tekst: prof. Kazimierz Karolczak
drzeworyt: Włodzimierz Dzieduszycki, Kłosy 1875, za www.polona.pl
We współczesnym Lwowie nie znajdujemy zbyt wielu elementów spajających pamięć o przeszłości, akceptowanych tak przez Ukraińców, jak i Polaków. Historia zadrwiła sobie z miasta przygarniającego przez wieki ludzi różnych narodowości, wyznań i kultur, sytuując je w XX wieku na froncie ostrej – nierzadko zbrojnej – rywalizacji narodowej.
Po II wojnie światowej i wysiedleniu ludności polskiej owa rywalizacja nabrała innego charakteru, ale przeszłość nie przestała dzielić Polaków i Ukraińców. Lwowianie z urodzenia nigdy nie pogodzili się z wygnaniem, ich mała ojczyzna – mimo, iż odcięta kordonem – pozostała pod Wysokim Zamkiem. Pielęgnowali pamięć o niej, idealizowali wspomnienia, w których miasto jawiło się jako czysto polskie. Ukraińcy, po II wojnie wyłączni już gospodarze miasta, próbowali z kolei zacierać wszechobecne tu ślady kultury polskiej, tworzyć własną historię, w której Polakom wyznacza się zazwyczaj jedynie rolę ciemiężcy, dyżurnego wroga wykorzystywanego do budowy własnej tożsamości narodowej. Z takim odmiennym interpretowaniem spuścizny przodków, odczytywaniem przeszłości, nie radzą sobie od lat także historycy obu narodów, zajęci głównie dowodzeniem swych racji, polemiką. Płaszczyzną sporów jest prawie wyłącznie historia polityczna, bo na niej skupia się rzeczywisty ciężar badań mozolnie budowanej historiografii ukraińskiej. Polscy badacze dziejów społecznych i gospodarczych nie znajdują na razie partnerów do naukowej dyskusji, a historycy kultury nie mają zazwyczaj punktów zaczepienia, jako że obie nacje tak naprawdę zainteresowane są wyłącznie poznaniem własnej kultury. Gdzie w tej sytuacji szukać płaszczyzny porozumienia? Co z bogatej przeszłości miasta może łączyć jego mieszkańców, niezależnie od pochodzenia i religii? Jakie cechy winna posiadać osoba możliwa do zaakceptowania w pełni przez Polaków i Ukraińców?
Niełatwo odpowiedzieć na tak sformułowane pytania, ale bezdyskusyjny wydaje się postulat rzetelnego opisania przez historyków przeszłości miasta, ustalenia faktów, na podstawie których możliwe będzie sformułowanie wniosków, pod którymi podpiszą się wreszcie zarówno badacze polscy, jak i ukraińscy. By tak się stało należy jednak oddzielić historię od polityki, sprzeciwić się instrumentalnemu wykorzystywaniu trudnej niekiedy przeszłości do osiągania bieżących celów politycznych, nie unikać wspólnego wyjaśniania spraw trudnych, ale też świadomie poszukiwać wydarzeń i ludzi jednoczących, a nie dzielących obie nacje. Pokazywać społeczność miasta nie tylko w momentach konfliktowych, ale w pokojowym współżyciu, w codziennej egzystencji.
W drugiej połowie XIX wieku postacią powszechnie akceptowaną w wielonarodowym środowisku Lwowa stał się Włodzimierz hr. Dzieduszycki, przedstawiciel szybko rozrastającego się w XIX wieku rodu arystokratycznego, sięgającego swymi korzeniami Średniowiecza i podkreślającego swoje ruskie pochodzenie. W XIX wieku wszystkie – bez wyjątku – gałęzie tej rodziny od kilku już wieków były spolonizowane, ale sentyment do „ziem ruskich” pozostał, co przejawiało się m. in. w stosunku do ludności ukraińskiej, zrozumieniu dla jej starań narodowych i zainteresowaniu ludową kulturą tych ziem. Nie wszyscy oczywiście Dzieduszyccy podobni byli w swych poglądach do Włodzimierza, a i nie zajmowali takiej jak on pozycji w kraju, przez co ich stanowisko nie zawsze było nawet zauważane. Włodzimierz Dzieduszycki znakomicie wkomponował się w wielonarodowe środowisko Galicji, zyskując szacunek praktycznie wszystkich nacji zamieszkujących Lwów. Jak to się stało, iż w okresie zaciętej rywalizacji polsko-ukraińskiej obie strony akceptowały postawę hrabiego, godziły się na jego mediacje, zwracały o pomoc, a po śmierci uznały za „swego”? Co spowodowało, że po uzyskaniu niepodległości w końcu XX wieku, Ukraińcy poszukując na nowo swojej tożsamości narodowej nie boją się sięgać do lwowskiej legendy „polskiego arystokraty”? „Polskiego”, bo Włodzimierz jednoznacznie identyfikował się z polską kulturą i narodowością, ba był niewątpliwie gorącym polskim patriotą! Dzięki niemu we współczesnym Lwowie nazwisko Dzieduszyckich wspominane jest chętnie, przypominane przy różnych okazjach, co sprawia, że mniej zorientowani politycy ukraińscy poczytują go za Ukraińca, a „narodowa historiografia” ukraińska próbuje nawet wykreować go na swojego bohatera.
Włodzimierz był jedynym synem Józefa hr. Dzieduszyckiego (1776-1847) i Pauliny z hr. Działyńskich (1795-1861), zrodzonym z rodziców pozostających w tak bliskim stopniu pokrewieństwa, że można było żywić obawy o jego zdrowie1. Józef ożenił się bowiem z córką Ksawerego hr. Działyńskiego i swej starszej siostry Justyny! Paulina była więc jego siostrzenicą, co – jak świadczą podobne, a nie tak znów rzadkie przykłady – nie rokowało dobrze dla potomstwa. Potwierdziło się to prawdopodobnie w pierwszych latach małżeństwa, jako że pojawiające się w korespondencji wzmianki o ciążach Pauliny nie kończyły się szczęśliwym porodem, bądź też dziecko nie przeżywało okresu niemowlęctwa. W tej sytuacji z ogromną radością przyjęto 22 czerwca 1825 r. narodziny długo oczekiwanego syna. Przyszedł na świat w Jaryszowie2 i został ochrzczony jako Włodzimierz Ksawery Tadeusz3 Dwa ostatnie imiona nadano mu dla uczczenia wielkich przodków (dziadków) zarówno ze strony matki, jak i ojca4
Włodzimierz pozostał jedynakiem i jako taki był przedmiotem nieustannej troski swoich rodziców. W dzieciństwie często chorował, a Ludwik Dębicki zapamiętał go jako młodzieńca smukłego, bladego, bardzo nieśmiałego (nigdy nieśmiałości całkowicie nie zwalczył); pomnażała nieśmiałość niemoc wymowy, silne jąkanie się. Nie wróżono mu wielkich zdolności, lękano się o jego życie5 Podobne opinie wyrażali o nim inni współcześni mu pamiętnikarze. Franciszek Prek pisał o jedynaku bardzo delikatnej budowy, niepewnego życia6, co było powodem swoistego izolowania go przez wiele lat od rówieśników.
Wzrastał w Poturzycy pod Sokalem, gdzie ostatecznie osiedli na dłużej jego rodzice. Z polecenia lekarzy dużo przebywał na świeżym powietrzu, by wzmocnić zdrowie. Od najmłodszych lat interesował się otaczającą go przyrodą, a w jej odkrywaniu pomagali mu rodzice. Matka, kobieta na ówczesne czasy bardzo wykształcona, sama zajmowała się zbieraniem różnych okazów przyrodniczych7, pomagała synowi w gromadzeniu i przechowywaniu zdobytych roślin i zwierząt, zainteresowała go przeszłością ziemi ojczystej. Ojciec pozwalał mu natomiast przeglądać stare zielniki i dzieła podróżnicze ze swego księgozbioru, stwarzał możliwość kontaktu z przyjeżdżającymi do Poturzycy luminarzami ówczesnej nauki. Precyzyjnie nakreślił też program edukacji potomka, ustalając nie tylko przedmioty, ale i treści jakie winny one zawierać8.
Od początku rodzice starali się zapewnić Włodzimierzowi preceptorów nie tyle znanych, co wykształconych i mądrych. Domową edukacją młodego hrabiego zajmował się w Poturzycy od 1839 r. wybitny pedagog Franciszek Kleczkowski, którego zadaniem było uczyć swojego podopiecznego historii początkowej i geografii oraz powtarzać z nim lekcje udzielane mu przez profesorów Uniwersytetu Lwowskiego z matematyki, łaciny i greki. Ci ostatni pojawiali się w życiu Włodzimierza w chwili, gdy Dzieduszyccy na zimę przenosili się do Lwowa. Regularne lekcje domowe rozpoczynały się tam zazwyczaj pomiędzy połową października a początkiem listopada, a kończyły egzaminami w maju – czerwcu następnego roku. Wiedzę Włodzimierza uzupełniali ponadto wybitni naukowcy uniwersyteccy, wśród których byli m. in.: Jacek Łobarzewski (botanika), Wincenty Pol (geografia), Ernest Schauer (ornitologia) oraz skryptor i kustosz Ossolineum August Bielowski (historia i literatura). Oni ukształtowali ostatecznie zainteresowania swojego podopiecznego naukami przyrodniczymi. Z czasem Włodzimierz spędzał wraz z Kleczkowskim większą część roku we Lwowie, odbywał wędrówki w okoliczne lasy Pohulanki, Winnik, Zofiówki i Snopkowa. Zbierał kwiaty, zioła, motyle i owady. Upolowane ptaki dały początek późniejszym zbiorom ornitologicznym9.
Kontakty towarzyskie dorastającego Włodzimierza nie miały w sobie nic z przypadkowości. Od rodziców otrzymywał ścisłe instrukcje kiedy i gdzie ma pojechać, jak się zachowywać10. Najczęściej bywał z opiekunem u ciotki Magdaleny hr. Morskiej11 w Zarzeczu, wuja Tytusa Działyńskiego12 w Oleszycach i u Potockich w Łańcucie. W XIX wieku edukacja domowa była udziałem większości średniozamożnych dzieci ziemiańskich. Jedynie bogatą arystokrację stać było na kształcenie swych dzieci za granicą, bądź wysyłanie ich dla uzupełnienia zdobytej wiedzy w częste podróże po Europie. Dzieduszyccy z Poturzycy zaliczali się do najzamożniejszej arystokracji galicyjskiej, ale chorowitego jedynaka nie chcieli na dłużej wypuścić spod swych opiekuńczych skrzydeł. Wiedzę zdobywał więc najpierw w Poturzycy, potem głównie we Lwowie, a uzupełniał podróżami odbywanymi w towarzystwie F. Kleczkowskiego m.in. do Paryża i Getyngi (1840)13, do Warszawy (1842)14, do Moguncji i Paryża (1845)15 podczas których zapoznał się m.in. z tamtejszymi kolekcjami przyrodniczymi16.
Ostatnia z wymienionych podróży miała prócz walorów poznawczych także lecznicze. W Moguncji mieścił się znany w ówczesnej Europie Instytut Hellermana, do którego to skierowali Włodzimierza lekarze lwowscy, próbujący bez większych efektów wyleczyć jego wadę wymowy (jąkanie się)17. Młody hrabia przebywał tam 9 tygodni i powrócił do Lwowa prawie zupełnie wyleczony18. Mimo wyraźnej poprawy w leczeniu wady wymowy Włodzimierzowi do końca życia pozostało dokuczliwe „zacinanie się”, co przypuszczalnie stało się jedną z przyczyn jego niechęci do wystąpień publicznych i świadomej rezygnacji z wielce prawdopodobnej – przy jego pozycji wśród arystokracji galicyjskiej – błyskotliwej kariery politycznej. Efektem owego defektu wymowy była też postrzegana przez otoczenie „nieśmiałość” w zachowaniu hrabiego i upodobanie do pracy w zaciszu gabinetu i biblioteki.
Po śmierci ojca Włodzimierz stał się jednym z najbogatszych ludzi w Galicji, a jego majątki rozrzucone były we wszystkich trzech zaborach. Prócz wspomnianego Jaryszowa na Podolu rosyjskim miał Poturzycę pod Sokalem, Tarnawatkę w Królestwie Polskim oraz Zarzecze i Pruchnik pod Jarosławiem (po ciotce Morskiej). Po śmierci matki (1861) odziedziczył trzecią część dóbr Działyńskich pod Poznaniem, tj. Konarzewo. Poślubiając w 1853 r. Alfonsynę hr. Miączyńską wszedł w posiadanie tzw. Państwa Pieniackiego pod Złoczowem, co ostatecznie zdecydowało o osiedleniu się w Galicji.
W zgodnej opinii środowiska Dzieduszycki otrzymywał wraz z ręką młodziutkiej hrabianki o niepospolitej urodzie (ślub odbył się w jej siedemnaste urodziny) godny siebie posag w postaci znacznych dóbr klucza pieniacko-załozieckiego. Włodzimierzowi zazdroszczono, że poprzez małżeństwo znacznie powiększył swój majątek, a Alfonsynę uznano za jedną z najlepszych partii w całej Galicji. Pogląd ten utrwalono w sporządzanych później zapisach genealogicznych oraz w przekazie rodzinnym, co jednak nie pokrywało się z rzeczywistością. Zdecydowany na małżeństwo hrabia stworzył pozory mające zapewnić szacunek otoczenia zarówno jemu samemu, jak i Alfonsynie. Ów wspaniały posag został bowiem w gruncie rzeczy kupiony! Przyszły teść, Mateusz hr. Miączyński, tonął wręcz w długach, a Włodzimierz nie tylko zdecydował się na ich spłacenie, ale jeszcze wypłacał Miączyńskiemu dożywotnią rentę (do 1863)19. Kontrakt zawarty z okazji ślubu uratował prawdopodobnie Pieniaki przed licytacją. W opisanej sytuacji Włodzimierz nie jawi się już jako łowca wspaniałego posagu, ale raczej jako szlachetny dobroczyńca, który nie tylko uratował majątek Miączyńskich, ale przemilczając fakty zapewnił na przyszłość szacunek swej żonie. Środowisko ziemian galicyjskich było bowiem przekonane o przekazaniu majątku w posagu, co dodatkowo uwiarygodnił sam Dzieduszycki zapisując całe te dobra na imię swej żony.
Dzieduszyccy wychowali cztery córki: Klementynę (poślubiła w 1876 r. Zygmunta hr. Szembeka), Annę (wyszła w 1879 r. za dalekiego kuzyna Tadeusza hr. Dzieduszyckiego), Marię (od 1894 r. Tadeuszową Cieńską) i Jadwigę (żonę od 1889 r. Witolda ks. Czartoryskiego). Po ślubie początkowo mieszkali w pałacu w Pieniakach, przenosząc się jedynie na lato do Poturzycy i Zarzecza. Znacznych problemów przysparzało zarządzanie rozproszonymi majątkami. Włodzimierz Dzieduszycki korzystał początkowo z doświadczeń wypracowanych jeszcze przez swego ojca, który kierowanie poszczególnymi kluczami powierzał rządcom nie tylko starannie dobranym, ale i mocno związanym z jego domem. Tak wielkim organizmem nie mógł już jednak sam sterować z jednego ze swych majątków.
Wzrastająca aktywność społeczna i gospodarcza hrabiego, wyjazdy za granicę, zmuszały go do coraz częstszego przebywania we Lwowie. Stąd też miał stosunkowo najlepszy dojazd do trzech galicyjskich kluczy swoich majątków leżących w podobnej odległości z trzech stron miasta: Zarzecze na zachodzie, Poturzyca na północy i Pieniaki na wschodzie. Odchodząc powoli od osobistego nimi administrowania, powierzał to rządcom, nad którymi najlepiej było sprawować kontrolę z centralnie położonego Lwowa. Koncepcja takiego sposobu zarządzania zmaterializowała się w postaci powołanego Centralnego Zarządu Dóbr Włodzimierza hr. Dzieduszyckiego. Na jego czele stał generalny pełnomocnik, a sercem była kancelaria centralna, która zatrudniała etatowo kilka osób, a i wymagała odpowiedniego lokalu do pracy.
W tej sytuacji kupno nieruchomości we Lwowie było już tylko kwestią czasu. Wiosną 1855 r. Włodzimierz podawał w liście swój nowy adres na pl. Franciszkańskim (właściwie była to wytyczona już wówczas ul. Kurkowa 15), gdyż: kupiliśmy we Lwowie domek z ogrodem, bo mając tu interesa muszę często bywać, a już sprzykrzyło mi się tłuc po karczmach i cudzych domach20. Ów „domek” to w rzeczywistości spory pałacyk21, a ogród to park liczący później po dokupieniu przylegających doń mniejszych ogrodów 3,33 morgi22. Całość mieściła się na terenach dawnej osiemnastowiecznej jurydyki Żółkiewskich i Sobieskich, czyli na tzw. Sobieszczyźnie. W 1873 r. Alfonsyna kupiła przylegającą do pałacu kamienicę, w której na pewien czas umieszczono przeniesioną z Zarzecza kancelarię centralną.
W 1885 r. dobra ziemskie Włodzimierza Dzieduszyckiego liczyły w sumie ponad 78 tys. morgów, a ich wartość szacowano na prawie 8 mln złr (przy zadłużeniu nie sięgającym nawet 20%). Uzyskiwane dochody pozwalały właścicielowi utrzymywać stale kilka siedzib, przy czym z upływem czasu najważniejszą stał się pałac lwowski, a dłuższe pobyty w stolicy Galicji wymuszała okresowa aktywność hrabiego w polityce oraz działalności społeczno-kulturalnej. W połowie lat 50-tych XIX wieku przeniósł do Lwowa i udostępnił czytelnikom Bibliotekę Poturzycką, utworzoną przez jego ojca Józefa. Liczyła ona wówczas około 20 tys. nieuporządkowanych woluminów. Prócz młodzieży korzystali z niej dziennikarze, literaci i uczeni, wśród których byli m.in. Karol Estreicher, Henryk Schmitt, Karol Szajnocha, Kornel Ujejski i Wincenty Pol. Hrabia dokonywał kosztownych zakupów, prenumerował wartościowe czasopisma i wydawnictwa, przywoził też cenne nabytki ze swych podróży, jak chociażby Eklesiastes. Księgi Salomonowe, pierwszy znany druk polski przechowywany w całości23. Do 1877 r. zbiór biblioteczny powiększył się o połowę, licząc około 30 tys. tomów24.
Włodzimierz Dzieduszycki, starannie wykształcony i wychowany w szacunku dla nauki i uczonych, od najmłodszych lat wrażliwy był na wszelkie prośby płynące z tego środowiska. Już w 1847 r. pospieszył z pomocą Zakładowi Narodowemu im. Ossolińskich, udzielając mu bezprocentowej pożyczki na uruchomienie drukarni25. Szczególnie wspierał badania w zakresie tzw. historii naturalnej, która jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku nie tylko nie znajdowała swego miejsca w nauczaniu szkolnym, ale nawet na uniwersytetach wykładana była jako przedmiot nieobowiązkowy. Znajomość rodzimej fauny i flory była znikoma, a nieliczni uczeni czerpali swą wiedzę z obcojęzycznych podręczników. Pasją młodego arystokraty stała się ornitologia, którą zajmował się z największym zapałem, stworzył liczny i unikalny zbiór ptaków wykraczający z czasem poza ramy czysto amatorskie. Uważano nawet, że tak jak niektórym mężczyznom świat przesłaniają ponoć kobiety – jemu przesłoniły ptaki26.
Szafa z ptakami dała początek późniejszym wielkim zbiorom, które początkowo wzbudzały zainteresowanie rodziny i znajomych, a później zdumiewały nawet specjalistów. Głośny pisarz niemiecki Alfred Doblin napisał po latach: musiałem dopiero do Lwowa przyjechać, aby się nauczyć, jak ptaki wiją gniazda. Uczył się tego w Muzeum Przyrodniczym im. Dzieduszyckich we Lwowie, pierwszej tego typu placówce na ziemiach polskich27. Obok kolekcji ornitologicznej pomieściło ono również działy: zoologiczny, botaniczny, mineralogiczno-geologiczny, a później dodano do nich także etnograficzny i prehistoryczny. W miarę rozrastania się zbiorów Włodzimierz Dzieduszycki przeznaczał coraz większe sumy na ich utrzymanie, umieszczając je w zakupionej w 1868 r. kamienicy przy ul. Teatralnej. W 1880 r., w czasie pobytu cesarza Franciszka Józefa I we Lwowie, oddał swe dzieło na użytek krajowi28 a w 1893 r. zabezpieczył jego podstawy materialne poprzez połączenie z ordynacją poturzycko-zarzecką. Zapisano tam, że muzeum powinno być porządnie utrzymywane, uzupełniane i odpowiednio pomnażane, i w kilku dniach tygodnia dozwolony być ma publiczności bezpłatny wstęp do niego. Realność nr 39 w śródmieściu we Lwowie stanowić ma zawsze przynależność muzeum29. Fachowo zorganizowana instytucja posiadała naukowo przygotowane kierownictwo i dobrze wyszkolony personel pomocniczy.
Utworzenie Muzeum Przyrodniczego i zapewnienie mu podstaw materialnych nie zakończyło mecenasowskiej roli Włodzimierza Dzieduszyckiego. Niewielka tylko część zbiorów pochodziła z darów, inne muzeum kupowało za pieniądze hrabiego. Drogą zakupu większych kolekcji z rąk amatorów starożytności zorganizowano zwłaszcza dział prehistoryczny, a jego perłą stał się złoty Skarb Michałkowski znaleziony w latach 1878 i 1897 w Michałkowie w pow. borszczowskim. Do jego zdobycia przyczynił się wieloletni kustosz Władysław Zontak kupując cenny nabytek od miejscowych chłopów. Skarb datowany na IV-V w. p.n.e. składał się z pięciu kilogramów złotych przedmiotów, w tym m.in. korony królewskiej, bransolet, fibul itp. Z kolei dział etnograficzny zgromadził ceramikę ludową ze wszystkich najważniejszych ośrodków krajowych, bogaty zbiór tzw. przemysłu domowego obejmujący ubrania, ozdoby, narzędzia gospodarcze i domowe, a w cennej kolekcji huculskiej znalazły się wyroby z mosiądzu, drewna i skóry. Kolekcja pisanek nie miała równej sobie w całym kraju.
Zainteresowanie Włodzimierza Dzieduszyckiego etnografią, promowanie przemysłu domowego poprzez komisje Galicyjskiego Sejmu Krajowego, pokazywanie tych wyrobów na wystawach w całej Europie, przyczyniło się nie tylko do zauważenia innej, wspaniałej kultury ludowej w Galicji, ale pobudziło też miejscowych wytwórców znajdujących zbyt i godziwe ceny na swe produkty. Dzieło rąk twórców ludowych podziwiali przez dziesiątki lat wszyscy goście pałacu w Pieniakach, a bywali tam wybitni malarze, pisarze (m.in. Henryk Sienkiewicz), politycy i członkowie dworu panującego na czele z cesarzem Franciszkiem Józefem I. Ta arystokratyczna siedziba miała bowiem za sprawą Włodzimierza Dzieduszyckiego ludowy wystrój całego parteru, a obwieszone kilimami, wypełnione ceramiką, bronią i trofeami myśliwskimi pokoje właściciela zwiedzano niemal jak pomieszczenia muzealne30.
Poznanie zbiorów Muzeum Przyrodniczego miały ułatwić wydawane przez tę instytucję katalogi, przewodniki, szczegółowe opracowania poszczególnych działów. Wychodziły one w ramach monografii pod ogólnym tytułem „Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie”. W latach 1880-1914 ukazało się piętnaście tomów, z czego pięć za życia założyciela, a kontynuacją zamierzenia były wychodzące w okresie 1915-1924 „Rozprawy i Wiadomości z Muzeum im. Dzieduszyckich”31. Wydawano prace naukowe z zakresu geologii i przyrody, czego nie chcieli się podjąć księgarze, z powodu zbyt wąskiego kręgu odbiorców, co z góry wskazywało na nieopłacalność całego przedsięwzięcia. Włodzimierz nie tylko świadomie pokrywał wynikający z tej działalności deficyt, ale jeszcze w wypadku dzieł szczególnie cennych i przydatnych w nauczaniu nakazywał wysyłanie ich do bibliotek szkolnych po symbolicznej wręcz cenie, pokrywającej raczej koszty wysyłki, a nie przygotowania i druku książki.
Muzealnym działem etnograficznym opiekował się Włodzimierz Szuchiewicz, jeden z najlepszych znawców Huculszczyzny, której opis zawarty w wydanym w języku ukraińskim dziele tak zafascynował Dzieduszyckiego, że przekonał go do poszerzenia materiału o wyroby przemysłu domowego Hucułów i wydanie całości także w języku polskim. Na ten cel hrabia przeznaczył w swoim testamencie specjalny fundusz, dzięki któremu w latach 1902-1908 ukazała się czterotomowa „Huculszczyzna” wydana nakładem Muzeum Przyrodniczego32.
Mecenat wydawniczy Włodzimierza Dzieduszyckiego nie ograniczał się jedynie do prac tematycznie związanych z Muzeum Przyrodniczym. Już w 1850 r. – widząc zupełny brak zainteresowania ówczesnych władz oświatowych – zaangażował się on w finansowanie opracowań historycznych i podręczników szkolnych w języku polskim. Wydał szereg prac humanistycznych, wśród których na szczególną uwagę zasługują dzieła Augusta Bielowskiego33, Maurycego Dzieduszyckiego34, Oskara Kolberga35, Bronisława Sokalskiego36, Zofii Strzetelskiej-Grynbergowej37 i Jana A. Baygera38. W naukach ścisłych za jego sprawą ukazały się m.in. prace Wojciecha Urbańskiego39. i Wawrzyńca Żmurki40, ale bez wątpienia najwięcej uszczupliły kasę hrabiego opracowania przyrodnicze, szczególnie kosztowne ze względu na zamieszczane w nich rysunki i ilustracje. Dzieła Hipolita Witowskiego41, Teofila Żebrawskiego42, a zwłaszcza Maksymiliana Nowickiego43 nie mogłyby się w ogóle ukazać bez tak hojnego sponsora. Same tylko „Motyle Galicji” opracowane przez tego ostatniego kosztowały Dzieduszyckiego 8 tys. złr, za którą to sumę można było wówczas kupić całkiem niezły folwark! Wydając tak różnorodne książki przyrodnicze hrabia zachęcał jednocześnie autorów do zachowania jednolitej formy zewnętrznej tych dzieł oraz przejrzystego, powszechnie przyjętego układu systematycznego. Pełen szacunku dla osiągnięć wybitnych badaczy, świadom swej w gruncie rzeczy amatorskiej wiedzy, potrafił jednak przekonać wielu autorów do takiego przygotowania prac, by były one zrozumiałe i użyteczne dla młodych adeptów nauk przyrodniczych44.
Z finansowej pomocy Włodzimierza Dzieduszyckiego korzystali uczeni odbywający podróże naukowe tak po kraju, jak i po Europie. Był wśród nich m.in. Antoni Rehman, który w 1865 r., wkrótce po zakończeniu przewodu doktorskiego, przez trzy miesiące penetrował za pieniądze hrabiego środowisko przyrodnicze Galicji Wschodniej45. Część stypendystów, m.in. Marian Łomnicki, Leopold Weigel, Antoni Wierzejski, Józef Dziędzielewicz wiązała się potem na stałe z Muzeum Przyrodniczym, którego pracownicy odbywali co roku finansowane przez swego mecenasa ekspedycje naukowe. Dzieduszycki opłacał też badania terenowe prowadzone przez znanych przyrodników polskich, czego wymiernym efektem były nadsyłane przez nich do muzeum okazy przyrodnicze. Badania te prowadzili m.in. geolog Seweryn Płachetka, zaprzyjaźniony z hrabią botanik ze Szkoły Rolniczej w Dublanach Władysław Tyniecki oraz Maksymilian Siła-Nowicki opisujący faunę okolic Lwowa i Podola46. Jeszcze w 1861 r., gdy ornitologia tatrzańska była zupełnie niezbadana, Dzieduszycki wysłał w Tatry znanego ornitologa Ernesta Schauera, który z kilkumiesięcznej wyprawy przywiózł bogatą kolekcję ptaków i innych przedstawicieli lokalnej fauny47. Syn kontynuował w tym wypadku działalność ojca, jako że Józef Dzieduszycki trzydzieści lat wcześniej (w 1832) wyprawił w Tatry wybitnego geologa Ludwika Zejsznera. Z przywiezionych przez niego trzech zbiorów minerałów jeden hrabia Józef przekazał synowi, a dwa pozostałe ofiarował Towarzystwu Naukowemu Krakowskiemu i Zakładowi Narodowemu im. Ossolińskich.
Włodzimierz, choć prywatnie niezbyt towarzyski, to jednak chętnie udzielał się w różnego typu zjazdach i sympozjach ułatwiających wymianę doświadczeń naukowych i szerzących postęp w gospodarce. Nie tylko wygłaszał tam wzbudzające duże zainteresowanie referaty, ale służył pomocą organizacyjną, a zwłaszcza finansową. Z własnej kieszeni pokrył m.in. znaczną część kosztów II Zjazdu Lekarzy i Przyrodników Polskich we Lwowie (1875), prosząc przy tym o dyskrecję. W zjeździe tym uczestniczyło 385 osób z trzech zaborów, a zasługi hrabiego (wbrew jego woli) podkreślił już w mowie powitalnej prezes Wydziału Gospodarczego dr A. Noskiewicz nazywając go jedynym mecenasem nauk przyrodniczych w kraju naszym, który bez pomocy państwa urządził gabinet przyrodniczy porównywalny do tych, jakie mają Anglia i Wirtembergia. Wzruszony, ale i zażenowany hrabia Włodzimierz opuścił wówczas salę ratuszową48. W następnych dniach przewodniczył jednak sekcji przyrodniczej, pokazywał gościom swoje zbiory oraz współorganizował wycieczkę do Podhorzec, gdzie też własnym kosztem i staraniem zastawił jeden ze stołów. Za wzniesiony tam toast na jego cześć przez prezesa Akademii Umiejętności w Krakowie Józefa Majera, hrabia podziękował z właściwą sobie skromnością toastem na cześć AU: To co zrobiłem dla kraju, to zrobiłem jedynie tylko pod wrażeniem naszej „alma mater” […], pod wpływem tego właśnie ciepła, które stamtąd [się] rozlewa.49. Kilka lat później Akademia powołała go na członka-korespondenta wydziału nauk matematyczno-przyrodniczych50.
Muzeum Przyrodnicze im. Dzieduszyckich po otwarciu dla publiczności (30 kwietnia 1881 r.) pełniło obok funkcji naukowej także dydaktyczno-wychowawczą51. Młodzież, studenci nauk przyrodniczych, leśnictwa i rolnictwa uzupełniali w nim swe wiadomości z zoologii i botaniki, a nauczyciele zachęcali uczniów do zwiedzania i studiowania zbiorów muzealnych, urządzając nawet na miejscu egzaminy z ornitologii i entomologii. Przybywający do Lwowa uważali za swój obowiązek zobaczenie obok Panoramy Racławickiej i kilku starych budowli, także Muzeum Przyrodniczego, a jego założyciela uważano za jednego z największych mecenasów kultury. Stanisław Wasylewski porównywał go do fundatora innych lwowskich zbiorów, pisząc: Ossoliński zbierał książki od dziecka. Włodzimierz Dzieduszycki od dziecka wypychał ptaszki. I wystawił taki sam pomnik przyrodzie, jak tamten kulturze duchowej52. Jego zasługi doceniali współcześni, powołując go na członka honorowego wielu krajowych i zagranicznych towarzystw naukowych, a Lwów i inne miasta galicyjskie nadały mu swe obywatelstwa honorowe.
Włodzimierz Dzieduszycki odcisnął też swoje piętno na Muzeum Przemysłowym Miejskim we Lwowie. Wraz z prof. Julianem Zachariewiczem był inicjatorem całego przedsięwzięcia, a potem gorliwie pracował nad zapewnieniem funduszów dla tej instytucji. Muzeum otwarto dla użytku publicznego w czerwcu 1874 r. umieszczając je początkowo w budynku obok strzelnicy miejskiej przy ul. Kurkowej. W następnym roku przy muzeum otwarto szkołę rysunków i modelowania, a z braku miejsca zbiory przeniesiono do ratusza. Po wystawie lwowskiej szkole dodano naukę hafciarstwa i koronkarstwa. Włodzimierz Dzieduszycki odgrywał ogromną rolę w pracach tego pierwszego zarządu, za co został w 1884 r. mianowany przez Radę Miejską dożywotnim członkiem Rady Nadzorczej, a w 1886 r. wybrano go jej prezesem. Na stanowisku tym pozostawał do 1895 r. doprowadzając w tym czasie – dzięki ogromnym środkom przeznaczonym na ten cel przez Galicyjską Kasę Oszczędności (400 tys. złr) – do wybudowania gmachu dla Szkoły Przemysłowej (1892).
W działalności opiekuńczej hrabiego ważne miejsce zajmowało szkolnictwo. Radzie Szkolnej Krajowej ufundował w 1869 r. jeszcze przed rozpoczęciem jej działalności bibliotekę pedagogiczną i oświatową53. a założona przez studentów Czytelna Akademicka otrzymała 159 dzieł z jego księgozbioru. W 1872 r. został on powołany do zawiązanego we Lwowie – z inicjatywy Towarzystwa Pedagogicznego – komitetu do zbierania składek na szkoły ludowe. Jako jeden z nielicznych złożył większy datek indywidualny w wysokości 1 tys. złr, co odnotował lwowski „Szczutek” dowcipnym komentarzem zamieszczonym obok jego zdjęcia: jeden na tysiąc, co dał tysiąc54. Trudno się w tej sytuacji dziwić, że zarówno Czytelnia Akademicka, jak i Towarzystwo Pedagogiczne Lwowskie obdarzyły hrabiego swym członkostwem honorowym55.
W 1874 r. Adam Sapieha doprowadził do otwarcia we Lwowie Krajowej Szkoły Gospodarstwa Lasowego, a współorganizatorem całego przedsięwzięcia był zaprzyjaźniony z nim Włodzimierz Dzieduszycki56. On też został pierwszym kuratorem szkoły i przez lata wypełniał swe obowiązki z wielkim sercem i zaangażowaniem. Co roku bywał na egzaminach końcowych, przyjmował absolwentów na praktyki do swych lasów, pokazując im unikalny drzewostan. W 1882 r. dzięki zabiegom hrabiego w szkole utworzono i obsadzono katedrę łowiectwa oraz muzeum łowieckie. Na rzecz tego ostatniego kurator nie tylko złożył pieniądze i liczne okazy, ale też poprzez Galicyjskie Towarzystwo Łowieckie rozpropagował przedsięwzięcie w całej Galicji, zyskując wymierne (w postaci eksponatów) poparcie społeczeństwa.
Dla procesu nauczania w tej szkole być może ważniejsza okazała się natomiast inna jeszcze pomoc kuratora-mecenasa: udostępnienie Muzeum Przyrodniczego i jego zbiorów tak dla nauczycieli, jak i uczniów. Dzieduszycki wypożyczał też ze swej kolekcji różnego rodzaju broń myśliwską, jako że szkoła takowej nie posiadała57. Pozycja i wpływy hrabiego gwarantowały szkole należyty rozwój, a spełnianą przez niego rolę doceniała zarówno kadra nauczająca, jak i absolwenci. Sam Włodzimierz ogromnie cenił fachowość i zaangażowanie w wykonywanej pracy, a osoby wyróżniające się potrafił uhonorować niezależnie od zajmowanej przez nie pozycji społecznej.
Z inicjatywy Włodzimierza Dzieduszyckiego rząd krajowy zajął się po 1877 r. tworzeniem szkół przemysłowych i rękodzielniczych, a tzw. przemysł domowy zyskał w osobie hrabiego niezmordowanego propagatora. Za swój obowiązek uważał dbałość o podnoszenie oświaty w swoich majątkach, gdzie fundowane przez niego szkoły były wzorowo utrzymywane i uposażone58. Samodzielnie stworzył Krajową Szkołę Garncarską w Kołomyi (1876), powierzając jej kierownictwo Hucułowi J. Bachmińskiemu. Wywarła ona duży wpływ na ceramikę Pokucia, propagując m.in. ulepszone piece do wypalania. Szkołę garncarstwa założył też w Sokalu, a szkoły rzemiosł artystycznych z całej Galicji porozumiewały się z nim w sprawie obsady fachowej kadry nauczającej59.
Przyjaźnił się w młodości z kształconymi na koszt jego ojca Józefem Łozińskim (1827-1897), późniejszym długoletnim kustoszem Biblioteki Poturzyckiej oraz urodzonym w Boratyniu Bogusławem Kopczyńskim (1827-1861), młodo zmarłym profesorem medycyny sądowej UJ. Obydwaj zawdzięczali mu też możliwość studiowania na uniwersytecie w Krakowie: Łoziński filologii klasycznej i niemieckiej (w latach 1850-53), a Kopczyński medycyny (doktorat w 1855 r.). Z korespondencji z tym ostatnim wynika, że w następnych latach Włodzimierz Dzieduszycki kształcił na Uniwersytecie Jagiellońskim kolejnych studentów wywodzących się z rodzin oficjalistów w jego majątkach, bądź też fundował stypendia, do których kandydatury przedstawiał m.in. ogromnie ceniony przez niego prof. Józef Dietl60.
Dzięki pomocy hrabiego wykształcenie zdobyło co najmniej kilkudziesięciu młodych ludzi, ale dokładna ich liczba trudna jest do ustalenia z powodu skromności darczyńcy, który nie życząc sobie rozgłosu, zabraniał ujawniania nazwisk. Nie były to jednak pojedyncze przypadki, jako że po latach w biografiach wielu znanych osobistości pojawiały się ciepłe wzmianki o „dobroczyńcy z Pieniak”, dzięki któremu zdobyli wykształcenie. Był wśród nich Adam Chmielowski, późniejszy święty Brat Albert, któremu stypendium uzyskane w 1869 r. pozwoliło na samodzielne studia w Akademii monachijskiej. Część osób można zidentyfikować na podstawie zachowanej korespondencji, bądź preliminarzy budżetowych, w których przewidziano wydatki na cele stypendialne. Charakterystyczne, że koszty te obciążały nie kasę Centralnego Zarządu, ale z góry ustalony fundusz pobierany stamtąd co miesiąc przez hrabiego. Wypłacał z niego także pensje pracownikom biblioteki, muzeum i służbie osobistej, a pozostałą kwotę przeznaczał dopiero na swe osobiste wydatki, które pomniejszały liczne stypendia i wsparcia61. W okresie późniejszym stypendyści przesyłali swe sprawozdania już nie do hrabiego, ale na ręce jego pełnomocników, a w zestawieniach finansowych stosowne pozycje nie zawierały najczęściej żadnych nazwisk. W 1862 r. ufundował anonimowo stypendia dla docenta weterynarii i anatomii patologicznej, co miało ułatwić dwom osobom studia zagraniczne w dziedzinach mało w kraju znanych62, Ostatnie 20 lat Krakowa i trzej jego burmistrze, Kraków 1882, s. 21-22; J. Purchla, Matecznik Polski, Kraków 1992, s. 80; M. Dzieduszycki, op. cit., s. 454. ].
W środowisku naukowym i oświatowym Włodzimierz Dzieduszycki znany był ze swej ofiarności, ale doceniano też magię jego nazwiska dla przyciągnięcia innych poważnych mecenasów. W końcowych latach swego życia nie mógł już na skutek poważnej choroby (niedowład nóg) aktywnie uczestniczyć we wszelkiego typu komitetach, komisjach i ciałach chociażby tylko honorowych. Wiedziano o tym, bez wymówek usprawiedliwiano jego nieobecność, a proszono jedynie o możliwość wpisania jego nazwiska na listę członków. Dla szlachetnej sprawy hrabia nie odmawiał, irytował się jedynie, gdy chciano wykorzystać jego imię dla celów politycznych, bądź proponowano mu funkcje, których nie mógł już wypełniać. W 1894 r. zasiadł jednak w komitecie fundacyjnym im. Karola Szajnochy, przyznającym stypendia dla zasłużonych literatów i dziennikarzy63. Swe zdanie o kandydatach mógł w tym wypadku wypowiadać nawet listownie, a jego kompetencje i znajomość środowiska trudno było kwestionować.
Niepodważalne są zasługi Włodzimierza Dzieduszyckiego w szeroko pojętej kulturze. Interesował się literaturą i sztuką, a chociaż sam nie tworzył dzieł literackich64, nie malował, to jednak subsydiował zarówno literatów, jak i malarzy. Z jego pomocy korzystał m.in. Artur Grottger, pobierający spore zaliczki pozwalające na leczenie trawiącej go gruźlicy, a spłacający swoje zobowiązania wobec mecenasa wspaniałymi obrazami. Od wczesnej młodości do późnej starości Dzieduszycki wykorzystywał w czasie swoich licznych podróży każdą okazję na odwiedzenie teatru, a wrażenia (czasem w formie niemal krótkich recenzji) zapisywał w systematycznie prowadzonych dziennikach. Podczas pobytu w Wiedniu bywał w teatrach prawie każdego wieczora, porównywał różne inscenizacje, oceniał kreacje aktorskie itp. Preferował lżejszy repertuar, chętnie oglądał komedie, operetki, balet. Żałował, że sceny krajowe nie wystawiały wielu ciekawych utworów, ograniczając się zazwyczaj do wąskiego i niezbyt ambitnego repertuaru. Zachwycony jedną ze sztuk widzianych w Paryżu, namówił po powrocie do kraju Seweryna Goszczyńskiego do jej przetłumaczenia, zapłacił mu za to i doprowadził do jej wystawienia w teatrze krakowskim. W kręgu jego najbliższych przyjaciół znajdowali się przez długie lata Leopold hr. Starzeński i Jan Aleksander hr. Fredro (jedyny syn sławnego komediopisarza Aleksandra), obydwaj autorzy wielu sztuk scenicznych. Najwierniejszym ich odbiorcą był zawsze Włodzimierz Dzieduszycki, nieodmiennie zachęcający przyjaciół do dalszej pracy. Sam nie dał się jednak namówić do samodzielnych prób literackich, pozostając jedynym – obok Karola hr. Lanckorońskiego – mecenasem sztuki w sferach towarzyskich Lwowa65. Doceniał to lokalny światek artystyczny, a powstałe w 1880 r. Koło Literacko-Artystyczne uczyniło go swoim członkiem honorowym66.
Podobnie jak inni dziewiętnastowieczni kolekcjonerzy posiadał też znaczący gabinet numizmatyczny, umieszczony w pałacu przy ul. Kurkowej, obok kolekcji obrazów, które na początku XX wieku stały się częścią znanej nie tylko we Lwowie Galerii Miączyńskich-Dzieduszyckich67. Zanim galerię otwarto bezpłatnie dla publiczności w 1909 r. w rozbudowanym pałacu lwowskim68, hr. Włodzimierz zebrał około 400 obrazów wybitnych mistrzów polskiego malarstwa: Artura Grottgera (m.in. słynny cykl „Warszawa”), Jana Matejki (m.in. podpisany przez autora pierwotny szkic do obrazu „Sobieski pod Wiedniem”)69, Juliusza Kossaka, Franciszka i Brunona Tepów, Piotra Michałowskiego, Józefa Brandta, Aleksandra Orłowskiego, Henryka Rodakowskiego, Leopolda Löfflera, Józefa i Alojzego Rejchanów, Józefa Chełmońskiego, Wojciecha Gersona, Michała Sozańskiego, Józefa Chojnickiego i in. Ważną część zbiorów stanowiły portrety rodzinne70, obrazy dotyczące dziejów Polski oraz ładny zbiór rycin, litografii, rysunków artystów polskich i obcych. Znalazły się tam również szkicowniki i albumy starszych malarzy polskich: Matejki, Norblina, Siemiradzkiego i in. Umieszczenie płótna w kolekcji Włodzimierza Dzieduszyckiego w pewnym sensie nobilitowało młodego malarza. Zabiegali o to nawet uznani już artyści, jak L. Löffler71 proponujący hrabiemu w 1860 r. sprzedaż za połowę ceny swojego najlepszego obrazu historycznego „Śmierć Czarnieckiego”72.
Mecenat Włodzimierza Dzieduszyckiego objął także instytucję kościelną, która nie tylko zaspokajała potrzeby duchowe wiernych, ale dbała też o utrzymanie istniejącego porządku społecznego, gwarantującego arystokracji uprzywilejowaną pozycję w życiu politycznym i ekonomicznym. Z porządku tego wynikały określone obowiązki właścicieli ziemskich – szczególnie tych najbogatszych – wobec kościoła. Wśród przyjaciół hrabiego było wielu duchownych: tak biskupów, jak i szeregowych księży, ale każdego z nich traktował on po świecku, cenił za przymioty umysłu, a nie za stanowisko zajmowane w hierarchii danej religii. Sam przynależał do kościoła rzymskokatolickiego, ale nie traktował tego dogmatycznie. Swoje potrzeby religijne realizował zarówno w świątyniach tego wyznania, jak i w cerkwi greckokatolickiej. We Lwowie najczęściej bywał w katedrze ormiańskiej, a arcybiskup Izaak Isakowicz był w ostatnich latach życia jego spowiednikiem.
W rozległych majątkach Dzieduszyckiego nie było konfliktów religijnych. Kolator równie troskliwie opiekował się świątyniami obrządku łacińskiego, jak i greckiego, budując w należących do niego wsiach zarówno kościoły, jak i cerkwie. Zasłużył w ten sposób na wdzięczność wiernych i biskupów, a kardynał Sylwester Sembratowicz pisał wręcz o dowodach umiłowania ludu ruskiego73. Najbardziej znany z tych kościołów stanął w Zarzeczu na fundamentach założonych jeszcze przez Magdalenę Morską, ale według zmienionego pierwotnego układu architektonicznego. Nowy plan świątyni w stylu neoromańskim przygotował lwowski profesor Julian Zachariewicz, a budowa finansowana przez Włodzimierza i Alfonsynę Dzieduszyckich trwała kilka lat. Znaczny w nią wkład – w postaci robocizny pieszej i konnej – włożyli też chłopi parafii zarzeckiej74, a finansowo wspomogli okoliczni ziemianie. Budowę zakończono w 1880 r., a poświęcenia kościoła dokonał 3 października t. r. biskup krakowski ksiądz Albin Dunajewski. Pod wielkim ołtarzem świątyni znalazła miejsce krypta grobowa, w której Włodzimierz Dzieduszycki złożył prochy swych rodziców, a potem i sam w niej spoczął wraz z najbliższą rodziną.
Z równym szacunkiem odnosił się Włodzimierz do ludności prawosławnej w kluczu tarnawackim (gubernia lubelska), choć wykazywał zaniepokojenie działaniami władz rosyjskich realizujących politykę rusyfikacji właśnie poprzez ekspansję tego obrządku i zamianie cerkwi unickich na prawosławne. Był absolutnym przeciwnikiem wykorzystywania świątyń do działań politycznych. Jako kolator miał prawo wpływu na obsadę probostw w swoich dobrach, z czego w pełni korzystał, starając się wybierać księży nie zaangażowanych politycznie po żadnej ze stron. To niewątpliwie pragmatyczne postępowanie zapobiegło wciągnięciu ludności zamieszkałej w jego dobrach w dojrzewający wówczas za sprawą galicyjskich elit politycznych konflikt narodowościowy.
Kontakty towarzyskie Włodzimierz ograniczał do kręgu osób współpracujących z nim w różnego typu komisjach sejmowych i organizacjach społecznych. Liczniejsze grono osób zaczęło bywać na Kurkowej dopiero w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych XIX wieku, kiedy dorastające starsze córki wprowadzano podczas karnawału w dorosłe życie. Obowiązki gospodarza Włodzimierz wypełniał wówczas bez entuzjazmu, męczył go nadmiar gości i nieprzespane noce, ale zależało mu na opinii środowiska. Bal na Kurkowej nie mógł we Lwowie przejść bez echa, musiał przynajmniej na kilka dni skupiać na sobie uwagę uczestników karnawałowych zabaw, stać się w mieście wydarzeniem towarzyskim. Karnawał na „Kurkowej” nie miał długiej tradycji, gdyż kłopoty zdrowotne młodszej z córek, Maryni, sprawiły, że od połowy lat osiemdziesiątych Dzieduszyccy spędzali przez kilka lat ten okres poza Lwowem, a ślub Jadwisi w zasadzie zakończył aktywne uczestnictwo pałacu w życiu towarzyskim miasta. Mimo to bale „na Kurkowej” zostały utrwalone w literaturze, przeszły do legendy.
W życiu politycznym Włodzimierz Dzieduszycki nie czuł się dobrze, ale zajmowana przez niego pozycja społeczna nie pozwalała mu zupełnie odsunąć się od tego rodzaju działalności. Pierwszych doświadczeń nabierał w okresie Wiosny Ludów, kiedy to wstąpił do formowanej we Lwowie Gwardii Narodowej, wspomagał materialnie „sprawę narodową”. Prawdopodobnie on to właśnie był owym nie nazwanym z imienia Dzieduszyckim, o którym z uznaniem pisał Lelewel, że w 1848 r. złożył hojny dar na zakup broni dla Gwardii75. Młody hrabia nie czuł wielkiego powołania do służby wojskowej, a jego zaangażowanie w wydarzenia związane z Wiosną Ludów wynikało z czystych pobudek patriotycznych. 1848 rok był dla niego praktyczną lekcją życia obywatelskiego. Spotykał się z czołowymi politykami galicyjskimi, poznawał kulisy podejmowania decyzji, dojrzewał politycznie. Nie wiadomo czy do końca zrozumiał mechanizmy rządzące światem polityki, ale na pewno należycie ocenił rolę i obowiązki, jakie wyznaczała mu zajmowana w społeczeństwie pozycja. Wspieranie finansowe traktował w kategoriach obowiązku, a nadmierna hojność powodowała, że przeceniano jego zasoby materialne. Nie ulega jednak wątpliwości, że pieniądz i nazwisko stały u podstaw zaistnienia tego nieśmiałego młodzieńca w krajowej polityce.
W okresie powstania styczniowego Włodzimierz Dzieduszycki nie należał do organizacji konspiracyjnych, ale po wybuchu walk w Królestwie Polskim popierał jak mógł ideę niepodległościową. Pałac na Kurkowej stał się miejscem spotkań galicyjskich działaczy z pełnomocnikami Rządu Narodowego. Z autorytetu hrabiego korzystali przybywający do Lwowa kolejni komisarze tegoż rządu próbujący podporządkować sobie opozycyjny wobec centrali Komitet Wschodniej Galicji. Przez jego ręce przechodziła w pewnym okresie cała kierowana do Galicji korespondencja naczelnych władz powstania, a sprzyjającą po temu okolicznością były rozległe interesy gospodarcze Włodzimierza, zlokalizowane m. in. po obu stronach ówczesnej granicy austriacko-rosyjskiej. Z Zarzecza i Poturzycy pod przykrywką transportów kierowanych do Tarnawatki, przerzucano na wozach skarbowych do Puszczy Solskiej, lasów biłgorajskich i na Zamojszczyznę ludzi, broń, mundury i żywność76. W drugą stronę transportowano rannych, dla których z polecenia hrabiego urządzono w jego majątkach prowizoryczne szpitale. Punkt taki najdłużej funkcjonował w Poturzycy, bo aż do listopada 1863 r., a gromadzeniem potrzebnych tam środków opatrunkowych i pościeli zajmowała się we Lwowie Alfonsyna wraz z księżną Jadwigą Sapieżyną77. Opiekę nad rannymi sprawowali wysyłani do Poturzycy lwowscy lekarze oraz panie z kręgów ziemiańskich, które pracę tę uważały za swój patriotyczny obowiązek. Jesienią, gdy walki w Królestwie Polskim ustały, a do Galicji powróciły formowane tu wcześniej oddziały powstańcze, w tamtejszym szpitaliku leczono jeszcze 10 – 20 rannych.
Kolejne klęski powstańców, nieustanne spory pomiędzy przywódcami i faktyczne ustanie walk w miesiącach zimowych pogłębiły zrodzone już wcześniej wątpliwości w sens dalszego kontynuowania działań zbrojnych i ostatecznie zniechęciły arystokrację do konspirowania. Nawet w patriotycznie nastawionych wcześniej kręgach ziemiańskich pojawiły się głosy żądające zakończenia dalszego rozlewu krwi. Obawiano się, że z nastaniem wiosny zarzewie walk zaczną podsycać emisariusze emigracyjni, co może doprowadzić do zupełnej ruiny gospodarczej kraju. Sprawą nie cierpiącą zwłoki wydawało się więc przekonanie polityków z Hotelu Lambert o zaniechaniu dalszej walki. Zadanie to grupa wpływowych arystokratów galicyjskich powierzyła Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu, który w towarzystwie swego krewniaka Tadeusza wyjechał do Paryża.
Z misją tą Dzieduszyccy zbytnio się nie kryli, a ich zabiegi we Francji zwróciły uwagę najpierw posła austriackiego, a potem samego cesarza. Franciszek Józef I uznał ich działanie za korzystne dla tronu i – niespodziewanie dla wysłanników – w drodze powrotnej przez Wiedeń zaprosił obu na audiencję, podczas której podziękował im za pomoc w zlikwidowaniu powstania. To nagłe wyróżnienie ze strony dworu, w połączeniu z delikatną misją z jaką wyjechał, na pewno nie przysporzyło popularności Włodzimierzowi, ale od jednoznacznego potępienia uchroniła go jego wcześniejsza postawa i ofiarność na rzecz powstania. Współcześni dość powszechnie uważali natomiast, że dzięki tej audiencji Dzieduszycki zyskał większą swobodę w organizacji przyszłego życia gospodarczego w Galicji. Na szczęście dla Włodzimierza cesarz na długie lata zapamiętał swego lojalnego poddanego, natomiast w pamięci rodaków epizod ten nie znalazł trwałego miejsca. W środowisku weteranów hrabia kojarzył się potem jednoznacznie z dobroczyńcą wspierającym materialnie wdowy i sieroty po powstańcach oraz opiekującym się kalekami. Towarzystwo Weteranów Wojskowych obdarzyło go za to w 1878 r. honorowym członkostwem.
Wybuch powstania styczniowego powstrzymał na pewien czas postępującą decentralizację Monarchii Habsburskiej. Jednym z najważniejszych narzędzi owej decentralizacji miały być sejmy krajowe zwołane dyplomem październikowym z 1860 r. Niezależnie od zawężonych uprawnień budziły one jednak duże nadzieje na wzrost ich znaczenia w przyszłości. W Galicji decentralizacja wiązała się bezpośrednio z likwidacją wprowadzonej w latach pięćdziesiątych germanizacji. Forum sejmowe stało się więc polem walki o język narodowy i polonizację instytucji publicznych, urzędów i szkół. Od początku upominali się też o swoje prawa narodowe w Sejmie Lwowskim Ukraińcy78. Od pierwszych posiedzeń Sejmu Galicyjskiego, który zebrał się 15 kwietnia 1861 roku, rozgorzały gwałtowne spory pomiędzy posłami polskimi i ukraińskimi. Niemożność osiągnięcia kompromisu na sali sejmowej kazała szukać porozumienia poza owym parlamentem.
Na miejsce narady ugodowo nastawionych posłów polskich i ukraińskich nie przypadkowo wybrano pałac przy ul. Kurkowej, jako że w panującej tam neutralnej atmosferze zwaśnieni politycy zazwyczaj szybko dochodzili do porozumienia. Włodzimierz Dzieduszycki nie zasiadał wprawdzie w sejmie pierwszej kadencji, ale już od dawna uważany był za człowieka kompromisu, dążącego do zbliżenia obu narodowości, a przede wszystkim nie odmawiającego praw politycznych i narodowych Ukraińcom. Akceptowany był przez umiarkowane siły obydwu stron, dobrze widziany przez odgrywający dużą rolę w sporze kler rzymsko- i greckokatolicki. Hrabia nie manifestował swojej religijności, a wyższy kler traktował po świecku. Przyjaźnił się z Aleksandrem Barwińskim, Izaakiem Isakowiczem, Stanisławem Tarnowskim, Sapiehami, Szeptyckimi i każdorazowym metropolitą greckim. Nie wchodził w różnice narodowościowe i wyznaniowe. Wspierał kulturę polską i folklor ukraiński. Pracował nad zbliżeniem obu narodowości, budował na równi cerkwie i kościoły79.
Rosnący autorytet hrabiego wśród ziemiaństwa galicyjskiego widoczny był podczas kolejnych wyborów do Galicyjskiego Sejmu Krajowego. Obdarzany zaufaniem w latach: 1861, 1867 i 1877 z obwodu żółkiewskiego i złoczowskiego, za każdym razem odmawiał przyjęcia mandatów80. Przekonany przez przyjaciół (m.in. Leona Sapiehę), zasiadł na sali sejmowej po wyborach uzupełniających w grudniu 1865 i sierpniu 1874 r., pełniąc nawet w latach 1875-76 funkcję przewodniczącego komisji kultury krajowej81. W toczących się wówczas sporach narodowościowych zajmował kompromisowe stanowisko, akceptowane zarówno przez posłów polskich, jak i ukraińskich. Przede wszystkim popierał jednak rozwój przemysłu krajowego82 i oświaty. Był gorącym zwolennikiem zakładania szkół rękodzielniczych.
W 1876 r. kandydatura Włodzimierza Dzieduszyckiego na marszałka sejmu stała się jedyną możliwą do zaakceptowania przez obie strony sporu. Stanowisko to przyjął tylko na okres jednego roku, po czym wycofał się z udziału w polityce galicyjskiej. Zdawał sobie sprawę, że nie ma doświadczenia w kierowaniu administracją kraju i obradami sejmu. W krótkiej mowie inauguracyjnej prosił o pomoc i wyrozumiałość tłumacząc, że do przyjęcia stanowiska pchnęła go gorąca miłość tej ziemi, na której wszyscy tu zrodziliśmy się. Za kredo swych działań uznał tworzenie ustaw i instytucji mogących wywrzeć decydujący wpływ na rozwój umysłowy i dobrobyt mieszkańców kraju83.
Wysokie stanowisko w życiu politycznym kraju było dla Włodzimierza Dzieduszyckiego epizodem wynikającym z potrzeby wypełnienia obowiązku obywatelskiego. Nie traktował go ani jako wstępu do dalszej kariery, ani jako uwieńczenia swej dotychczasowej działalności. Z ulgą opuszczał fotel marszałkowski, chociaż nieoficjalnie patronował nadal wielu kompromisom skłóconych stronnictw sejmowych. W gmachu Sejmu pozostał jego portret namalowany w 1880 r. przez Henryka Rodakowskiego84.
Włodzimierz Dzieduszycki wypełnił zadanie postawione mu przez cesarza, a ten podziękował mu za to nominacją na tajnego radcę (1877). Austriackie zaszczyty hrabia traktował jednak honorowo, podobnie jak przyznane mu w 1874 r. dziedziczne członkostwo w wiedeńskiej Izbie Panów, w posiedzeniach której nie zawsze brał udział. Pozycja społeczna i ogromne możliwości materialne czyniły go jednak osobą pożądaną nie tylko w ciałach politycznych, ale również społecznych i samorządowych. W latach 1877-1879 zasiadał w Radzie Miasta Lwowa, gdzie pracował w sekcji do spraw organizacyjnych i oświaty. Był już w tym czasie honorowym obywatelem miasta, które wyróżniło go tym tytułem w styczniu 1877 r.85. Wcześniej Dzieduszycki zasiadał w radach powiatowych w Brodach i Sokalu, a miasta te także przyznały mu swe honorowe obywatelstwa86.
Wykazywane w młodości zainteresowania agronomiczne hrabiego sprawiły, że już w 1848 r. został członkiem Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego, w którym działał do 1875 r. Zaangażował się w organizację Wyższej Szkoły Rolniczej w Dublanach, otwartej staraniem tegoż Towarzystwa w 1855 r. W następnym roku ufundował jednorazowe stypendium dla absolwentów szkoły pragnących uzupełnić swe wykształcenie w uczelniach zagranicznych87. Jako członek komitetu Towarzystwa brał udział w pracach sekcji sadowniczej oraz chowu owiec przyczyniając się organizacyjnie i materialnie do utworzenia w 1860 r. wzorowej owczarni dublańskiej. Wiele lat pełnił funkcję kuratora szkoły, za co wyrazy wdzięczności przekazało mu walne zgromadzenie Towarzystwa Gospodarskiego w 1875 r.88.
Hrabia Włodzimierz należał też do innych podobnych towarzystw zorganizowanych na ziemiach polskich, ale z racji oddalenia ograniczał się zazwyczaj do płacenia składek. Od 1854 r. był członkiem Towarzystwa Gospodarczo-Rolniczego Krakowskiego; od 1860 Towarzystwa Rolniczego Królestwa Polskiego, a Towarzystwo Rolniczo-Przemysłowe w Gostyniu uczyniło go w 1877 r. swym członkiem honorowym89. Uznawany za człowieka bogatego, dysponującego znacznymi środkami finansowymi, bywał zapraszany do różnego typu przedsięwzięć o charakterze ekonomicznym. Adam Sapieha pozyskał go do konsorcjum zabiegającego bezskutecznie u rządu wiedeńskiego o koncesję na budowę kolei Jarosław – Sokal90. W latach 1860 – 1867 Włodzimierz Dzieduszycki był członkiem rady nadzorczej Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń w Krakowie, a potem Galicyjskiego Banku Hipotecznego, który założył wraz z Stanisławem Gołuchowskim, Józefem Kolischerem, Alfredem Potockim i Ludwikiem Skrzyńskim. Bank miał pobudzić rozwój drobnego przemysłu i handlu, obejmując także swą pomocą cierpiących na brak kredytów galicyjskich rzemieślników91.
Potrzebę stworzenia warunków do rozwoju przemysłowego Galicji dostrzegano już od dawna, ale wszelkie rozważania kończyły się na słownych deklaracjach. Konkretniejsze działania zapoczątkowała dopiero zorganizowana przez Włodzimierza Dzieduszyckiego wystawa krajowa we Lwowie w 1877 r. Z jego inicjatywy powstał wówczas „Tymczasowy komitet doradczy dla spraw krajowego rękodzielnictwa, przemysłu domowego i opieki nad szkołami rękodzielniczymi”. W 1879 r. został on przekształcony w „Kuratorię dla spraw przemysłu domowego i drobnego”, która dysponując nikłymi środkami materialnymi starała się przez lata pobudzać rozwój lokalnego przemysłu.
W efekcie zabiegów hrabiego w Galicji powstało szereg szkół zawodowych, wzorcowych warsztatów dla przemysłu włościańskiego (chałupnictwa), kursów, spółek, towarzystw. Tzw. przemysł domowy stał się faktem, ale do stworzenia przemysłu fabrycznego potrzeba było i większych pieniędzy i czasu. Dopiero po kolejnej wystawie lwowskiej marszałek Badeni doprowadził do utworzenia w 1896 r. „Komitetu Krajowego dla spraw przemysłu”, którego współzałożycielem był także hr. Włodzimierz, ale z racji wieku i zdrowia nie brał już czynnego udziału w jego pracach.
Europejską sławę przyniosły Dzieduszyckiemu wystawy, w których najpierw tylko uczestniczył, a potem z dużym rozmachem także organizował. Największe były wystawy rolniczo-przemysłowe, których idea narodziła się we Francji, a miały one poprzez ukazywanie osiągnięć przemysłu, rolnictwa i rzemiosła zachęcać do dalszego rozwoju gospodarczego. Początkowo w ich ramach prezentowano także wyroby etnograficzne. Rozgłos przyniosła Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu wystawa światowa w Wiedniu w 1873 r., na której był delegatem galicyjskiej komisji wystawienniczej. Kierownictwo wystawy nie zezwoliło wprawdzie na wyodrębnienie działu galicyjskiego, ale hrabia potrafił tak wyeksponować rodzime okazy rolnicze i etnograficzne, że zwracały one powszechną uwagę. Zaprezentował m. in. 53 kompletne ubiory włościan galicyjskich (w tym 40 z Huculszczyzny i Podhala), pisanki wielkanocne, wyroby z drewna, gliny i skóry. Sprowadził do Wiednia autentyczną chatę wiejską z całym wyposażeniem. Zachwyt zwiedzających wzbudziły też rzadkie okazy ornitologiczne pochodzące głównie z jego Muzeum Przyrodniczego. Prof. Wilhelm Exner, dyrektor Muzeum Rzemiosł w Wiedniu, stawiał działalność Dzieduszyckiego za wzór innym krajom monarchii92.
Wystawa wiedeńska zainspirowała Towarzystwo Gospodarskie Galicyjskie do zorganizowania podobnej imprezy we Lwowie. Od 1875 r. przygotowywała ją pięcioosobowa komisja tymczasowa pod przewodnictwem Włodzimierza Dzieduszyckiego, która przekształciła się potem w Komitet Wystawowy. Pomoc finansową pozyskano zarówno od miasta, sejmu, jak i ministerstwa handlu93. Celem wystawy było dokonanie przeglądu i oceny stanu produkcji rolniczej i przemysłowej oraz ustalenie dalszych kierunków rozwoju gospodarki galicyjskiej. Udział wzięło w niej około 1300 wystawców krajowych i zagranicznych, a rewelacją stał się „odkryty” wtedy po raz pierwszy przez Włodzimierza Dzieduszyckiego przemysł domowy. Dział ten hrabia urządzał osobiście włączając doń wyroby garncarskie, koszykarskie, snycerskie i inne okazy etnograficzne. Dopatrywano się w nich znamienia narodowej sztuki i zadatków rozwoju przemysłu, a pawilon opisywano w licznych artykułach94. Wystawa przyniosła Włodzimierzowi dyplom honorowy i powszechne uznanie w szerokich kręgach społeczeństwa galicyjskiego. Po latach prof. Exner uznał, że wystawione tam przez hrabiego zbiory etnograficzne zapoczątkowały powstanie całego szeregu muzeów etnograficznych w monarchii austriackiej95.
Jeszcze większy sukces przyniosła Dzieduszyckiemu wystawa paryska w 1878 r., na której przewodniczył delegacji austro-węgierskiej i odpowiadał za ekspozycję całej monarchii96. Do ekspozycji włączył wyroby rękodzielnicze z Galicji97, spośród których największe zainteresowanie wzbudziły kilimy huculskie, wykupione natychmiast po wystawie przez Anglików i Amerykanów. W następnych miesiącach na ręce hrabiego napłynęły zamówienia na kilka tysięcy owych kilimów, co u niektórych budziło pokusę uruchomienia produkcji fabrycznej. Dzieduszycki chcąc zachować rękodzielniczy charakter owych wyrobów, a nie mogąc zrealizować zamówienia odpisał, że fabryka kilimów uległa spaleniu98. Wystawa paryska przyniosła uznanie dla Włodzimierza Dzieduszyckiego w całej Europie, a rząd francuski odznaczył go Krzyżem Komandorskim Orderu Legii Honorowej z tytułem officier de l`instruction publique99. Cesarz Franciszek Józef I nie tylko pozwolił mu nosić owo francuskie odznaczenie, ale dwa lata później sam przyznał mu Order Żelaznej Korony pierwszej klasy, jedno z najwyższych odznaczeń w monarchii habsburskiej100.
Po wystawie paryskiej Włodzimierz Dzieduszycki uznany został w Galicji za eksperta od spraw wystawienniczych. Bez jego udziału nie mogła obejść się praktycznie żadna tego typu impreza. Proszono go na jurora, honorowego prezesa, a w ostateczności chociażby o użyczenie nazwiska jako honorowego patrona. Wiadomo też było, że nie odmawiał udziału swojego Muzeum Przyrodniczego, bądź któregoś z gospodarstw rolnych, w lokalnych nawet prezentacjach. Sam zabłysnął w 1887 r. na Krajowej Wystawie Rolniczej i Przemysłowej oraz Sztuki Polskiej w Krakowie, gdzie według własnego uznania urządził dział przemysłu domowego i pełnił na nim obowiązki gospodarza. Jego stała obecność w pawilonie przyciągała zwiedzających, przyczyniła się do szerokiego rozpropagowania osiągnięć tego przemysłu i uznawana była za jedną z przyczyn sukcesu całej wystawy. Było to o tyle znamienne, że jednocześnie ostrej krytyce poddano działy rybacki, łowiecki i lasowy101.
Po raz ostatni Włodzimierz Dzieduszycki osobiście uczestniczył w Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie w 1894 r. Opracował jej projekt i uroczystość otwarcia, był jej prezesem honorowym. Z pomocą Włodzimierza Szuchiewicza, Ludwika Wierzbickiego i in. przygotowywał działy etnograficzny i przemysłu ludowego. Na terenie wystawowym w Parku Stryjskim hrabia wybudował na własny koszt kompletną zagrodę chłopską z autentyczną chatą huculską, w której pomieścił okazy etnograficzne i wyroby ludowe z całej Galicji. Z ogromnym zainteresowaniem oglądał je przybyły na wystawę jej honorowy protektor, cesarz Franciszek Józef I. W Pałacu Sztuki prezentowano w tym czasie dorobek sztuki polskiej po 1765 r., a wśród eksponatów nie zabrakło również użyczonych przez Dzieduszyckiego prac Grottgera, Tepy i in. Obok Włodzimierza w wystawie 1894 r. aktywny udział brali też członkowie jego najbliższej rodziny: żona Alfonsyna prezentowała koronki, jedna z córek Jadwiga Czartoryska plany urządzenia ochronek dla dzieci, a druga Klementyna Szembekowa próbki wapna ze swej fabryki w Węgierce102. Na hr. Dzieduszyckiego posypały się zewsząd pochwały i wymierne dowody uznania. Wizytą w Muzeum Przyrodniczym zaszczycił go sam Franciszek Józef I, co odbiło się szerokim echem w całej Galicji103. Podkreślano przy tym zasługi Włodzimierza, który nie tylko stworzył owo muzeum, ale i zabezpieczył na przyszłość jego byt materialny w zatwierdzonej przed kilkoma miesiącami ordynacji. Najwyższe wyróżnienie spotkało jednak hrabiego ze strony Uniwersytetu Lwowskiego, który kilka miesięcy wcześniej, 4 maja 1894 roku, przyznał mu doktorat h. c. z filozofii104. Wniosek w tej sprawie złożył prof. Benedykt Dybowski, a stosowny dyplom podpisał ówczesny rektor Ludwik Ćwikliński i prodziekan wydziału filozoficznego Bronisław Kruczkiewicz105.
Prezentacje krajowe przyniosły niewątpliwą sławę Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu, ale dla przyszłości większe od nich znaczenie miały organizowane przez niego wystawy etnograficzne. Pierwszą tego typu ekspozycję na ziemiach polskich przygotował i w części sfinansował w 1880 r. w Kołomyi. Miała ona zapoznać społeczeństwo z kulturą ludową Pokucia i sąsiadującego z nim Podola oraz przyczynić się do rozwoju przemysłu domowego w tych okolicach. Zgromadzono przede wszystkim wyroby Hucułów, ale też Ormian i Cyganów. Na otwarcie wystawy przybył sam cesarz Franciszek Józef I, który nie tylko że nabył sporo eksponatów, przez co stały się one znane w Wiedniu, ale też hojnie uposażył wraz z Włodzimierzem Dzieduszyckim dwie pary huculskie, których ślub stał się jednocześnie prezentacją miejscowej kultury i obyczajów. Wystawa była przełomowym momentem w dziejach zainteresowania Huculszczyzną, ukazała bogactwo Pokucia, a przebywającemu tam Oskarowi Kolbergowi przyniosła nieoceniony wręcz materiał badawczy. Z udziałem Dzieduszyckiego utworzono też tam wówczas komitet mający w przyszłości popierać chów koni huculskich106.
Wieloletnie starania Włodzimierza Dzieduszyckiego niewątpliwie przyczyniły się do wypromowania przemysłu domowego, szerszego poznania kultury ludowej i zainteresowania społeczeństwa bogactwem obyczajowym ludu zamieszkującego ówczesną Galicję. Konsekwencja objawiana przez hrabiego w popieraniu owej „ludowości” jednych fascynowała, innych śmieszyła. Włodzimierz – zakochany w Huculszczyźnie – dostrzegał wyjątkowe piękno w wytworach rąk tamtejszych rzemieślników, przypisywał im znaczenie artystyczne107 i lubił otaczać się nimi w życiu codziennym. Badacze i ludzie kultury z podziwem oglądali „ludowy” wystrój parteru pałacu w Pieniakach, mieszkanie w Muzeum Przyrodniczym, czy jego pokoje na Kurkowej. Tzw. Europejczycy wyśmiewali się z tych upodobań i zafascynowani kulturą państw zachodnich posądzali go o skłonności do prymitywizmu i brak kulturalnego wyrobienia. Zmieniali jednak zdanie po bliższym poznaniu hrabiego, a często nawet po krótkiej z nim rozmowie. Ludzie inteligentni szybko orientowali się, że ów wybór wynika nie z braku obycia i znajomości innych kultur, ale wręcz przeciwnie, z odkrycia wyjątkowego piękna w swoim najbliższym otoczeniu, dokonanym przez człowieka często podróżującego po Europie i uważnie przyglądającego się dokonaniom innych narodów.
Włodzimierz Dzieduszycki zmarł w Poturzycy 18 września 1899 r.108, a pogrzeb w Zarzeczu (23 września) stał się okazją do złożenia hołdu wielkiemu mecenasowi, społecznikowi i uczonemu. Trumnę ze zwłokami na dworzec kolejowy w Sokalu oraz od granic Zarzecza aż do kościoła nieśli na rękach strażacy i oficjaliści. Specjalne pociągi ze Lwowa i z Krakowa przywiozły około 400 żałobników, wśród których były wszystkie czołowe postaci galicyjskiego życia politycznego, kulturalnego i gospodarczego na czele z namiestnikiem Leonem Pinińskim (cesarz Franciszek Józef przysłał telegram z kondolencjami)109. Z całego szeregu oficjalnych delegacji wyróżniała się reprezentacja miasta Lwowa na czele z Godzimirem Małachowskim oraz szerokie grono posłów do Sejmu Krajowego i Rady Państwa (ponad 50 osób). Egzekwie odprawiano według liturgii greckiej i łacińskiej. Mszę celebrował biskup Sołecki, kazanie wygłosił arcybiskup Isakowicz, w obrządku greckim kondukt odprawił biskup Konstanty Czechowicz, a łacińskie hymny odśpiewali biskup Puzyna z Krakowa i biskup Pelczar z Przemyśla110. Biskupom towarzyszyło kilkudziesięciu księży, a mowy pogrzebowe trwały kilka godzin. Po polsku i po ukraińsku przemawiali politycy, profesorowie (prezes AU Stanisław Tarnowski, rektor Uniwersytetu Lwowskiego Władysław Abraham), prezydenci miast (Małachowski), ziemianie i chłopi. Obecne były dziesiątki osób, które w przeszłości doświadczyły od zmarłego różnego rodzaju pomocy materialnej, które niejednokrotnie zawdzięczały mu całe swe wykształcenie. Na grobie złożono 43 wieńce, wśród których wyróżniały się srebrnymi laurami, złoconymi szarfami i owocami niesione przez delegacje Wydziału Krajowego Galicyjskiego Sejmu Krajowego oraz miasta Lwowa, żegnającego swego honorowego obywatela111. Na śniadaniu po pogrzebie było około 600 osób, a wielu wyjechało już wcześniej prosto z kościoła112..
Włodzimierza Dzieduszyckiego żegnano jak wybitnego męża stanu, za którego nigdy za życia się nie uważał, podkreślano jednak jego szlachetność i bezinteresowność oraz umiejętność rozumnego używania ogromnego majątku jaki miał do dyspozycji. Zdawano sobie sprawę, że odszedł opiekun artystów i uczonych, protektor przemysłu ludowego, mecenas w skali znacznie wykraczającej poza Lwów i Galicję. Wydawało się, iż największym jego pomnikiem będzie lwowskie Muzeum Przyrodnicze, ale w kilkadziesiąt lat po śmierci fundatora wymazano imię Dzieduszyckich z nazwy tej instytucji. Włodzimierz był jednakże przede wszystkim skromnym człowiekiem, który nie zdawał sobie chyba nawet sprawy z tego, iż sam postawił sobie za życia najtrwalszy z pomników, bo zbudowany z ludzkich serc: tak polskich, jak i ukraińskich.
Kazimierz Karolczak
- Bliżej o rodzinie Dzieduszyckich i ich koligacjach, patrz: K. Karolczak, Dzieduszyccy. Dzieje rodu. Linia poturzycko-zarzecka, Kraków 2000. ↵
- Jaryszów – majątek nad Dniestrem na Podolu rosyjskim. W posiadanie Dzieduszyckich dostał się w 1692 r. w wyniku podziału majątków po wygasłym rodzie Czuryłów. Dobra zostały mocno zadłużone i w dużej mierze rozprzedane na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy Austria skonfiskowała majątki solne Dzieduszyckich w Galicji. Resztę Józef wykupił od rodzeństwa w 1817 r. Klucz ten pozostał potem w rękach Włodzimierza i w 1884 r. liczył 2.353 morgi. ↵
- Metryka urodzenia wystawiona w Jaryszowie 3 lipca 1825 r. przez księdza Floriana Fiałkowskiego, kanonika katedralnego w Kamieńcu Podolskim. Biblioteka Naukowa im. Stefanyka we Lwowie (dalej: BNL), Dział Rękopisów, fond (dalej: f.) 45, opis (dalej: op.) III, jednostka (dalej: j.) 22, t. 2. ↵
- Tadeusz Gerwazy Dzieduszycki (1724-1777) położył podstawy pod wyniesienie rodu w Galicji. W 1775 r. uzyskał od cesarzowej Marii Teresy tytuł hrabiowski (jako drugi w Galicji) dla siebie i potomków. Ksawery Działyński (1756-1819) był senatorem wojewodą Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego. ↵
- L. Dębicki, Włodzimierz Dzieduszycki /w:/ „Czas” R. 52: 1899 nr 222; Tenże, Portrety i sylwetki z dziewiętnastego stulecia, Seria II, Kraków 1906, s. 258. ↵
- F. Prek, Czasy i ludzie, Wrocław 1959, s. 514. ↵
- Paulina zebrała kolekcję mięczaków morskich, szkarłupni i korali. W. Dzieduszycki, Przewodnik po Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie, Lwów 1907, s. XX. ↵
- Nie datowane zapiski Józefa Dzieduszyckiego z adnotacją Pauliny: „Uwagi męża o wychowaniu Włodzia”. W zbiorach Izabeli z Bojanowskich Dzieduszyckiej z Warszawy, rkps. ↵
- W. Dzieduszycki, Przewodnik… op. cit., s. VII. ↵
- Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu (dalej: ZNO), Dział Rękopisów, materiały akcesyjne, Archiwum Dzieduszyckich, sygn. 295/84: List Pauliny Dzieduszyckiej do syna Włodzimierza z 2 X 1841. ↵
- Magdalena Katarzyna Morska z Dzieduszyckich (1762-1847) była siostrą Józefa Dzieduszyckiego. ↵
- Tytus Działyński (1796-1861), brat Pauliny z Działyńskich Dzieduszyckiej, matki Włodzimierza. ↵
- M. Tyrowicz, Józef i Włodzimierz Dzieduszyccy, twórcy Biblioteki Poturzyckiej i Muzeum Przyrodniczego, Kraków 1947, s. 8. Autor pisze, że Włodzimierz powrócił do kraju w okresie wzmożonej konspiracji przed rewolucją 1846 r., ale dotyczyć to może raczej innej podróży do Paryża w 1845 r., kiedy odwiedził także Moguncję. ↵
- Włodzimierz Dzieduszycki opisał tę podróż w swoim dzienniku. Centralne Państwowe Archiwum Historyczne (dalej: CPAH) we Lwowie, f. 64, op. 1, sprawa (dalej: spr.) 2. ↵
- W materiałach archiwalnych zachowały się jedynie fragmenty dziennika Włodzimierza Dzieduszyckiego opisujące początek tej podróży od Lwowa do Legnicy. CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 3. ↵
- K. Karolczak, Dzieduszyckich związki ze Lwowem, /w:/ Lwów. Miasto, społeczeństwo, kultura. Studia z dziejów Lwowa, pod red. H. W. Żalińskiego i K. Karolczaka, t. II, Kraków 1998, s. 83. ↵
- W zapiskach pozostałych z dzieciństwa Włodzimierza zachowały się też „rady na jąkanie” przesłane w 1838 r. przez jednego z lekarzy paryskich (list z 30 stycznia 1838 r.). Rkps w języku francuskim w zbiorach Izabeli z Bojanowskich Dzieduszyckiej. ↵
- ZNO, Dział Rękopisów, sygn. 6725/I: M. Dzieduszycki, Zapiski, s. 68. ↵
- CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 3: List Włodzimierza Dzieduszyckiego do teścia Mateusza Miączyńskiego z 8 maja 1858 r.; spr. 268: List Mateusza Miączyńskiego do zięcia Włodzimierza Dzieduszyckiego z 20 czerwca 1860 r. ↵
- CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 3: Brudnopis listu Włodzimierza Dzieduszyckiego do dra Józefa Stasińskiego, administratora i pełnomocnika jego dóbr w Wielkopolsce. ↵
- Szczegółowy opis pałacu, a zwłaszcza jego urządzenie wewnętrzne zob.: K. Karolczak, Lwowski pałac Dzieduszyckich w drugiej połowie XIX wieku /w:/ Lwów. Miasto, społeczeństwo, kultura. Studia z dziejów Lwowa, t. I, pod red. H. W. Żalińskiego i K. Karolczaka, Kraków 1995, s. 62-71. ↵
- Tj. 1,9 ha wg stanu na 11 lipca 1879 r. ↵
- Druk ten znalazł Włodzimierz Dzieduszycki u emerytowanego profesora gimnazjalnego Strzetelskiego. ↵
- „Biesiada Literacka”, R: 1877, t. III, nr 71, s. 290. ↵
- S. Schnür-Pepłowski, Włodzimierz Dzieduszycki. Wspomnienie pośmiertne, „Gazeta Ludowa”, R.89: 1899, nr 217. ↵
- A. Piskor, Siedem ekscelencji i jedna dama, Warszawa 1959, s. 268. ↵
- S. Wasylewski, Życie polskie w XIX wieku, Kraków 1962, s. 437. ↵
- Krajem określano wówczas Galicję. W najnowszej historiografii ukraińskiej utrwalił się błędny pogląd, że muzeum ofiarowano mieszkańcom Lwowa. Por. S. Malec, W kołi rodyny Dzieduszyckich /w:/ Drugi naukowi czitannja fondu Dmitra Szeliesta u Lvovi, Lviv 1994 (tezy referatów wygłoszonych na konferencji w Lwowskiej Galerii Obrazów), s. 7. ↵
- Dziennik Ustaw Państwa, R. 1894, cz. III. Ustawa z dnia 20 grudnia 1893 r. o ustanowieniu powierznictwa familijnego hrabiów Dzieduszyckich, art. IX. ↵
- R. Aftanazy, Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej, t. 7, Wrocław 1995, s. 413-418. ↵
- Zarys dziejów nauk przyrodniczych w Polsce, pod red. K. Maślankiewicza, Warszawa 1938, s. 364. ↵
- G. Brzęk, Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie i jego Twórca, Lublin 1994, s. 168-169. ↵
- A. Bielowski, Wstęp krytyczny do dziejów Polski, Lwów 1850. ↵
- M. Dzieduszycki, Kronika domowa Dzieduszyckich, Lwów 1865. ↵
- O. Kolberg, Przemyskie. Zarys etnograficzny (1891, wydanie pośmiertne). ↵
- B. Sokalski, Powiat sokalski pod względem geograficznym, etnograficznym, historycznym i ekonomicznym, Lwów 1899. ↵
- Z. Strzetelska-Grynbergowa, Staromiejskie. Ziemie i ludność, Lwów 1899. ↵
- J. A. Bayger, Powiat trembowelski. Szkic geograficzno-historyczny, Lwów 1899. ↵
- W. Urbański, Vorträge über höhere Physik, Lwów 1857. ↵
- W. Żmurko, Matematyka, t. I-II, Lwów 1862-63; tenże, Wykład arytmetyki, Lwów 1864. ↵
- H. Witowski, Geologia, t. I-II (z drzeworytami), Lwów 1858. ↵
- T. Żebrawski, Owady łuskoskrzydłe, czyli motylkowate z okolic Krakowa, Kraków 1860. ↵
- M. Nowicki, Insecta Musei Dzieduszyckiani, Lwów 1864; tenże, Microlepidopteriorum species novae, Lwów 1864. Praca ta liczyła jedynie 31 stron, ale jej wydanie kosztowało 500 złr; tenże, Motyle Galicji, Lwów 1865. ↵
- Dzieduszycki zachęcał Żebrawskiego do wydania oddzielnej książeczki o własnym układzie systematycznym, a w dziełku o motylach z okolic Krakowa proponował zachować znany już układ. CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 3. List Włodzimierza Dzieduszyckiego do Teofila Żebrawskiego z 23 stycznia 1860 r. ↵
- K. Harasimiuk, Z dziejów uniwersyteckiej geografii lwowskiej (lata 1882-1910) /w:/ Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska, Lublin-Polonia, vol. XLIV/XLV: 1989/1990, s. 289. ↵
- Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie. Dział I Zoologiczny. Oddział zwierząt kręgowych. II Ptaki, zebrał, oznaczył i spisał Włodzimierz hr. Dzieduszycki, Lwów 1880, s. VI-VIII; G. Brzęk, Muzeum… op. cit., s. 31, 73, 111. ↵
- S. Eljasz-Radzikowski, Włodzimierz Dzieduszycki, „Przegląd Zakopiański” 1899, nr 15, s. 3-4. ↵
- Pamiętnik II Zjazdu lekarzy i przyrodników we Lwowie (19-24 lipca 1875 r.), Lwów 1876, s. 20-21. ↵
- Tamże, s. 13-15, 37 i n. ↵
- Wybrany został 14 listopada 1881 r. BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 37, t. 4: Materiały do działalności Włodzimierza Dzieduszyckiego w towarzystwach naukowych i kulturalnych. ↵
- W maju 1881 r. Muzeum Przyrodnicze zwiedziło 12 618 osób, a do końca roku 20 249 osób. ↵
- S. Wasylewski, op. cit., s. 437. ↵
- G. Brzęk, Muzeum… op. cit., s. 96. ↵
- J. Dybiec, Mecenat naukowy i oświatowy w Galicji 1860-1918, Wrocław 1981, s. 26-29. ↵
- Tamże, s. 163; J. S. Borkowski-Dunin, Almanach Błękitny, Lwów 1908, t. I, s. 354. ↵
- CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 283: Korespondencja z Wydziałem Krajowym (1874-1886). ↵
- A. Żabko-Potopowicz, Stulecie działalności ziemiaństwa polskiego 1814-1914, Warszawa 1916, s. 58. ↵
- „Biesiada Literacka”, R. 1877, t. III, nr 71, s. 290. ↵
- J. Orenżyna, Przemysł ludowy w Polsce, Warszawa 1959, s. 113. ↵
- Stypendystą W. Dzieduszyckiego w 1860 r. był Edward Sawicki, studiujący medycynę u prof. J. Dietla. CPAH we Lwowie, rkps, f. 64, op. 1, spr. 266: Listy B. Kopczyńskiego do Włodzimierza Dzieduszyckiego z 9 II, 2 IV, 16 IV 1860; List Edwarda Sawickiego do Włodzimierza Dzieduszyckiego z 24 III 1860. ↵
- Przykładowo w marcu 1892 r. z osobistego budżetu W. Dzieduszyckiego przeznaczono stypendia dla: dr Augusta Łozińskiego, Izydora Liskowackiego, Józefa Chudzikiewicza, Edwarda i Matyldy Zontak, Mieczysława Truksy, Jana Seredy, Jana Mazurka. CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 347: Wykaz stałych wydatków za marzec 1892 r. Włodzimierza hr. Dzieduszyckiego, sporządzony przez sekretarza Józefa Nazarewicza 17 II 1892. ↵
- Na stypendia te Dzieduszycki przeznaczył 1200 złr, a zachowane przekazy podają różne informacje co do ich podziału. Nowolecki (a za nim Purchla) piszą, że wynosiły one po 600 złr, natomiast M. Dzieduszycki podaje sumę 800 złr dla docenta weterynarii, a 400 dla patologa. A. Nowolecki [Z. Kolumna ↵
- „Świat”, R.7: 1894, nr 19, s. 458. ↵
- Z lat czterdziestych XIX wieku zachowały się w rękopisie próbki literackie młodego Włodzimierza Dzieduszyckiego, wśród których jest m.in. sztuka sceniczna Adwokaci oraz komedia w dwóch aktach Prawdziwy przyjaciel. Oba utwory niezbyt oryginalne. ZNO, Dział Rękopisów, materiały akcesyjne, Archiwum Dzieduszyckich, sygn. 296/84: Próbki literackie Włodzimierza Dzieduszyckiego. ↵
- M. Rosco-Bogdanowicz, Wspomnienia, t. I, Kraków 1959, s. 88. ↵
- Koło Literackie wybrało go członkiem honorowym przez aklamację 21 IV 1882 r. Na zawiadomieniu podpisani Ludwik Kubala (prezes) i Władysław Bełza (sekretarz). BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 37, t. 4. ↵
- W skład tej galerii weszła zgromadzona w Pieniakach, a odziedziczona przez Alfonsynę (żonę Włodzimierza Dzieduszyckiego) kolekcja jej dziadka Ignacego Miączyńskiego. Podczas swych licznych podróży po Europie zebrał on na przełomie XVIII/XIX wieku około 450 płócien szkół: włoskiej, niderlandzkiej, niemieckiej, francuskiej i hiszpańskiej. Dla kolekcji tej wystawił we Lwowie pałac na przedmieściu łyczakowskim, ale nie zdążył tam przed śmiercią umieścić obrazów. L.K., Dom mieszkalny w Pieniakach, niedaleko Brodów w Galicji, „Przyjaciel Ludu”, R. 16: 1849, nr 4, s. 26; J. Skowronek, Miączyński Ignacy w: PSB, t. XXI, s. 555. ↵
- A. Schröder, Galeria Miączyńskich-Dzieduszyckich we Lwowie, „Tygodnik Ilustrowany”, 1911, nr 33, s. 643. ↵
- Szkic ten został potem sprzedany do muzeum w Poznaniu. ZNO, Dział Rękopisów, materiały akcesyjne, Archiwum Dzieduszyckich, sygn. 89/53: Inwentarz Galerii Obrazów ordynata hr. Włodzimierza Dzieduszyckiego. ↵
- Portrety Włodzimierza i Alfonsyny Dzieduszyckich malował zaprzyjaźniony z nimi, jeden z najlepszych portrecistów XIX wieku, Henryk Rodakowski. Córki: Annę, Klementynę i Marię portretował Artur Grottger. ↵
- L. Löffler (1827-98) został w 1866 r. członkiem wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, a w latach 1876-97 był profesorem krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Włodzimierz poznał go w 1851 r. w Ostendzie. ↵
- Hrabia przystał na proponowane mu warunki i kupił obraz. Rok wcześniej nabył już inne płótno tego malarza: „Powrót z wyprawy wiedeńskiej 1683 r.”. CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 265: List z Krakowa (podpis nieczytelny) do Włodzimierza Dzieduszyckiego z 28 VII 1859; spr. 266: List Leopolda Löfflera do Włodzimierza Dzieduszyckiego z 2 VII 1860; spr. 3: List Włodzimierza Dzieduszyckiego do Leopolda Löfflera do Radymna z 5 VII 1860. ↵
- Tamże, spr. 34: Pismo Sylwestra Sembratowicza do Włodzimierza i Alfonsyny Dzieduszyckich z 18 III 1897 r. związane z budową cerkwi w Markopolu. ↵
- Do parafii zarzeckiej należało prócz Zarzecza jeszcze pięć okolicznych wsi: Rożniatów, Łapajówka, Żurawiczki, Cieszacin Mały i Wielki. ↵
- H. Barycz, Wśród gawędziarzy, pamiętnikarzy i uczonych galicyjskich, t. I, Kraków 1963, s. 390. ↵
- G. Brzęk, Włodzimierz Dzieduszycki – życie i dzieło, /w:/ „Analecta” R. VII: 1998, z. 2, s. 207. ↵
- CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 267: List Alfonsyny Dzieduszyckiej do męża Włodzimierza z 5 VII 1863. ↵
- K. Karolczak, Sprawy narodowościowe w Galicyjskim Sejmie Krajowym w latach 1861-1873 /w:/ Galicyjskie dylematy. Zbiór rozpraw pod red. K. Karolczaka i H. W. Żalińskiego, Kraków 1994, s. 32. ↵
- Tenże, Graf Wołodymyr Diduszyckij jak miecenat /w:/ Wisnyk Lvivskoj Akadiemij Mystectv, nr 9, pod red. W. Badjaka, Lviv 1998, s. 31-32. ↵
- Rezygnację z mandatu poselskiego w 1867 r. hrabia uzasadnił jednoczesnym wyborem na prezesa Rady Powiatowej w Brodach. CPAH we Lwowie, f. 165, op. 1, spr. 287: Pismo Włodzimierza Dzieduszyckiego do marszałka krajowego z 13 XI 1867. ↵
- S. Grodziski, Sejm Krajowy Galicyjski 1861-1914, t. 2, Warszawa 1993, s. 143-144, 152, 160, 168. ↵
- Stenograficzne sprawozdania z pierwszego posiedzenia 7 sesji III kadencji Sejmu Krajowego Królestwa Galicji i Lodomerii wraz z Wielkim Księstwem Krakowskim z 7 marca 1876 r., s. 2. ↵
- S. Grodziski, Sejm… op. cit., s. 363. ↵
- Ów portret – będący najlepszą pracą malarza w latach osiemdziesiątych XIX wieku – wisiał (wraz z innymi portretami marszałków) w tzw. sali poczekalnej marszałka krajowego. Przewodnik po Lwowie (wydany przy współudziale Wydziału Gospodarczego V Zjazdu Lekarzy i Przyrodników Polskich), Lwów 1888, s. 55. W listopadzie 1918 r. większość portretów w gmachu sejmowym ucierpiała od kul karabinowych, a niektóre zostały pocięte szablami przez żołnierzy ukraińskich. T. Szydłowski, Ruiny Polski, Warszawa 1919, s. 176-177. ↵
- Uchwałę o nadaniu honorowego obywatelstwa Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu rajcy lwowscy podjęli 17 stycznia, a uroczystość nadania odbyła się 25 stycznia 1877 r. Miasto Lwów w okresie samorządu 1870-1895, opr. A. Czołowski i in., Lwów 1896, s. 197-201, 702. ↵
- Honorowe obywatelstwo przyznała Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu także Kołomyja. ↵
- T. Łopuszański, Pamiętnik c. k. Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego, Lwów 1894, s. 53, 83. ↵
- Rozprawy c. k. Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego, t. XXVI, Lwów 1860, s. 158, 170. ↵
- Był też członkiem honorowym m. in. Polskiego Towarzystwa Przyrodniczego im Kopernika we Lwowie (wybrany 19 II 1875), Towarzystwa Tatrzańskiego (30 V 1875) i Towarzystwa Strzeleckiego Krakowskiego (21 V 1880). Dyplomy te są eksponowane w obecnym Muzeum Przyrodniczym we Lwowie. ↵
- Koncesję uzyskała konkurencyjna kolej czerniowiecka, a Sapieha, zniechęcony oskarżeniami prasowymi o kierowanie się interesami prywatnymi, odstąpił bez zysku swe prawa spółce Karola Ludwika. S. Kieniewicz, Adam Sapieha, Lwów 1939, s. 414. ↵
- „Czas” 1867 nr 118. ↵
- Przegląd Wystawy Powszechnej w Wiedniu 1873, pod red. S. Kossutha, Warszawa 1875, s. 723-724; J. Bujak, Muzealnictwo etnograficzne w Polsce (do roku 1939), Warszawa-Kraków 1975, s. 19-21. ↵
- CPAHU we Lwowie, f. 64, op. I, spr. 288: List namiestnika Potockiego do Włodzimierza Dzieduszyckiego z 15 II 1877. ↵
- Katalog Wystawy Krajowej Rolniczej i Przemysłowej we Lwowie 1877, Lwów 1877, s. III-VI, XVI; K. Ołdziejski, Wystawy powszechne, ich historia, organizacja, położenie prawne i wartość społeczno-gospodarcza, Poznań 1928, s. 54-56; A. Żabko-Potopowicz, Stulecie działalności ziemiaństwa polskiego (1814-1914), Warszawa 1916, s. 102. ↵
- Pogląd ten Exner sformułował m. in. podczas odczytu wygłoszonego w 1897 r. we Lwowie. CPAHU we Lwowie, f. 64, op. I, spr. 355: List Alfonsyny Dzieduszyckiej do męża Włodzimierza z 22 III 1897. ↵
- O nominacji Włodzimierza Dzieduszyckiego wcześniej napisały gazety wiedeńskie, aniżeli dowiedział się on sam. CPAHU we Lwowie, f. 64, op. I, spr. 288: List Filipa Zaleskiego do Włodzimierza Dzieduszyckiego z 26 XII 1877. ↵
- Włodzimierza Dzieduszyckiego nagrodzono złotym medalem za eksponaty przemysłu rękodzielniczego z drewna. Cataloque officiel exposit. universelle intern. de 1878, á Paris, Paris 1878, s. 235. ↵
- L. Dębicki, Portrety i sylwetki… op. cit., s. 264. ↵
- BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 23, t. 2: Dyplom francuskiej Legii Honorowej nadany Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu 9 I 1879. ↵
- BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 23, t. 2: Decyzja cesarza z 30 IV 1881. ↵
- Katalog Wystawy Krajowej Rolniczo-Przemysłowej w Krakowie 1887, Kraków 1887, s. 211-214; Katalog pawilonu przemysłu domowego na wystawie krajowej rolniczo-przemysłowej w Krakowie 1887; „Czas” 1887 nr 194 i in. ↵
- F. Krček, S. Rossowski, Katalog Powszechnej Wystawy Krajowej we Lwowie roku 1894, Lwów 1894, s. 194. ↵
- Cesarz zwiedził Muzeum Przyrodnicze 11 września 1894 r. CPAHU we Lwowie, f. 64, op. I, spr. 352: Zawiadomienie namiestnika Kazimierza Badeniego z 6 IX 1894. ↵
- „Świat” R. 7: 1894, nr 20, s. 483. ↵
- Dyplom dra h.c. Uniwersytetu Lwowskiego dla Włodzimierza Dzieduszyckiego. BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 22, t. 2. ↵
- M. Turkowski, Wystawa Etnograficzna Pokucia w Kołomyi, Kraków 1880; U. Janicka-Krzywda, Huculi, Kraków 1991, s. 16. ↵
- Niektóre okazy rodzimego garncarstwa cenił wyżej, jak oryginalne wazy etruskie czy greckie. L. Dębicki, Portrety i sylwetki… op. cit., s. 263. ↵
- BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 22, t. 2: Testimonium morti (odpis z 5 X 1899). ↵
- Na listach z kondolencjami podpisało się na pogrzebie 209 osób powszechnie znanych w ówczesnej Galicji. BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 2107, t. 229: Materiały żałobne związane z pochówkiem Włodzimierza Dzieduszyckiego. ↵
- „Biesiada Literacka”, R.1899, t. 47, nr 40, s. 265; „Czas”, R.52: 1899, nr 219. ↵
- Wśród szeregu innych wieńców były m. in. od: Koła Polskiego z Wiednia; Polskiego Towarzystwa Przyrodników im. Kopernika; Towarzystwa Pedagogicznego; Galicyjskiego Towarzystwa Łowieckiego; Krajowej Komisji Przemysłowej; Koła Literacko-Artystycznego we Lwowie; Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego; Zakładu Ossolińskich; Rad powiatów brodzkiego i sokalskiego; miasta Sokala; Krajowej Szkoły Gospodarstwa Lasowego we Lwowie; wielu instytucji kredytowych i finansowych, szkół i osób prywatnych. BNL, Dział Rękopisów, f. 45, op. III, j. 22, t. 2. ↵
- CPAH we Lwowie, f. 64, op. 1, spr. 360: List Klementyny Dzieduszyckiej do siostry Róży z 23 IX 1899. ↵