Maria Różańska była nauczycielką w szkole w Zarzeczu od 1907 roku, kiedy to zdała maturę, do 1932 roku, w którym przeszła na wcześniejszą emeryturę.
Na jej wspomnienie powołuje się prof. Kazimierz Karolczak w swoim artykule Zarzecze. Pałac a wieś w XIX i XX wieku.
Spisane w roku 1965 przez Marię Różańską
Wieś Zarzecze licząca około 1000 mieszkańców, a 200 budynków mieszkalnych – zabudowana nad rzeką Mleczką, należy od kilkunastu lat do powiatu przeworskiego, przedtem do jarosławskiego. Dawny budynek szkolny był darowany gminie Zarzecze przez hr. [Magdalenę] Morską i szkoła jest podobno od 1717 roku. W 1897 r. kierownikiem szkoły została śp. Waleria Szymańska. Była to szkoła jednoklasowa o dwóch siłach, ponieważ w budynku szkolnym była tylko jedna izba i nauka odbywała się rano i po południu cicha i głośna w łączonych oddziałach. Do szkoły w Zarzeczu chodziły też dzieci z Rożniatowa i Łapajówki, gdzie szkół jeszcze nie było.
Ja przyszłam w roku 1907 i uczyłam już w oddzielnej klasie wynajętej w wiejskiej chacie na błoniu, gdzie dochodziłam. Pełna zapału zabrałam się do pracy i zaraz z p. Szymańską pracowałyśmy nad młodzieżą. Urządzałyśmy zawsze z dziećmi jasełka, przedstawienia, obchody 3-majowe – wszystko w klasie, bo innej sali nie było. W roku 1908 rozpoczęłam systematyczną naukę guzikarstwa i hafciarstwa. Wyrób guzików dał bardzo piękne rezultaty, dzieci zarabiały sobie za robotę, a guziki były wprost rozchwytywane i daleko wysyłane. Robiono trzy rodzaje guzików nicianych bieliźnianych, guziki do kołder i ozdobne do sukien. Na wystawę do Pragi wysłała szkoła Orła Polskiego zrobionego z guzików. Otrzymała za to medal srebrny i odznaczenie. Był to pierwszy tego rodzaju wypadek w powiecie. Za tego samego Orła, który był na wystawie rolniczej w Jarosławiu dostała szkoła pochwałę z ówczesnej R. szk. Krajowej [Rady Szkolnej Krajowej] we Lwowie i tam został ten eksponat wysłany, gdzie umieszczony był w kancelarii R.S.K.
Stosunki mieszkalne, materialne nie były świetne – mieszkanie kierownika składało się z 2 małych pokoików i kuchenki. Wiele pomagali właściciele majątku hr. Dzieduszyccy. Stosunki z ludem wiejskim były jak najlepsze. Szkoła była wówczas jedyną placówką kulturalną. Założono czytelnię T.S.L., przyjeżdżali często prelegenci z odczytami szerząc ducha patriotycznego. Pracowano wiele nad oświeceniem ludu przez urządzenie pogawędek ogólnokształcących, kursów dla dorosłych analfabetów.
Założono apteczkę szkolną, propagowano oszczędność zakładając Szkolną Kasę Oszczędności. Tak było do roku 1914, w którym to roku nie rozpoczął się rok szkolny. Inwazja rosyjska zniszczyła szkołę i mieszkanie kierowniczki. Ja z rodzicami pojechałam do Wiednia i w czerwcu 1915 r. zostałam wezwana przez władze szkolne do powrotu. Wróciłam i zaczęłyśmy naukę w bardzo trudnych warunkach. Przez cały rok nie miałyśmy zupełnie ławek, na klockach były ułożone tarcice, tak dzieci siedziały, a klęcząco pisały.
W 1917 r. poszłam do Cieszacina na zastępstwo kierowniczki, potem do Łapajówki, gdzie była już szkoła jednoklasowa o jednej sile. Tam byłam do jesieni 1921 r., kiedy to ze względu na stosunki rodzinne wróciłam do Zarzecza i dalej pracowałyśmy. W roku 1920 przeprowadzono gruntowny remont budynku szkolnego – nauki nie było w Zarzeczu. W 1921 r. podwyższono budynek, dano nowy dach, powiększono mieszkanie kierowniczki, Było w planie zrobienie dwóch sal na dole, a mieszkanie na górze, ale inżynier stwierdził, że za słabe fundamenty. W roku 1932 kierowniczka szkoły śp. Waleria Szymańska po 37 latach pracy, a 34 w Zarzeczu idzie na emeryturę. Z żalem żegnano ją, tą niezmordowaną działaczkę społeczną. Żegnało ją nauczycielstwo z parafii, dziatwa szkolna, Koło Gospodyń i Gmina. Opuszczała z żalem placówkę, do której się przywiązała, a ludność miejscowa długo ją wspominała jako przyjaciółkę ludu i pracowitą nauczycielkę. Wyjechała do Jarosławia, gdzie zmarła w 1956r.
Ja również w 1932 r. z powodu nieżytu krtani i stałej chrypki przeszłam na emeryturę. Obowiązki kierownika objął Paśko Wł.[adysław], który przyszedł z Pawłosiowa. Po roku Wł. Paśko powołany do wojska, opuszcza Zarzecze, a kierownikiem zostaje Michał Górski rodak tutejszy. W roku 1938 zmieniona zostaje szkoła na szkołę II stopnia o trzech siłach nauczycielskich. Kierownik wyjeżdża na zaoczny kurs do Poznania, a w zastępstwie zostaje Izabela Dürüng. W roku 1939 hr. Dzieduszycki ofiarowuje na szkołę budynek piętrowy w zamian za starą szkołę. Kierownik Michał Górski wraca z kursu i przystępuje wraz z wybranym komitetem do przebudowy. Budowę rozłożono na trzy lata.
Do 25 sierpnia przygotowano jedną salę szkolną, przeprowadzono rozbiórkę zbytecznych murów i wyciagnięto część murów. Z powodu naprężonej sytuacji politycznej budowę szkody przerwano z dniem 25 sierpnia 1939 r.
1 września wybuchła wojna polsko-niemiecka. Kierownik powołany do wojska zdał cały majątek szkolny wraz z inwentarzem p. Izabeli Dürüng, która opuściła Zarzecze i wyjechała do rodziców w Sokolskie. Kierownik po ucieczce z niewoli wraca 29 września, lecz klasa, kancelaria i część mieszkania – zajęte są przez wojska niemieckie. Naukę rozpoczęto przy końcu października w klasie wynajętej. Władze niemieckie zabroniły nauki historii, geografii, pieśni państwowych, patriotycznych i żołnierskich, a wprowadzono język niemiecki. Po kilku miesiącach zniesiono język niemiecki a wprowadzono naukę religii, której mieli udzielać nauczyciele po 1 godzinie tygodniowo w każdej klasie. Księżom było wolno uczyć, lecz poza szkołą, więc skorzystano z tego i dzieci chodziły na religię do kościoła. Na zarządzenie władz wprowadzono na terenie szkoły hodowlę jedwabników. Oprócz hodowli w szkole prowadziło do 20 dzieci hodowle w domu. W 1943-44 r. nauczycielstwo zaczęło tajne nauczanie, na które bardzo chętnie młodzież uczęszczała. W ciężkich bardzo warunkach odbywała się ta nauka. Najlepiej zorganizowane tajne nauczanie było we dworze, gdzie grono nauczycielskie było odpowiednio dobrane i młodzież przerabiała gimnazjum przez cały czas okupacji, a w roku 1944 siedmioro zdało tam maturę gimnazjalną.
Wojska okupacyjne opuściły Zarzecze 25 lipca 1944 r. i zostawiły budynek szkolny w opłakanym stanie: szyby w oknach powybijane, ściany obdarte, pełno dziur, około 10 ławek częściowo połamanych.W kilka dni później szkołę zajęły wojska radzieckie, które zostawiły szkołę w jeszcze gorszym stanie, opuszczając ją około 25 sierpnia. Prowizorycznym remontem szkoły, naprawą ławek, łataniem dziur zajął się kierownik szkoły.
Powołany przez kierownika szkoły komitet przeprowadził zbiórkę zboża w sąsiednich gromadach, pożyczył 10000 zł w miejscowej spółdzielni na remont klas, zabezpieczenie na zimę sufitem i postawienie pieców. Drzewo na deski ofiarował hr.Dzieduszycki.
Starsza młodzież szkolna współpracowała z wielkim zapałem. Rok szkolny rozpoczęto nabożeństwem i odśpiewaniem hymnu „Bożę coś Polskę” (po pięciu latach). Do szkoły zgłosiło się 270 dzieci, w tym 40% z Zarzecza, oraz 30% przeważnie starszej z klas V, VI i VII z gromad: Łapajówki, Rożniatowa i Cieszacina Małego.
Po 12 latach starań przystąpiono do zorganizowania szkoły III stopnia o 7 klasach, w tym klasa V dwuoddziałowa, tym bardziej że dzięki tajnemu nauczaniu z poprzednich lat zapisało się do klasy VI – 24, a do klasy VII – 19 dzieci. Kierownik Michał Górski urządza festyn, przedstawienia i dochód przeznacza na remont i przebudowę szkoły. Tak pracował do lipca 1946 roku, kiedy zostaje przeniesiony do Jarosławia, a kierownictwo objęła Izabela Dürüng, która dalej kontynuuje rozpoczęte prace w budynku szkolnym. Po długich próbach udało się usunąć z budynku Urząd Pocztowy i tę część przerobiono. Do 1948 roku p. Dürüng bardzo dużo zrobiła obok budynku szkoły, dalej pracuje ob. Sobiecki Stanisław, a p. Dürüng przenosi się do Cieszacina Wielkiego. Kierownik Sobiecki pracuje do 1 maja 1960 r., a po usunięciu go z tego stanowiska obejmuje kierownictwo Granda Krystyna, które pełni niecały rok, bowiem 1 kwietnia 1967r. przeniósł się tu ob. Jan Goszczyński, kierownik szkoły w Siedleczce. Wczasie ferii przeprowadzono znów remont szkoły, sali gimnastycznej, w której jest stała scena, ustawiono nową podłogę i piece. Od strony zachodniej postawiono ganek oszklony. Do 3 sal i pokoju służbowego wstawiono piece. Wygospodarowano również jedno mieszkanko dla nauczycielki; sprawa mieszkań jest bardzo trudna. Szkoła dysponuje 8 salami na naukę i zajęcia w pracowniach.
PRACA Z KSIĘŻMI DLA LUDU
Proboszczem był długie lata śp. ks. [Bronisław] Markiewicz, gdzieś od roku 1877. Trzymał się z daleka od wsi i sprawami społecznymi nie interesował się. W roku 1907 na wiosnę dostał do pomocy wikarego ks. Józefa Budnika, człowieka energicznego, pełnego zapału i dobrych chęci. Ma on bardzo dobre podejście do ludu i pracuje z nauczycielstwem. On to zaproponował urządzenie festynu w 1908 r. Była to w owym czasie nowość. Wspólnie wieś i nauczycielstwo z parafii zbieraliśmy fanty w okolicy. Urządziliśmy loterię fantową, bufet obficie zaopatrzony, sprzedaż kwiatów i różne atrakcje. Zjechało bardzo dużo publiczności z Przeworska i Jarosławia, a także z okolicy. Dochód był bardzo ładny, bo 35 dzieci starszych z nauczycielkami pojechało na 3-dniową wycieczkę do Krakowa i Wieliczki. Przyłączyło się paru gospodarzy i gospodyń wiejskich.
W tym czasie było 5 chłopców – synów gospodarskich w gimnazjum. Najstarszy z nich Antoni Cząstka, długoletni późniejszy katecheta w Rzeszowie, obecnie emeryt, działacz w walce z alkoholizmem – mieszka w Krakowie. Wtedy był słuchaczem filozofii w Krakowie. Na wakacje przyjeżdżała tu młodzież kształcąca się do rodzin i do dworu. Chcieliśmy koniecznie urządzić przedstawienie amatorskie – niestety nie było gdzie. Ja i Antoni Cząstka, jako najstarsi wśród tej młodzieży, poszliśmy w delegacji do rodziców hr. Tadeusza Dzieduszyckiego ostatniego ordynatora z prośbą, by pozwolili urządzić przedstawienie w oranżerii, z której na lato wynosili do parku palmy, kamelie, kaktusy, cytryny. Zgodzili się bardzo chętnie, obiecali pomoc i rzeczywiście udzielili jej. Płachty rzepakowe przybrane zielenią służyły za zasłonę okien. Na scenę dali nam deski, na kurtynę portiery, do przybrania dywany. Młodzież zabrała się do pracy i sala była gotowa.
Graliśmy wtedy „Dziesiąty pawilon” i „Błażej opętany” sztuka ludowa. Powodzenie było nadzwyczajne, bilety rozsprzedane przed przedstawieniem, na ogólne żądanie powtarzaliśmy. Dochód był przeznaczony na Ochotniczą Straż Pożarną, zorganizowaną przez młodego administratora folwarku śp. Baczanowskiego, a zakup sprzętu, sikawki, hełmów, pasów strażackich, drabin – finansuje przeważnie hrabia. Straż brała udział w mundurach w uroczystościach kościelnych przy Bożym Grobie, w procesji Bożego Ciała, w defiladach na 3-go Maja – co zachęcało do wstępowania w jej szeregi. Od tego czasu rok rocznie urządzamy w wakacje przedstawienia przynajmniej dwa, zawsze w tej sali i za każdym razem coś nowego dodajemy i upiększamy scenę. Reżyserem jest zawsze ks. Budnik, który w roku 1910 zostaje proboszczem. Założył on też chór męski czterogłosowy, którym sam dyryguje. Zostaje radnym w gminie i przewodniczącym Rady szkolnej miejscowej. Urządza co miesiąc zebranie z nauczycielstwem parafii. Na tych zebraniach były wygłaszane referaty z dziedziny pracy szkoły nad młodzieżą itp. W roku 1910 urządzony był obchód Grunwaldzki, na który złożyły się deklamacje, choć i bardzo udane przedstawienie aktualnie obejrzane przez młodzież wiejską. Wszystko to było na wolnym powietrzu przed budynkiem szkoły. Tak było wszystko do roku 1914.
Potem jakoś ciężej było coś urządzać, młodzież kształcąca się poszła w świat, jedni do wojska i tam zostali, inni na stanowiska, więc znowu trzeba było zacząć pracę z nowym narybkiem. W roku 1918 ordynat Paweł Dzieduszycki wstępuje do klasztoru Jezuitów, a majątek oddaje bratu Włodzimierzowi, który swój majątek utracił pod zaborem rosyjskim. W roku 1920 hr. Włodzimierz Dzieduszycki ostatni właściciel, w budynku obecnej szkoły tzw. Domu Zajezdnym, przerabia dużą sień na salę na przedstawienia i różne imprezy, a dwie sale obok na kasę spółdzielczą i czytelnię. Nazwano to Domem Ludowym im. Paderewskiego. Niestety nie było to należycie wykończone i tak trwało do 1939 r. W każdym razie była sala, gdzie była stała scena i tam odbywały się koncerty chóru pod kierownictwem ks. Budnika, przedstawienia, obchody 3-cio Majowe, Chrystusa Króla, Jasełka itp.
W roku 1922 z inicjatywy hr. [Wandy] Dzieduszyckiej powstaje koło Gospodyń Wiejskich – Parafii Zarzecze. Przewodniczącą została hr. Dzieduszycka, zastępczynią jedna z poważnych gospodyń, sekretarką ja i pełniłam tę funkcję do końca tj. do 1939 roku, do wybuchu wojny. Członkiń było 60. W każdą pierwszą niedzielę miesiąca po nieszporach miałyśmy zebranie. Ks. proboszcz zagajał, któraś z członkiń wygłaszała jakiś referat z dziedziny gospodarstwa, wychowania dzieci albo historii, potem dyskusja, czytanie jakiegoś artykułu z pism, które prenumerowałyśmy oraz wypożyczanych książek z biblioteki. Staraniem Koła były urządzane każdego roku kursy dla młodzieży żeńskiej – szycia, gotowania, koronek klockowych i bieliźniarstwa. Urządzałyśmy wspólny opłatek i Święcone. W lecie urządzano festyny w parku, z których dochód był przeznaczony albo na miejscowe potrzeby albo na jakieś cele społeczne. Z ostatniego festynu w 1939 roku dochód był wysłany na samolot sanitarny dla armii, niestety zdaje się nic już z tego nie wyszło. Był też oddział młodzieżowy żeński. W jednym roku młodzież jeździła do Lwowa na dwudniową wycieczkę dla zwiedzenia miasta i zabytków.
W roku 1932 zmieniono nazwę tego stowarzyszenia na Akcję Katolicką – wtenczas powstaje osobno jeszcze męskie stowarzyszenie i młodzieżowe, męskie i żeńskie. W tym czasie też powstaje orkiestra dęta, którą prowadził miejscowy organista ćwicząc młodych chłopców mających słuch i zdolności.
W roku 1937 umiera ks. proboszcz Budnik, ogromnie przez wszystkich żałowany. Pamięć o nim trwa i ciągle jest przez wszystkich wspominany. W 1938 roku przychodzi nowy proboszcz, starszy, zacny, ale bez żadnej inicjatywy. Tak wszystko trwa do 1939 roku – do II Wojny Światowej. W 1942 roku został aresztowany przez Gestapo młody wikary ks.Wojnar, którego oskarżyły dwie Polki za wygłaszanie kazań patriotycznych. Po 6 miesiącach maltretowania w więzieniu w Rzeszowie i w Krakowie został zwolniony. W tym samym roku zastrzelono na polu za cmentarzem około 40 osób cywilnych przeważnie z Przeworska i okolicy przez renegata Niemca Prokopa, który mieszkał w szkole. Wspólna mogiła jest pod opieką dziatwy szkolnej z Zarzecza i Rożniatowa. W roku 1948 powstał tu punkt biblioteczny, który prowadziłam 7 lat w budynku szkolnym. Dobrze się rozwijał, było dużo czytelników nie tylko młodych, ale i starszych, szczególnie kobiet. Potem zmieniony na bibliotekę Gromadzką, której ja prowadzić nie mogłam ze względów rodzinnych. Miałam chorą matkę staruszkę, której odchodzić nie mogłam, a praca zobowiązywała do wyjazdów w teren.
Biblioteka nie trwała długo, przeniesiono ją do Rożniatowa, gdzie jest do dziś. W Zarzeczu zmieniono punkt biblioteczny. Jest obecnie Związek Młodzieży Wiejskiej, ale nigdy żadnych imprez nie urządzają. Są tylko w lesie zabawy na wolnym powietrzu sucie zakrapiane alkoholem. Dochód przeznaczają czasem na Straż Pożarną lub mający się budować Dom Gminny.
Stosunek wsi do dworu był bardzo dobry. Ordynacja Klucza Zarzecze – folwarki Zarzecze, Pełnatycze, Rożniatów, Kisielów, Żurawiczki, Cząstkowice (w dzierżawie), Kamienica.W Cząstkowicach i Żurawiczkach – gorzelnie; w Pełnatyczach duża stadnina koni. W jednym z budynków w parku, tzw. „Jaskółka” przed laty może 70-ciu była serownia. Dzierżawca wyrabiał sery szwajcarskie, gdy skończył się czas dzierżawy nikt się nie zgłosił i tak trwało do 1904 roku, kiedy to niejaki śp. Bartoszek z ukończoną szkołą mleczarską wydzierżawił to – skupuje mleko z folwarków, wyrabia masło deserowe, które wysyła do różnych miast, a z mleka odtłuszczonego wyrabia ser, który beczkami wysyła do fabryk do krajów należących do monarchii Austriackiej, gdzie przerabiają go na różne rzeczy jak guziki, grzebienie, szpilki itp. Kilkanaście mężczyzn i kobiet miało dodatkowy zarobek, a dużo ludzi kupowało maślankę, serwatkę i mleko odtłuszczone.
W roku 1910 zostaje dyrektorem ordynacji hr. [Jan] Mycielski, bardzo dobry gospodarz i administrator – wprowadza postęp w gospodarstwie. Obsadza folwarki ludźmi z wyższym wykształceniem rolniczym, przyjmuje praktykantów, jednych na wakacje z Akademii Rolniczej, innych na roczną praktykę. Wyposaża dwór w młockarnie, siewniki, brony talerzowe, przeprowadza melioracje łąk pełnatyckich i rożniatowskich, z których zebranie siana w czasie dłuższych opadów jest niemożliwe. Zamienia je na pola uprawne, ogradza pastwiska w celu racjonalnego wypasu bydła na podzielonych pastwiskach. W 1912 roku remontuje pałac, zakłada wodociągi w pałacu, we dworze i budynkach ordynackich, również w oborze i stajni. Obora rozbudowana, wózki do rozwożenia paszy, izby sypialne dla dojarek, znikają wiszące prycze nad stoiskami krów. Dwór to jedyne źródło zarobków ludności wiejskiej, która nie jest w stanie wyżywić siebie ze swych małych gospodarstw. Służba stała we dworze prócz małych wynagrodzeń pieniężnych otrzymuje ordynację w naturze zapewniającą utrzymanie rodziny w czasach, kiedy jeszcze nikomu się nie śniło o jakiś Związkach Zawodowych. Zapewnioną mają opiekę lekarską przez zakontraktowanego lekarza z Jarosławia, który przyjeżdżał w razie potrzeby końmi dostarczonymi przez dwór. Lekarstwa też otrzymywali bezpłatnie, w ogóle w każdej sprawie, czy o drzewo na budowę, czy zboże, czy nawet zrobienie trumny, gdy zaszła tego potrzeba – udawali się ludzie do pałacu, gdzie zawsze zostali wysłuchani i wspomożeni. Pomagali też dzieciom swoich pracowników w kształceniu się na wyższych uczelniach. W roku 1914 wojna powoduje wyniszczenie inwentarza przez wojska austriackie i rosyjskie. Powoli zaczyna się dźwigać wszystko i na nowo zagospodarowywać. Dyrektorem ordynacji w 1916 roku zostaje młody administrator Krzyształowicz, który jest do 1923 roku. W latach trzydziestych parcelują dobrowolnie część majątku w Rożniatowie i Pełnatyczach, a w 1937 roku sprzedają Cząstkowice, Żurawiczki a Rożniatów, Pełnatycze i Kisielów wydzierżawiają – zostaje we własnym zarządzie tylko Zarzecze.
W 1944 roku następuje parcelacja całego majątku hrabiego. Jego syna i zięcia aresztują, syna wywożą na Sybir, skąd wraca po kilku latach1. Pałac musi rodzina opuścić. Rok prawie kwaterowali w pałacu i oficynach żołnierze sowieccy, a po ich wyjedzie tworzą tam szkołę rolniczą z internatem, zostawiają 50 ha gruntu jako pole przyszkolne. Obecnie budują w parku nowy budynek szkolny Technikum Rolniczego, bo to, co jest okazało się za małe. Parcelacja wpłynęła na wzrost dobrobytu wsi. Budują sobie bardzo ładne domy murowane, znikają strzechy, których jest zaledwie może 10, a wszystkie domy kryte dachówką. Młodzież prawie wszystka po ukończeniu siódmej klasy idzie do miasta na dalsze studia, niestety prawie nikt nie wraca do wsi. Tak do pracy na roli coraz mniej. Podniósł się też stan wyżywienia, tylko niestety alkoholizm strasznie się szerzy. Są dwa kioski w wiosce i w każdym oblężenie za piwem, a w sklepie spożywczymi piwo i wódka, które mimo zakazu, pije się na miejscu. Postawiono budynek GS-u, w którym są dwa sklepy towarów tekstylnych i sprzętu gospodarskiego oraz mebli i materiałów budowlanych, a na górze biura. Część pola parafialnego kupili gospodarze mający nędzne budynki jako działki budowlane po 10 arów i wybudowali bardzo ładne budynki murowane. Stan zdrowotny wsi podniósł się też bardzo.W roku 1947 założył dr. Piwoński – który tu wtedy mieszkał – Ośrodek Zdrowia w parku w budynku dawnym ordynackim. Początkowo ordynował sam, a gdy został powołany do wojska, dojeżdżał lekarz z Jarosławia, później z Przeworska, a od 1961 roku jest stały lekarz, felczer i pielęgniarka. Trzy razy w tygodniu dojeżdża dentysta, bo jest też ambulatorium dentystyczne. Od 10 lat jest też punkt weterynaryjny.Przed 6 laty zelektryfikowano całą wieś, uregulowano rzeczkę Mleczkę, która przedtem wyrządzała zawsze na wiosnę straszne szkody. Obecnie jest na ukończeniu nowy most betonowy.
Zarzecze to miejscowość, w której przebywam od urodzenia. 13 lat byłam w szkołach i po zdaniu matury w 1907 r. dostałam tu zaraz pracę. Przeżyłam tu całe życie, dużo radosnych i smutnych chwil. Tu mam na cmentarzu swoich najbliższych. Chociaż mieszkam teraz sama, czuję się dobrze, bo mam wielu życzliwych ludzi – swoich uczniów i uczennice. Dobrze się do mnie odnoszą, przychodzą czasem odwiedzić lub poradzić się o coś. Ci, co są poza Zarzeczem, gdy przyjadę na urlop też odwiedzą. Żyję wspomnieniami, a cieszę się na wiosnę i lato, bo wtenczas odwiedza mnie rodzina i różni znajomi, jest wesoło i gwarnie. Lubię bardzo muzykę, śpiew, teatr, bardzo chętnie słucham radia, tylko nie teraźniejszych utworów.
Wszystko, co napisałam w Zarzeczu, to nie zmyślone tylko prawdziwe, może nie wszystko nawet napisałam, ale co wiem i pamiętam.
Maria Różańska
Dopisek 1966 r.:
18 czerwca 1966 r. wyjechał proboszcz Hajduk, który zrezygnował z probostwa. Jest na razie administrator ks. Gajecki, który bardzo energicznie zabrał się do pracy przy kościele i jego gruntownym remoncie.
Stowarzyszenie Związek Rodowy Dzieduszyckich dziękuje Panu Piotrowi Różańskiemu za zgodę na zamieszczenie wspomnienia Marii Różańskiej na stronie www.dzieduszyccy.pl.
- Aresztowanie Włodzimierza (ordynata), jego najstarszego syna Tadeusza i zięcia Jana Kazimierza Szeptyckiego (zarządcy majątków) nastąpiło 3 lub 10 października 1944, a zwolnienie 29 listopada tegoż roku. Ponadto następnego syna ordynata, Jana, aresztowano 11 października 1944 roku, a 13 listopada wywieziono na Sybir i zwolniono 13 listopada 1949 dowożąc go do Brześcia/Białej Podlaskiej. ↵