 w Warszawie. Publikację zamykają wspomnienia Gabrieli Dzieduszyckiej-Kozak, wnuczki Włodzimierza, pamiętającej swojego dziadka z czasów wspólnego zamieszkiwania na ul. Bajońskiej w Warszawie, wnuczki Teresy Gubrynowicz oraz Eugeniusza Nowaka zaczerpnięte z jego książki Ludzie nauki w czasach najtrudniejszych13.
Bezpośrednim impulsem do wznowienia książki była 50. rocznica śmierci Włodzimierza jr. Dodatkową motywację do podjęcia tej inicjatywy daje przekonanie, że Gawędy… stanowią cenne źródło wiedzy o epoce i środowisku, z których autor pochodził i które ukształtowały jego wrażliwość na naturę i przyrodniczą pasję.
Wydawca dziękuje Józefowi Hordowskiemu, Pawłowi Kądzieli, profesorowi Kazimierzowi Karolczakowi, Janowi Krzywdzińskiemu, profesorowi Maciejowi Luniakowi, Eugeniuszowi Nowakowi za nieocenioną pomoc w przygotowaniu obecnego wydania Gawęd starego leśnika.
- Informacje biograficzne za: K. Karolczak, Dzieduszyccy. Dzieje rodu. Linia poturzycko-zarzecka, Kraków 2001; Własnoręczny życiorys spisany przez Włodzimierza Dzieduszyckiego jun., Zakład Narodowy Ossolińskich we Wrocławiu, Dział Rękopisów, sygn. 303/84; Życiorys z 20 lipca 1949 r. złożony przy podaniu o zatrudnienie w Instytucie MiIZ PAN, Archiwum Muzeum i Instytut Zoologii PAN. ↵
- Paulina z Działyńskich (1795–1856), żona Józefa (1776–1847), prababka autora; zwrot „pani” wynikał najprawdopodobniej z oficjalnego charakteru notatki. ↵
- Notatka do papierów, dotyczących zbioru konchiliów Pauliny z Działyńskich Józefowej Dzieduszyckiej jako pierwocin Muzeum Dzieduszyckich we Lwowie, Włodzimierz Dzieduszycki, Warszawa 27.03.1961, Archiwum MiIZ PAN. ↵
- Po śmierci Włodzimierza Dzieduszyckiego sen. w 1899 r. Jaryszów, który po rozbiorach Polski znalazł się w rosyjskiej części Podola, nie mógł być przejęty przez spadkobierców. Jego dziedziczenie uzależnione było (zgodnie ze znowelizowanym wcześniej prawem rosyjskim) od posiadania „poddaństwa” (obywatelstwa) rosyjskiego. Włodzimierz to „poddaństwo” przyjął, ale by chronić się przed długoletnią służbą wojskową musiał zdać rosyjską maturę. ↵
- Życiorys…, dz. cyt. ↵
- Tadeusz (1913–1997), Anna (1914–2008; po mężu Szeptycka), Jan (1916–1995), Eustachy (1917–1997), Andrzej (1919–1932), Krzysztof (1922–1935), Maria (1923–2014), Elżbieta (1925–2003; po mężu Karska), Teresa (1927–2017), Jadwiga (1928; po mężu Bernhardt), Katarzyna (1929; po mężu Herbert), Paweł (1931–1987) i Tytus (1934–1973). ↵
- Ordynację poturzycko-zarzecką stworzył Włodzimierz Dzieduszycki (1825–1899), aby zapewnić stałe finansowanie dla Muzeum Przyrodniczego im. Dzieduszyckich. Akt fundacyjny powierznictwa familijnego hrabiów Dzieduszyckich został ogłoszony w Dzienniku Ustaw Państwa 5 stycznia 1894 r. Składał się z 22 artykułów, które szczegółowo określały cele, podstawy majątkowe i zasady dziedziczenia ordynacji połączonej z Muzeum, aby zapewnić mu podstawy materialne „po wsze czasy”. Ordynatami byli kolejno: Włodzimierz Dzieduszycki (1894–1899), Tadeusz Dzieduszycki (1899–1918), Paweł (przez kilka miesięcy 1918 roku przed wstąpieniem do zakonu jezuitów) i Włodzimierz Dzieduszycki jr. (1918–1939). Ordynacje rodowe w Polsce przestały istnieć w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku, a ramy prawne ich likwidacji określiła ustawa z dnia 13 lipca 1939 r.; za: K. Karolczak, dz. cyt. ↵
- Westpreußisches Provinzialmuseum (Muzeum Prowincji Zachodniopruskiej). ↵
- E. Nowak, Ludzie nauki w czasach najtrudniejszych, Bogucki Wydawnictwo Naukowe, Poznań 2013, s. 112. ↵
- „Włodzimierz nie posiadał stosownych dokumentów potwierdzających jego kwalifikacje. Kuratora Muzeum Przyrodniczego nikt nie pytał wcześniej o stopnie czy tytuły naukowe, natomiast w nowej rzeczywistości to właśnie one otwierały drogę do zatrudnienia w tego typu placówkach. Atutem Włodzimierza były natomiast członkostwa w wielu towarzystwach naukowych, nazwisko znane w kręgach nie tylko polskich ornitologów oraz biegła znajomość kilku języków, w tym szczególnie cenionego po drugiej wojnie rosyjskiego”. Za: K. Karolczak, dz. cyt., s. 267. ↵
- Prof. S. Feliksiak był dyrektorem w Państwowym Muzeum Zoologicznym. Znał i cenił zasługi Włodzimierza Dzieduszyckiego. W życiorysie oraz ankiecie personalnej, które znalazły się w aktach personalnych zostały pominięte niewygodne w rzeczywistości powojennej informacje z biografii Dzieduszyckiego, np. o działalności w AK podczas okupacji niemieckiej; za: E. Nowak, dz. cyt., s. 120. ↵
- Współczesne znaczenia słów podano korzystając z następujących źródeł: Słownik Języka Polskiego, J. Karłowicz, A. Kryński, W. Niedźwiedzki, Warszawa 1919; Słownik Języka Polskiego pod red. W. Doroszewskiego; https://sjp.pwn.pl ↵
- E. Nowak, dz. cyt. ↵