Skip to main content

W Państwowym Muzeum Przyrodniczym we Lwowie – dawnym Muzeum imienia Dzieduszyckich –  od 155 lat znajduje się wspaniała biblioteka przyrodnicza, umieszczona w tym miejscu przez Włodzimierza Dzieduszyckiego (1825–1899). Jej wieloletnim kustoszem był Józef Łoziński (1827–1897), który z wielkim oddaniem zajmował się powierzonym mu księgozbiorem od 1855 roku do 1897 roku. W spisanych pod koniec życia Wspomnieniach z życia swego (Lwów 1892) sugestywnie opisał, z jakimi problemami musiał się mierzyć, zajmując się książkami, które były wypożyczane czytelnikom. Podobne doświadczenia musieli mieć także kolejni bibliotekarze, skoro powstał ekslibris „Nie kradnij”!

Zbiory Lwowskiej Narodowej Naukowej Biblioteki Ukrainy im. W. Stefanyka, foto.: Dorota Sidorowicz-Mulak

Oddany bibliotekarz skarżył się na wandalizm i niegodziwość niektórych czytelników, którzy nie zwracali pożyczonych książek, albo je w przemyślny sposób niszczyli. Zapraszamy do lektury fragmentu jego wspomnień:

„Jako kustosz Biblioteki, która przez lat kilkanaście służyła dobru publicznemu i istotnie wielki przynosiła pożytek, uważam za obowiązek mój zdać sprawę w kilku słowach z doświadczeń moich w tym zawodzie.

Wtedy cyfra wypożyczenia książek dosięgała 7000 rocznie, a zważywszy iż często brano naraz kilka i kilkanaście dzieł, można cyfrę wydawanych z Biblioteki książek podnieść do 13 000 rocznie. Wypożyczało się ogółowi tylko dzieła nowsze, dzieł dawnych, rzadkich, ilustrowanych, słowników, encyklopedii, rękopisów, rycin, atlasów, map Biblioteka nie wydawała, wyjątkowo tylko za wyraźnym ze zwoleniem właściciela brali je uczeni, literaci i profesorowie. Czytelni w Bibliotece nie było z powodu niemożności odpowiedniego jej umieszczenia.

Korzystali z tej ofiarności hr. Włodzimierza głównie uczniowie Uniwersytetu i chyba Politechniki, gimnazjalni tylko dobrze poleceni, zresztą osoby, którym właściciel dał na to swe zezwolenie. Hr. Włodzimierz nabył nader cenny zbiór klasyków łacińskich i greckich po Józefie hr. Borkowskim1, znakomitym helleniście, polecił oddzielić i pomnażać dzieła służące do użytku szkoły i jej sprawy; ja z czasem zebrałem znaczny i cenny dział edycji aldów, stefanów i elzewirów2 drogą nabytku lub zamiany. To wszystko jako osobne działy było przystępne dla użytku publicznego. Z tego, czego mi nie wolno było wypożyczać, korzystano dosyć rozlegle w Bibliotece, o ile na to miejsce zezwalało.

W ogólności nie mogę się żalić na nierzetelność wypożyczających, szczególnie akademików, którzy wprowadzeni przez wypożyczających już kolegów swoich lub poleceni przez profesorów i osoby poważne, dawali rękojmię rzetelności. Wszakże po latach bilans wypożyczania był dosyć smutny, można by wcale znaczny utworzyć księgozbiór z dzieł z rozmaitych powodów niezwracanych, najczęściej śmierć zabierała z sobą naszą własność i nie dopuszczała reklamacji. Zdarzało się też, że wypożyczający jawnie oświadczał, że książek nie zwróci, bo mu są lub będą kiedyś potrzebne, a na reklamację wcale nie odpowiadał, jak np. dr Henryk Sawczyński. Najwięcej książek zaginęło u kobiet lub osób na mocy zezwolenia korzystających z Biblioteki. Do takich ofiar należą szczególnie dzieła treści beletrystycznej, z których pozostałe nawet w smutnym obecnie są stanie, jako zużyte i poszarpane. Uszczerbek dotkliwy dla Biblioteki stanowią dzieła niezwrócone, niemniej też dzieła zdekompletowane, z których oderwane tomy spoczęły w rękach nierzetelnych czytelników. Bywały też wypadki, że śród natłoku wypożyczających korzystano z nieuwagi bibliotekarza lub jego pomocnika i przywłaszczano sobie niesumiennie książki, to wszakże zdarzało się nader rzadko. Ubytek też w szacowanym zbiorze hr. Włodzimierza należy także do ofiar, jakich on tak wiele złożył. Najściślejszą rzetelnością odznaczali się uczeni i literaci, nader rzadkim (w tym gronie] wyjątkiem był niezwracający.

Spotykałem się czasem z dziwnymi pretensjami, nieraz nawet komicznymi. Tak np. zażądał ktoś Sue’go, Siedem grzechów głównych3, a gdym go prosił, by wymienił, którego z nich mianowicie potrzebuje, bo mogę wydać tylko jeden lub dwa tomy, odpowiedział naiwnie: „A no! Chrzest, Bierzmowanie”.

Zaznaczyć tu muszę niegodziwą niesumienność, istny wandalizm, jakiego się dopuścił aktor Stempowski4. Polecony przez jednego z moich dobrych znajomych, przyniósł on kilka potężnych woluminów, w których zawarte były dosyć systematycznie ułożone i mozolnie tekstem objaśnione ryciny różnorodne, odnoszące się do wszelkich spraw polskich. Podobała mi się ta żmudna praca aktora, która i dla niego i dla dobra publicznego, jakiemu ją poświęcał, mogła być wielce pożyteczną, zachęcałem go więc do dalszej w tym kierunku pracy. Ostatecznie prosił Stempowski o pozwolenie przejrzenia ilustrowanych czasopism, znajdujących się w Bibliotece, by mógł się zorientować, czego mu jeszcze brakuje i jak ma dalej postępować. Ujęty jego układnością, a nawet pozorną inteligencją, wydawałem mu po kolei czasopisma ilustrowane do swobodnego przeglądania w domu, nie przypuszczając, na jaką klęskę je narażam. Gdy już wszystkie przeglądnął ów niegodziwy zbieracz cudzej własności, dostrzegłem niestety zbyt późno, że wycinał z nich wszelkie jemu potrzebne ryciny, bez względu na to, że nie tylko pozbawiał owe pisma ozdoby, ale nadto psuł haniebnie tekst w owych pismach zawarty. Oburzenie moje było niezmierne i tylko litość dla korzącego się niegodziwca odwiodła mnie od wytoczenia mu procesu, który by mu za ową bezecną kradzież niezawodnie surową karę wymierzył. Odtąd byłem ostrożniejszym, szczególnie z aktorami.

Najprzyjemniejszym zawsze był dla mnie stosunek z uczonymi i literatami, jako poważnie swój zawód i moje obowiązki traktującymi, mniej z publicystami, którzy zawsze lekko każdą rzecz brali i powierzchni jej tylko dotykali. Prawie nigdy nie zdarzyło mi się zetknąć z artystą, jakiego bądź kierunku, który by pragnął się zająć poważnym jakiem badaniem lub czytaniem, ale nie brakło im nigdy przedmiotu do szerokich, nawet wcale gładkich rozpraw o rzeczach, których często widocznie nie znali i nie rozumieli. Szczególnie wymowni w tym rodzaju byli aktorzy, deski teatralne dawały im lekkie wyobrażenia o wszystkim i dar gładkiego wysłowienia się, ale w istocie pusto było prawie zawsze w ich głowach. Do wyjątków policzyć mogę z mego doświadczenia chyba aktora lwowskiego Walewskiego5. Małego wzrostu, ze słabym głosem, wymową wadliwą, wcale nie oświeconym umysłem, ale z prawdziwym zamiłowaniem do zawodu scenicznego, nie tylko pokonał ujemności i trudności fizyczne, ale nadto pracą umysłową rozjaśniał swego ducha i stał się dziś nie tylko jednym z cenniejszych artystów, ale nawet pożytecznym dramatycznym aktorem. Też korzystał istotnie z wypożyczonych mu chętnie z Biblioteki książek, natarczywie ich żądał i pochłaniał skwapliwie. Wdzięczny za radę i pomoc dziś jeszcze zjawia się w Bibliotece, poszukując materiałów do wyrojonych w bogatej fantazji projektów na polu dramatycznym.

Kobiety brały z Biblioteki prawie tylko powieści, z wyjątkiem chyba takich pań, jak z Wasilewskich Boberska Machczyńska6.

Wielu z akademików, którzy chętnie biegali po zasiłek wiedzy do Biblioteki, zajmuje dziś znakomite w społeczeństwie stanowiska. Była ona po prawdzie drugą alma mater7 dla ich młodocianych umysłów. Z wdzięcznością zapewne o tym wspominają”.

Oryginał wspomnień Józefa Łozińskiego znajduje się we  Lwowskiej Narodowej Naukowej Biblioteki Ukrainy im. W. Stefanyka i jest dostępny online TUTAJ. Cytowany wyżej fragment pochodzi z: J. Łoziński, Wspomnienia z życia swego, opracowanie i wstęp J. Kamińska-Kwak, Przemyśl 2010 (s. 148–151).

Na szczęście wyjątkowy księgozbiór przetrwał  do dzisiejszych czasów mimo nieodpowiedzialnych zachowań czytelników oraz sowieckich grabieży w czasie II wojny światowej. Wymaga jednak poważnych prac konserwatorskich, które Związek Rodowy Dzieduszyckich prowadzi już trzeci sezon dzięki współpracy z MKiDN i Instytutem POLONIKA. Prace konserwatorskie wykonuje Uliana Romaniv. Więcej na temat Biblioteki Poturzyckiej można przeczytać TUTAJ.

 

  1. Józef hrabia Borkowski-Dunin (1809-1843), poeta związany ze Lwowem, inicjator „Dziennika Mod Paryskich”, badacz literatury ludowej, autor prac o tematyce hellenistycznej i tłumacz literatury nowogreckiej.
  2. Aldyny, małe książeczki, pochodzące z oficyny A. Manutiusa (przełom XVI i XVII w.), popularne wśród uczącej się młodzieży w całej Europie. Stefany, od Estienne (Ste- phanus), rodziny francuskich drukarzy i wydawców w Paryżu i Genewie w XVI do połowy XVII w. Elzewiry, szkolne wydania książek w małym, poręcznym formacie, zawierające cenne edycje dawnych klasyków (od Elzevierów, rodowego nazwiska twórców słynnej holenderskiej oficyny z Lejdy i Amsterdamu).
  3. Sue Eugeniusz (Sue Eugène), Siedem grzechów głównych, liczne wydania tej powieści obyczajowej od połowy XIX w.
  4. W teatrach lwowskich przed 1914 r. grało kilku aktorów o nazwisku Stępkowski (Stempowski), tu zapewne chodzi o Leona Stępowskiego (1852–1914), syna Jana i Bronisławy Cieleckiej.
  5. Zapewne Adolf Walewski, znany aktor i reżyser lwowski.
  6. Antonina Machczyńska, autorka książki Młoda nauczycielka, Poznań 1863.
  7. Lac matka karmicielka, podniosła, średniowieczna nazwa wyższej uczelni, zwłaszcza uniwersytetu.