Złoty Skarb Michałkowski został znaleziony w latach 1878 i 1897 w Michałkowie w pow. borszczowskim u ujścia rzeki Więcławy do Dniestru. Dla Muzeum Przyrodniczego we Lwowie zakupił go od miejscowych chłopów Władysław Zontak1. Skarb składał się z pięciu kilogramów złotych ozdób, które pochodziły z IV–V w.p.n.e. Wśród złotych przedmiotów znajdowała się m. in. połamana korona królewska jednego z królów scytyjskich, który najprawdopodobniej obozował w tym miejscu. Włodzimierz Dzieduszycki na temat znaleziska wygłosił referat na I Zjeździe Historyków w Krakowie 1880 r., a historię znalezienia skarbu wraz ze szczegółowym jego opisem opracował już po śmierci Włodzimierza Karol Hadaczek w pięknie wydanej monografii z 1904 roku pt. Złote skarby michałkowskie. Ozdobna publikacja zawierała trzynaście tablic w heliograwurze wykonanych na podstawie zdjęć wszystkich przedmiotów, które zastąpiły zamówione jeszcze przez Włodzimierza „wierne, barwione rysunki pojedynczych przedmiotów”, wykonane przez Hansa Machta we Wiedniu i Wincentego Tschirschnitza we Lwowie, z których jednak zrezygnowano z powodu wysokich kosztów wykonania2.
Skarby były rzadko udostępniane zwiedzającym, a od 1900 roku zostały zdeponowane w Banku Hipotecznym we Lwowie. Według relacji Włodzimierza Dzieduszyckiego jr. znalazły się w Petersburgu3.
O tym, co się wydarzyło w Michałkowie można przeczytać w pierwszej części monografii, którą cytujemy poniżej:
„Z Michałkowem, ubogą wioską ruską, leżącą w pobliżu Dniestru (w odl. 3 km.), wiąże się historya odkrycia dwóch skarbów złotych, dla wielu archeologów znanych dotychczas tylko z rozgłosu i niedokładnych opisów. Wieś ta należy politycznie do najbardziej na wschód wysuniętego powiatu Galicyi, którego władz siedzibą jest miasteczko Borszczów. Sam Michałków, który niema więcej jak 500 ludności, jest położony w charakterystycznym, ujętym w wysokie ścianki podolskim jarze rzeczki Niczławy, zajmując swymi ogrodami i domostwami przeważnie alluwialną, wąską nizinę i pnąc się po niższych i łagodniejszych partyach wysokiego brzegu wschodniego. Popod stromy brzeg zachodni toczy swe wody rzeczułka w kierunku z północy na południe, lecz zanim opuści obszar michałkowski, zbliża się ku wschodniej ściance, jakby ustępowała przed brzegiem zachodnim, który w miarę, jak ku południowi biegnie, zatraca zwolna dotychczasową stromość i przechodzi w łagodnie spadającą ubocz, zajętą przez Uście biskupie. Nazwę tę ma wieś rozłożona przeważnie nad ujściem Niczławy do Dniestru; lecz częściowo wsuwa się ona także w jar rzeki i swymi ogrodami styka się z obszarem Michałkowa (zob. fig. 1).
Główna część skarbu znalezioną została dnia 16 lipca 1878 r., mniej więcej w połowie wysokości zachodniego brzegu jaru na samej drodze gminnej, która, wychodząc ze wsi Michałkowa, wspina się skośnie po płaszczyźnie ścianki, w kierunku południowozachodnim, lecz zwraca się wprost na zachód, skoro osiągnęła grzbiet płaskowzgórza i dociera wnet do Dniestru, tworzącego w tych stronach szereg bardzo typowych kolan. Na północ od drogi polnej pokrywa ściankę stromą las gęsty, na południe zaś ciągnie się na niej małe gminne pastwisko »Peredołyną « zwane, a nieco dalej zaczynają się ogrody. Przestrzeń zajęta przez to pastwisko jest pierwszą częścią łagodniejącego w tem miejscu stoku, o czem świadczą dwie wydęte gliniane ławy, występujące wyraźnie na polanie, z których jedna większa spada z góry na dół pod ogrodami, druga zaś nikła, widoczną jest przy drodze w miejscu oznaczonem białym krzyżem. Tutaj-to, lecz na samej drodze, w odległości 5-iu m. od krzyża umieszczonego na południowym brzegu, wypłukała z gliny słota letnia żółte przedmioty.
Rano jeszcze dnia 16 lipca 1878 r. szalała nad Michałkowem burza. Gdy po południu niebo się wypogodziło, gnało tą drogą dwoje nieletnich dziewcząt, Katarzyna i Naścia4. Danylczuk, na pastwisko krowę, z kilku owcami, jedyny dobytek ubogiej wdowy-matki. Już uszły do połowy drogi stromej, gdy spostrzegły na niej wymulony dołek, na którego dnie i bokach świeciły się jakieś żółte przedmioty. Dziewczęta zaczęły przypatrywać się niepojętym świecidełkom i uradowane tern, że coś osobliwszego znalazły, zbiegły z góry do matki z wieścią o wypadku. Zaciekawiona matka wybrała się z niemi do niezwykłego miejsca, a widząc tu mnóstwo drobiazgów metalowych, zaczęła je wyjmować z gliny i zgarniać do podołka w nadziei, że te czyste blaszki i druty można będzie spieniężyć. Lecz przy tem zbieraniu zwracano uwagę głównie na większe okazy, a mało troszczono się o drobniutkie perły, zmięszane z wilgotną gliną i matową barwą niewiele się od niej różniące. W chacie wiejskiej, wieczorem, zeszło się kilku krewnych i znajomych wdowy i teraz rozpoczęło się gromadne badanie form cudacznych, którym się nadzwyczaj dziwowano, lecz o których wielkiej wartości nikt nie miał przeczucia. Wszystkich uderzało wielkie podobieństwo zagadkowych przedmiotów do mosiądzu żółtego, z którego widziano u żydów wyrobione lichtarze; to też żyd, Moszko Blum, sklepikarz w Uściu biskupiem, był pierwszym, któremu nazajutrz ofiarowała na sprzedaż chłopka-chałupnica znalezione przedmioty, tłómacząc, że przydadzą się jemu na »lichtari « sabatowe. Na szczęście żyd nie poznał się wówczas na złocie, a zważając, że te wyroby metalowe są bardzo cienkie i stopione nie dadzą dużo mosiądzu, nie chciał kupić przedmiotów — w końcu zamierzał dać za nie natrętnej wieśniaczce, pragnącej umorzyć dług sześciu złr., tylko 50 ct. Targ nie doszedł do skutku, gdyż w oczach wdowy przedstawiało to znalezisko o wiele większą wartość. Po jej powrocie do domu zabrano się znowu do badania; niepoznanym skarbem, jako rzeczą znalezioną na gminnym terenie, zajął się wójt Michałkowa, Hrycko Tkacz, sekretarz gminy, Jan Karpiński i ksiądz z sąsiednich Filipkowiec, Łuszpiński. Ci trzej zrozumieli tyle, że to może być ciekawe wykopalisko i udali się z niem do urzędu sądowego w Borszczowie, tudzież do właściciela Mielnicy, hr. Mieczysława Borkowskiego. Dopiero tutaj poznano przy pomocy złotnika, że to cenny zabytek. Przypadek zdarzył, że hr. Mieczysław Borkowski mógł zaraz wyjechać do Lwowa, gdzie zwrócił uwagę kustosza Muzeum Dzieduszyckich, p. Władysława Zontaka, na ważne wykopalisko. Ten mimo nieobecności ś. p. Excellencyi hr. Włodzimierza Dzieduszyckiego, który bawił w charakterze komisarza austryackiego na wystawie w Paryżu, postanowił nabyć je dla Muzeum, poczynił kroki w Namiestnictwie, by starostwo borszczowskie nie pozwoliło skarbu w inne ręce oddać, zjechał prędko do Michałkowa i zręcznym obrotem rzeczy zakupił z rąk chłopów wszystkie złote przedmioty.
Gdy się wieść o znalezieniu złotego skarbu rozeszła po okolicy, zaczęło się formalne szukanie złota na sławnej drożynie. Skopywano jamę przez wodę wybitą, przeszukiwano glinę wokoło, wywożono ją na toki i przepłukiwano, lecz owocem pracy były przeważnie tylko drobne perły, które woda szeroko rozwlokła. Znaczną ilość tych pereł później znalezionych nabył od żydów hr. Tadeusz Dzieduszycki5, który podówczas mieszkał w Zaleszczykach; w rok potem (1879) kupił dla Akademii krakowskiej jeden paciorek i kawałek skręconego drutu archeolog Kirkor, który prowadził wykopaliska w zakątka między Zbruczem a Dniestrem6, a w dwa lata po odkryciu skarbu udało się p. Zontakowi w czasie wycieczki, którą przedsięwziął z Bilcza złotego do Michałkowa, nabyć jeszcze od żydów kilka przedmiotów za 700 złr. Reszta skarbu utonęła dla nauki wśród żydów, którzy choć po niewczasie chcieli naprawić głupstwo popełnione przez jednego z ich grona i teraz z wielką zapobiegliwością wyławiali złoto z rąk chłopskich. Lecz słusznym zdaje się być domysł, że tylko część niewielka dostała się w posiadanie żydów. W tem późniejszem grzebaniu musiało szczęście najwięcej sprzyjać wieśniakowi michałkowskiemu, Hreckowi Olijnykowi, gdyż ten dał nawet trwały wyraz swej wdzięczności względem Boga, stawiając na pamiątkę krzyż wspomniany na południowym brzegu drogi, opodal miejsca wydobycia skarbu. W rozgorączkowanym Michałkowie zwolna nastawał spokój; wdowa, która przyszła na raz do majątku, nabyła sobie gospodarstwo i mogła odpowiednio powydawać za mąż córki, kiedy te dorosły. Również gmina stała się panią funduszu stałego w kwocie 2000 złr., z którego każdy uboższy wieśniak może pożyczać na procent nielichwiarski.
Prosty przypadek naprowadził znowu, prawie w 20 lat później, na ślad drugiego skarbu złotego, ukrytego w niewielkiej odległości od miejsca, na którem pierwszy został znaleziony.
Zasługa odkrycia spada na dwóch włościan michałkowskich: Wasyla Łakustiaka i Stefana Russaka. Obaj byli już parobczakami w tym roku, kiedy znaleziono skarb pierwszy; obaj więc widzieli dokładnie i zachowali w pamięci tę gorączkę, która podówczas we wsi panowała i to nagłe wzbogacenie się wdowy. Sławna stroma droga, biegnąca terenem glinianym, wymagała ciągłych poprawek, zwłaszcza po roztopach wiosennych. Zdarzyło się zatem, że w r. 1896 przeprowadzała gmina większą reparacyę drogi, w której brał udział także Łakustiak i że on w czasie pracy znalazł w glinie kilka pereł złotych. Przemyślny wieśniak zapamiętał miejsce, potem długo rozważał i odświeżał sobie w pamięci szczegóły znalezienia pierwszego skarbu, w końcu napierany przez rodzinę i Russaka, postanowił próbować szczęścia w kopaniu, przypuszczając, że samotne, lekkie perły musiały zostać z głębi gliny przez wodę pod wierzch wymulone. I rzeczywiście sprawdził się jego domysł logiczny.
Po załatwieniu formalności z wójtem, Iwanem Dutkiewiczem, w sprawie zezwolenia na poszukiwanie na obszarze gminnym, zabrał się Łakustiak z Russakiem d. 19 maja 1897 r. do pracy w obecności kilku ciekawych widzów. Poczęto kopać o 27 m. poniżej wspomnianego krzyża w ten sposób, że Łakustiak, który pamiętał dokładnie miejsce znalezienia pereł, kopał na samej drodze przy brzegu wschodnio-południowym, Russak zaś opodal na pastwisku. Za drugim »sztychem«, czyli w głębokości 40— 50 cm., dotarł Łakustiak do złotych przedmiotów, tworzących mały stos wśród gliny i oszołomiony szczęściem, począł je skwapliwie wybierać i chować do podołka. W tej chwili przypadł do jego jamy Russak i obecni. Łakustiak naraz spostrzega, że towarzysze nie tylko prędzej od niego przeszukują glinę i wybierają złote przedmioty, lecz że nawet skarb już schowany ulatnia mu się z podołka. Kilka sztuk zdołał jeszcze rzucić za pazuchę, poczem oburzony łapczywością Russaka i widzów, zaczął bez pamięci krzyczeć i łopatą bronić złotodajnej jamy. W zamieszaniu, jakie stąd powstało, skaleczył nawet w palec jednego z natrętnych, co wywołało zgiełk jeszcze większy, gdyż ludzie we wsi, widząc ruch na górze, zbiegli się tłumnie. I z pewnością byłoby przyszło do krwawej awantury, gdyby Mikołaj Stryżybowt, z obawy o los swego krewniaka, nie pobiegł był do Uścia, by uwiadomić żandarmeryę o zaszłym wypadku. To podziałało uspokajająco na wzburzone umysły i teraz każdy, kto zachwycił złota, spieszył do domu, chcąc uniknąć możliwej odpowiedzialności. Gdy zjawiI się żandarm, zastał tylko ogromny dół pusty, który polecił natychmiast zasypać. By zastrzedz pretensye gminy do znalezionego skarbu, uwiadomił d. 20 maja wójt michałkowski wydział powiatowy w Borszczowie o zajściu, a żandarmerya wysłała równocześnie do starostwa listę imienną tych osób, które rozchwytały złoto. Lecz uszczęśliwieni właściciele złotych przedmiotów postarali się prędzej o ich sprzedaż, aniżeli rozpoczęto śledztwo. Kilku odstąpiło zaraz natrętnym żydom za bezcen wszystko, co znalazło; Russak zaś, który zebrał najwięcej ważnych przedmiotów złotych, zatelegrafował natychmiast do p. Zontaka, uwiadamiając go o odkryciu skarbu. W ten sposób mógł p. Zontak stanąć już dnia 22-go maja w Michałkowie, gdzie z polecenia ś. p. Exc. hr. Włodzimierza Dzieduszyckiego zakupił dla Muzeum następujące przedmioty: 1) złotą tarczkę, służącą do ozdoby; 2) 39 pereł zł. sferoidalnych; 3) jednę wielką perłę stożkowatą i jednę malutką w kształcie obręczy.
Również prędko uratował część skarbu od zupełnej zagłady hr. Mieczysław Borkowski, nabywając od Łakustiaka za cenę 1.600 złr.: 1) zmiętą czarę; 2) blachę złotą, wyciętą w kształcie trapezu; 3) oddarty brzeżek innej czary; 4) pogięty ułamek złotej blachy.
Mała część złota Russaka dostała się we Lwowie drogą kupna w posiadanie pana Alfreda Dzikowskiego. Obejmuje ona: 1) małą tarczę służącą do ozdoby; 2) przedmiot złoty zwinięty; 3) uszkodzoną branzoletę; 4) czworoboczną płytkę złotą; 5) trzy paciorki rożkate, a dziewięć okrągłych.
Inne nieznaczne niedobitki skarbu złotego zakupił we Lwowie p. Kazimierz Przybysławski, lecz wnet odsprzedał je cesarskiemu Muzeum w Wiedniu, w posiadanie zaś p. Władysława Przybysławskiego dostały się tylko »dwa paciorki, jeden rożkaty, a drugi okrągły«. Wogóle zaznaczyć wypada, że ten drugi skarb został zaraz w pierwszej chwili odkrycia tak rozdrapanym i że części jego przeszły do tylu rozmaitych rąk i wnet zaczęły zmieniać właścicieli, że dziś prawie niepodobna pierwotnej jego całości zupełnie odbudować.
Wysłany przez hr. Tadeusza Dzieduszyckiego w sierpniu r. 1900 do Michałkowa, w celu dokładnego zbadania terenu i wyśledzenia wszystkich okoliczności, wśród których obydwa skarby zostały odkopane, dowiedziałem się jeszcze o następujących właścicielach drobnych szczątków skarbu:
1. W posiadaniu p. Leizora Hornsteina, właściciela Michałkowa, widziałem: 1) wielką perłę stożkowatą; 2) cztery perły okrągłe; 3) czworoboczną, podłużną płytkę złotą, na obydwu końcach świeżo obciętą.
2. Pan Piotr Tychowski, zamieszkały w Mielnicy, opowiadał mi, że zakupił był kilka pereł z drugiego skarbu, które później sprzedał złotnikowi w Czerniowcach.
3. Pan Kornel Mikołajewicz, współwłaściciel Filipkowiec, wsi sąsiadującej od północy z Michałkowem, ma posiadać kilka pereł złotych, które dał przerobić na ogniwa łańcuszka do zegarka.
Wielce prawdopodobnem jest, że także z drugiego skarbu uległy rozprószeniu głównie perły, natomiast wszystkie większe przedmioty ocalały i są dziś w znanych mi rękach.
Czerniowce, Budapeszt i Wiedeń były tymi rynkami, na których handlarze michałkowskich antyków złotych starali się za swe towary wydobyć najwyższą cenę7.
Zapobiegliwą skrzętność w wykupywaniu drobnych okazów złota michałkowskiego rozwinęło także wiedeńskie nadworne Muzeum i istotnie zebrało głównie znaczną ilość pereł różnorodnych.
Przedmioty, pochodzące z Michałkowa, wystawione w prehistorycznym oddziale tegoż Muzeum, są następujące: 1) fragmenty blachy złotej, wyciętej w kształcie t r a p e z u ; 2) mnóstwo pereł rozmaitych kształtów.
Archeologiczne, naukowe badania śledzą zazwyczaj starożytne osady lub cmentarzyska. To też przewodnią myślą moją, w chwili wyjazdu do tego w pomniki prehistoryczne bogatego zakątka wschodniej Galicyi, w którym leży Michałków, była wiara w możność znalezienia osady lub cmentarzyska takiego, któreby pozostawało w związku ścisłym z odkrytymi skarbami złotymi. Wiara ta opierała się na kilku faktach, którym przypisywano pewne znaczenie.
Wraz z biżuteryami, należącemi do drugiego skarbu, nabył pan Zontak w Michałkowie czaszkę ludzką dobrze zachowaną, której kość czołowa jest pokryta piękną wstążką zielonej patyny. Śniedź ta pochodzi widocznie od podłużnego dyademu bronzowego. Wprawdzie według relacyi miejsce znalezienia czaszki jest odmiennem od miejsca odkrycia złotych przedmiotów, jednak stosunek jej do skarbów nie został wyjaśnionym, gdyż delikatny dyadem, który mógłby rozwiązać zagadkę, miał się w pył rozpaść po wyjęciu czaszki.
Ale także na samej ściance złotych kosztowności znalazł był p. Władysław Przybysławski, ponownie rozkopując dół wybrany w roku 1897 w czasie odkrycia skarbu, dwie skorupy naczynia pierwotnej roboty i starożytną kość kopytowca8 i na tej podstawie myślał o istnieniu grobu króla scytyjskiego w Michałkowie pochowanego. Jednakże jeden baczny rzut oka na zachodnią ściankę nadniczławską wystarcza, by oświadczyć, że na tej stromej pochyłości nie mogła istnieć żadna osada, ani też cmentarzysko, tern mniej mógł wznosić się jakiś samotny grób królewski plemienia scytyjskiego, dla którego o wiele lepszem miejscem byłyby sąsiednie wyniosłe garby, widne z oddali. Moje mozolne badanie całego brzegu zachodniego Niczławy od Filipkowiec, wsi ciągnącej się na północ od Michałkowa nad tą samą rzeką, aż po Dniestr, utwierdziło mnie w przekonaniu, że obydwa złote skarby michałkowskie nie pochodząani z osady, ani też z cmentarzyska, lecz że zostały schowane w glinie w miejscu prawie pozbawionem znaczniejszych śladów cywilizacyjnych i należą do rodzaju luźnych skarbów ukrytych. Nie znalazłszy na poszarpanej strugami wody ściance żadnych archeologicznych oznak zewnętrznych, nie kusiłem się o jakiekolwiek prace ziemne na tym obszarze; całą drogę bowiem gminną, tudzież sąsiednie pastwisko przeszuka! bez plonu w jesieni r. 1899 p. Józef Szom- bathy, kustosz nadwornego Muzeum, zapomocą licznych głębokich przekopów9.
Załączona powyżej fotografia (patrz fig. 2) przedstawia widok drogi michałkowskiej i stromej ścianki, zdjęty z przeciwległego brzegu jaru.
W dole widnieją wiejskie ogrody, ścielące się w nizinie rzeczki Niczławy, która wije się wśród nich zakryta drzewami, kilka chat samej wioski występuje na prawo pod lasem; w górze widać cały brzeg zachodni jaru wraz z archeologiczną drogą: na prawo czernieje las, w środku rozpościera się gminne pastwisko z dwiema mało widocznemi ławami, na lewo zaś ukazują się ogrody. Miejsce znalezienia pierwszego skarbu oznacza niski krzyż kamienny, który bieleje przy drodze. Jasne pasy szerokie, ciągnące się od drogi w dół przez pastwisko — są to nieporosłe ślady przekopów pana Szombathy’ego. Drugi pas poniżej krzyża oznacza to miejsce na drodze, na którem został dragi skarb odgrzebany.
Sędziwi włościanie michałkowscy pamiętają jeszcze owe czasy, kiedy cała ścianka zachodnia była lasem pokryta, a dzisiejsza droga, która się głęboko wcięła w glinę, była tylko wąską, krętą ścieżką, prowadzącą na górę.
Nadto dowiedziałem się z ust ludzi, którzy głównie przyczynili się do odkrycia tych ważnych wykopalisk, że obydwa skarby złożone były w glinie prawdopodobnie w małych stosach; lecz charakterystyczną jest ta okoliczność, że przedmioty tworzące skarb pierwszy, doszły do naszych rąk prawie nieuszkodzone, prze- ciwnie zaś niektóre większe okazy, należące do skarbu drugiego, zostały w glinie znalezione w stanie zmiętym. I rzeczywiście dziś jeszcze można się przekonać, że to zmięcie jest starożytnem. We wszystkich bowiem załomach i fałdach zwiniętych przedmiotów siedzi typowy czerwony nakwit, który ukazuje się zwyczajnie tylko na archaicznych złotych kosztownościach. Nakwit ten nie trzymałby się wcale powierzchni starożytności, gdyby je zwinęła ręka michałkowskich wieśniaków.
Wycieczka moja przyczyniła się także do wyjaśnienia zagadkowej czaszki, znajdującej się w Muzeum, wykopanej w czasie budowy stodoły we dworze michałkowskim. położonym na wschodniej ściance jaru. Podjęte przezemnie wykopaliska10 na tym terenie doprowadziły do odkrycia starożytnego cmentarzyska, zburzonego w znacznej części i pochodzącego z całkiem późniejszej epoki, aniżeli skarby złote. Wynika to z kształtu odkrytego przy jednym szkielecie dyademu, który składa się z 10 prostokątnych srebrzonych blaszek bronzowych i osobliwym rysunkiem konika, na każdej z nich wyciśniętego, łączy się z wczesno-słowiańskimi zabytkami (VIII—XI w. po Chr.).
Do zupełnie odmiennych czasów należy odnieść obydwa skarby, tak zbliżone do siebie w ogólnym charakterze i szczegółach ornamentacyjnycii, że musimy uważać je za s k a r b jednolity, który wskutek jakiegoś wypadku został rozdzielony i w dwóch miejscach ukryty. Moje badania drobiazgowe pojedynczych form, w części już ogłoszone drukiem,11częścią spoczywające jeszcze w manuskrypcie, wykazały, że wielki skarb michał- kowski, który jest najstarszym, przeddziejowym pomnikiem złotym wschodnio-środkowej Europy, pochodzi z epoki między VIII—VI wiekiem przed Chrystusem”.
Całość monografii Złote skarby michałkowskie, wraz ze szczegółowym opisem zbioru dostępna jest TUTAJ.
- Władysław Zontak (1829–1906) przyjaciel z dzieciństwa Włodzimierza Dzieduszyckiego, preparator i ornitolog, kustosz w Muzeum im. Dzieduszyckich. Pełnił funkcję sekretarza Galicyjskiego Towarzystwa Łowieckiego oraz redaktora czasopisma „Łowiec”. ↵
- Z przedmowy K. Hadaczka; Złote skarby michałkowskie, Lwów 1904. ↵
- Karol Hadaczek (1873–1914), prof. archeologii Uniwersytetu Lwowskiego, twórca działu prehistorycznego w Muzeum Przyrodniczym im. Dzieduszyckich. W 1907 r. wydał on również Przewodnik po Muzeum im. Dzieduszyckich ze szczególnym uwzgędnieniem Działu Prehistorycznego. Usystematyzował zbiory prehistoryczne Muzeum; za: G. Brzęk, Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie i jego twórca, Lublin 1994. ↵
- Ten i wszystkie dalsze przypisy pochodzą z monografii: Katarzyna Kubej wyemigrowała do Kanady, Naścia Denys mieszka w Michałkowie; matka ich zmarła przed kilku laty. ↵
- Przypis z monografii: Obecnie są one w posiadaniu JWP. hr. Anny Dzieduszyckiej. ↵
- Zob. Zbiór wiadomości do antrop. kraj. T. III, 1879, str. 42. ↵
- Przypuszczam, że na Węgrzech nadali oni ciekawym nowym towarom w handlu nazwę starożytności węgierskich i pod maską tej narodowej sygnatury zdołali sprzedać hr. Iwanowi Zichy’emu: 1) gładką okrągłą tarczkę; 2) 9 trójlistnych i 3) 7 sferoidalnych pereł, narodowemu zaś Muzeum w Budapeszcie jednę perłę trójlistną. Uwagi godnym jest także wielki łańcuch, utworzony z różnorodnych, złotych pereł, wydany w katalogu budapeszteńskiego antykwarza Gezy Karasz a (Sammlung Geza v. Kąrasz. Tabl. II str. 6). Perły te pochodzą prawdopodobnie z Michał kowa. Część ich dostała się w posiadanie etnograficznego Muzeum w Berlinie. Nawzajem Galicya otrzymała równo cześnie dwie węgierskie zausznice złote, które sprzedano tutaj z mylnem objaśnieniem, że pochodzą z galicyjskich okolic naddniestrzańskich. Obie przedstawiają typ zausznic używanych na Kaukazie i Węgrzech w epoce m. IV— IX w. po Chr. ↵
- Zob. Wł. Przybysławski: Dwa złote skarby w Michałkowie. Teka konserwatorska, Rocznik II. Lwów 1900, str. 34, 35. ↵
- Zob. Mittheilungen der anthropologischen Gesellschaft in Wien B. XXX H. II 1900 Sitzb. Nr. 2, str. 130. ↵
- Zob. moje sprawozdanie: „Z badań archeologicznych w dorzeczu Dniestru”, Mater. do antr. kraj. 1902 str. 27 35 tabl. VII, w którem wyliczam i opisuję liczne zabytki przedhistoryczne owej okolicy, pochodzące z innych czasów, aniżeli skarby michałkowskie. ↵
- Zob. Jahreshefte des ósterr. archaol. Institutes B. VI (1903) str. 108—122. ↵