Skip to main content

W dniach 15-16 czerwca 2018 roku w IPN w Warszawie odbyła się ogólnopolska konferencja  naukowa pt. Zagłada ziemiaństwa polskiego na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej w latach 1939-1945. Wybrane problemy. 

W ramach konferencji prof. Kazimierz Karolczak w wykładzie Dzieduszyccy. Pożegnanie z Kresami. Straty rodziny w okresie II wojny światowej opowiedział o wojennych dziejach ordynacji poturzycko-zarzeckiej, Muzeum Przyrodniczego im. Dzieduszyckich we Lwowie, Biblioteki Poturzyckiej, która znajdowała się na ulicy Kurkowej we Lwowie, nowocześnie zarządzanego przez Stanisława Dzieduszyckiego majątku w Sokołowie, oraz opisał tragiczne losy właścicieli Jabłonowa i Stańkowej. Historyk przedstawił Dzieduszyckich jako rodzinę, która należąc do wpływowej arystokracji dziewiętnastowiecznej, wniosła ogromny wkład w polską kulturę.

Po rozbiorach większość Dzieduszyckich stała się poddanymi Habsburgów, posiadając znaczną część majątków we wschodniej  Galicji. Wraz z wybuchem  II wojny światowej musieli oni opuścić swoje gniazda rodzinne, nierzadko w dramatycznych okolicznościach ratując  życie swoje i swoich bliskich. Nie wszyscy to życie uratowali.

W chwili wybuchu II wojny światowej do Dzieduszyckich należała ordynacja poturzycko-zarzecka, którą już w 1939 roku podzieliła granica. Większość ziem uprawnych i prawie całe lasy pozostały w części zajętej przez agresora ze wschodu, natomiast siedziba ordynata, czyli Zarzecze i pałac w Zarzeczu, pozostała po polskiej stronie, chwalebnie zapisana w okresie okupacji. Przyjmowano tam wygnańców z poznańskiego, odbywało się tam tajne nauczanie, a ostatni ordynat zatrudniał w gospodarstwie wielu ludzi, żeby ich ochronić przed wywiezieniem na roboty do Niemiec. Od ordynacji odpadła największa jej część, która mogła dawać dochody (ok. 10000 ha lasów i ziem w okolicach Poturzycy), chociaż oczywiście w  czasie okupacji te dochody były iluzoryczne. Po II wojnie światowej ordynację zlikwidowano, a Dzieduszyckich wypędzono z pałacu.

Muzeum Przyrodnicze im. Dzieduszyckich we Lwowie było pierwszym w Europie prywatnym muzeum przyrodniczym stworzonym na taką skalę. Utworzone w XIX wieku przez Włodzimierza Dzieduszyckiego, pierwszego ordynata, zostało potem podarowane krajowi. Dzisiaj istnieje ono jako Muzeum Przyrodnicze Ukraińskiej Akademii Nauk. Niestety nie udało się, mimo licznych starań, przywrócić mu dawnej nazwy. Muzeum, które pozostawili Dzieduszyccy we Lwowie, zostało zbudowane przez jedną rodzinę i było przez tę jedną rodzinę utrzymywane do II wojny światowej. Ordynacja poturzycko-zarzecka została założona właśnie po to, żeby mieć środki na prowadzenie muzeum.

Przed II wojną światową istniała również Biblioteka Poturzycka, stworzona w pierwszej połowie XIX wieku przez Józefa Kalasantego, czyli przez ojca pierwszego ordynata Włodzimierza. Była to, obok Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, jedna z największych prywatnych bibliotek we Lwowie. Ocalała po II wojnie światowej niewielka część starodruków znajduje się  we lwowskim Ossolineum, oznaczona pieczęciami JD – Józef Dzieduszycki lub JWD – Józef Włodzimierz Dzieduszycki, które nosi obecnie nazwę Lwowska Narodowa Naukowa Biblioteka Ukrainy im. Wasyla Stefanyka. Mieści się przy ulicy Łysenki, czyli dawnej ulicy Kurkowej. Większość zbiorów, w tym rzadkich egzemplarzy, zostało w czasie wojny wymienione jako opał przez stacjonujących tam pomiędzy 1939 a 1941 rokiem żołnierzy rosyjskich na samogon. W czasie ciężkiej zimy 1940 roku, kiedy Ukraińcy nie mieli czym palić, szli z dwoma butelkami samogonu pod pałac na Kurkowej, dostawali worek książek i palili tym w piecu. To są wymierne straty, które poniosła rodzina, ale przede wszystkim kultura polska.

Majątek Sokołów pod Stryjem, ok. 2000 ha, należał do brata ordynata Stanisława Dzieduszyckiego, który stworzył tam znakomicie prosperujące gospodarstwo rybne, założył nowoczesne szkółki ogrodnicze i plantacje drzewek, które w okresie międzywojennym prezentował na ogólnopolskich wystawach. Majątek świetnie prosperował dzięki uprzemysłowieniu. Dzisiaj nie ma śladu ani po dworze w Sokołowie, ani nawet po miasteczku, które zostało spalone w czasie wojny. Dla potomków Stanisława to jest strata gniazda rodzinnego.

Jeżeli mówimy o stratach materialnych: niezbyt precyzyjny szacunek zrobiony na podstawie materiałów z 1940 roku pokazuje, że Dzieduszyccy stracili z ordynacji 16 mln 760 tys. W tym był m.in. złoty skarb scytyjski, 5 kg złota, który został wykopany przed I wojną światową, a następnie złożony w depozycie bankowym we Lwowie. Zniknął bez śladu w 1939 roku.

Majątek Jabłonów należał do  Jana Choińskiego-Dzieduszyckiego. Ożeniony z Taidą Donimirską z Wielkopolski zdołał w 1939 roku w ostatniej chwili przedostać się przez granicę do Rumunii, natomiast Taida z dwoma córkami została w domu, wierząc, że nikt nie będzie chciał skrzywdzić kobiety z dziećmi. Przeżyła horror. Wywiezione na przesłuchanie do Kopyczyniec, kiedy przyjechały po paru godzinach, z pałacu Ukraińcy wyrzucali ostatnie sprzęty, uważając, że hrabina już nie wróci. Taida w kwietniu 1940 roku została wywieziona z niepełnosprawną córką na wschód. Szczęśliwie drugiej córce Wandzie udało się przekroczyć granicę niemiecką okupowanej Polski. Niepełnosprawna córka umarła gdzieś na stepach w Kazachstanie, a Taida wyjechała ze służbą pomocniczą w ramach Armii Andersa na wschód, gdzie odnalazła męża.

I jeszcze historia Dzieduszyckich ze Stańkowej, których niewielki majątek (ok. 500 ha), podzielony był na trzy niewielkie folwarczki. Los tych ludzi był również tragiczny. Dwoje z nich zostało zamordowanych przez bandy ukraińskie, jeden  był obdzierany ze skóry i ćwiartowany, a resztki jego ciała wieszano na drzewach w lesie. Dzieci jakaś Ukrainka ukryła w studni i dzięki temu przetrwały, ale nie miały możliwości wyjechania z Ukrainy i zostały w kołchozie. Jedną z córek przewodniczący kołchozu wziął sobie za kochankę. Rodziła mu dzieci.