Skip to main content

W czwartek 22 kwietnia 2021 roku o godz. 19.00 w sali teatralnej Oratorium im. św. Jana Bosko na ul. Kawęczyńskiej 53 w Warszawie odbędzie się sympozjum poświęcone ks. Włodzimierzowi Szembekowi. 

O 18.00 bp Romuald Kamiński będzie przewodniczył Mszy św. o beatyfikację sługi Bożego ks. Włodzimierza Szembeka, salezjanina.

W programie:

  • słowo wstępne Władysława Szeląga, prezesa  Towarzystwa Historycznego im. Szembeków
  • referat prof. Jana Wysockiego z UKSW (Historia Najnowsza UKSW, wiceprezes Towarzystwa im. Stanisława ze Skarbimierza)
  • fragmenty diariusza ks. Włodzimierza przeczytają aktorzy

„Wymagał od nas wyrzeczenia się z serca wszelkiej nienawiści, domagał się przebaczenia wszelkiej krzywdy i zbrodni, jakich doznawaliśmy od naszych morderców. Ta jednak na wskroś nieziemska postawa życiowa stawała się w naszych oczach niezbitym dowodem jego wielkości i świętości” – wspominali współwięźniowie ks. Włodzimierza Szembeka1.

ks. Franciszek Włodzimierz Szembek; foto: www.meczennicy.pelplin.pl

Włodzimierz Szembek SDB urodził się 22 kwietnia 1883 w majątku swoich rodziców Poręba Żegota pod Krakowem.

Był najmłodszym z czworga dzieci Zygmunta i Klementyny z Dzieduszyckich i wnukiem Włodzimierza Dzieduszyckiego (1825-1899)2. Dzieciństwo spędził w Krakowie. Tam też uczył się najpierw w domu, a później w Gimnazjum nr 3 im. Jana III Sobieskiego. W 1901 roku podjął studia na Wydziale Rolniczym Uniwersytetu Jagiellońskiego, które zakończył uzyskaniem tytułu inżyniera rolnictwa w 1907 roku. W czasie studiów z pasją uczył się języków obcych, dzięki czemu opanował niemiecki, francuski, angielski, rosyjski, czeski, włoski, języki klasyczne, a nawet jidysz, lubił muzykę i teatr. Już sam wygląd zjednywał mu powszechną sympatię. Wśród braci studenckiej Włodzimierz był dość łatwo rozpoznawalny dzięki charakterystycznemu rzymskiemu nosowi, z którego chętnie żartował, i możliwości łatwego nawiązywania kontaktu3. Po odbyciu praktyki rolniczej w Wielkopolsce i leśnej w Małopolsce, powierzono mu funkcje plenipotenta i administratora dóbr rodzinnych matki położonych na obszarze około 3 tys. hektarów w Węgierce, Pruchniku i Kramarzówce koło Jarosławia. Zamieszkał samotnie w swoim dworku w majątku Węgierka, dwa kilometry od Pruchnika, prowadząc w nim życie wypełnione pracą społeczną. Był m.in. prezesem Straży Ogniowej Ochotniczej w Chorzowie, której członkowie do dzisiaj dbają o Jego pamięć. Pomimo zamożności i arystokratycznego pochodzenia nie nosił się jak arystokrata, w swoim majątku przesiadywał ze służbą, rozmawiał z chłopami i nieraz chodził w skromnym albo zabłoconym ubraniu. Jak pisał ksiądz proboszcz z Pruchnika, pogorzelcy otrzymywali od niego drzewo na odbudowę, biedacy wyborną jałmużnę, gminy znaczniejsze datki na cele społeczne – słowem miłosierdzie, często bezkrytyczne, było jego wybitną cnotą. Nic dziwnego, że wspierał też szczytną ideę tworzenia straży ogniowych w celu ochrony przed pożarami. Bliskie kontakty druhów ze Straży Ogniowej Ochotniczej w Chorzowie z hrabią Szembekiem sprawiały, że corocznie w dniu św. Floriana (4 maja) strażacy wykonywali w Węgierce w majątku hrabiego – prezesa Straży Pożarnej Ochotniczej – pokaz musztry paradnej i sprawności bojowej jednostki. Strażacy jadąc na pokaz i w drodze powrotnej dawali znać o sobie trąbieniem… Dzięki swej dobroci i gotowości niesienia pomocy oraz świadczonemu miłosierdziu zyskał sobie powszechny szacunek i wdzięczność4. Na początku lat dwudziestych, w porozumieniu z pruchnickim proboszczem ks. Wawrzyńcem Motylem, postawił drewniany kościół, który stał się oparciem dla powstałej przy nim katolickiej parafii w Kramarzówce. Wspierał również zgromadzenia zakonne, przytułki dla sierot i zakłady wychowawcze. Jego działalność charytatywna zjednała mu szacunek społeczny.

W 1927 r. zamieszkał w domu macierzystym OO. Salezjanów w Oświęcimiu, by po roku, w wieku 45 lat, wstąpić do nowicjatu Salezjanów w Czerwińsku. Ówczesny magister nowicjatu, ks. Paweł Gola, tak go wspominał: Szczególniejsze wrażenie zrobił na mnie jego duch pokory, ubóstwa i wyrzeczenia się. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek wspominał coś o swoim pochodzeniu, rodzie, przodkach, zasługach, dobrodziejstwach innym świadczonych.W zimie 1929 roku został wezwany do Lwowa do ciężko chorej matki. Po kilku dniach matka zmarła, a on następnego dnia po pogrzebie wrócił do nowicjatu. Przed wyjazdem oświadczył rodzinie, że z przypadającej mu części majątku rezygnuje, bo to, co mu się należało, rozdał już w czasie administrowania dobrami matki. Sam ks. Włodzimierz mawiał, że powołanie to wielka łaska, bo na świecie człowiek, choćby chciał jak najlepiej, nigdy nie wie, czy spełniając ten uczynek, nie opuści innego, lepszego, natomiast posłuszeństwo wskazuje mu uczynki najlepsze i na pewno spełniane wedle woli Bożej5. Śluby zakonne złożył 10 sierpnia 1929 roku. Jak napisał Władysław Ryszard Szeląg. Prezes Zarządu Towarzystwa Historycznego im. Szembeków: Przechodził wszystkie etapy, które przewiduje formacja salezjańska. Począwszy od aspirantury i nowicjatu, przez 15 lat budował wszystkich w zgromadzeniu swoją pokorą, wyrzeczeniem, posłuszeństwem, ubóstwem i pełnym otwarciem na działanie łaski Bożej. Ci, którzy go znali w tych czasach, mówią, że nigdy ani słowem nie wspominał o swoim wykształceniu czy pochodzeniu — jeden jedyny raz posłużył się tytułem hrabiowskim, kiedy podpisywał zrzeczenie się swych dóbr. Nigdy nie uchylał się od żadnej pracy oraz żadnej, nawet najbardziej przykrej, posługi6. W świadectwie księdza proboszcza z Pruchnika, ks. Wawrzyńca Motyla, czytamy: Franciszek Włodzimierz dwojga imion Szembek od 20 lat przebywał w tutejszej parafii (…) Przez cały ten czas był dla ludzi bardzo hojny, a dla siebie zbyt surowym. Nikt od niego nie odszedł bez wsparcia, a sam prowadził życie więcej niż skromne. W czasie pierwszej wojny światowej, kiedy żywność szła przede wszystkim na wyżywienie wojska, a ludność głodem przymierała, żywił się również tylko czarnym chlebem i jarzynami, by nie wyróżniać się od biedaków. Natomiast zgromadzenia zakonne, przytułki dla sierot, zakłady wychowawcze Dla ludzi bardzo hojny, a dla siebie zbyt surowy wspierał hojnie tak żywnością, jak i groszem. (…) Pogorzelcy otrzymywali drzewo na odbudowę, biedacy wyborną jałmużnę, gminy znaczniejsze datki na cele społeczne – słowem miłosierdzie, często bezkrytyczne, było jego wybitną cnotą. I nie odstąpił od niej, pomimo iż niektórzy zarzucali mu lekkomyślność, lub poczytywali go za szkodnika społecznego. (…) Nigdy nie dał zgorszenia ani czynem, ani słowem. Wyglądał bowiem na człowieka bez namiętności, ale budował wszystkich swoją cierpliwością i uprzejmością, a nade wszystko życiem religijnym. Chodził do kościoła i jak celnik stawał w kącie ze skupieniem, odmawiał brewiarz, a w ostatnich latach często przystępował do świętych sakramentów. Toteż otaczano go szacunkiem, a nawet za świętego poczytywano7. Po otrzymaniu święceń kapłańskich, podjął obowiązki sekretarza-inspektora, ekonoma, nauczyciela agronomii i wykładowcy w Wyższym Seminarium Duchownym Towarzystwa Salezjańskiego. Po wybuchu II wojny światowej pracował w Skawie.

9 lipca 1942 roku został aresztowany przez gestapo razem z ks. dyrektorem Walentym Kozakiem, w obronie którego stanął. W chwili aresztowania ks. Włodzimierz powiedział: To wstyd, że tak długo musieliśmy na to czekać. Ks. Kozaka po pewnym czasie wypuszczono, a księdza Szembeka przewieziono do więzienia w Nowym Targu, a później do Zakopanego. Przebieg wydarzeń relacjonował współbrat i bezpośredni świadek ks. Bronisław Szamański: Spokojny tryb małej wspólnoty skawińskiej zakłóciło wtargnięcie ludzi ze swastyką i trupią czaszką. Dnia 9 lipca 1942 r., po aresztowaniach na terenie Skawy, gestapowcy postanowili odwiedzić również nasz dom. Był wczesny ranek, wszyscy jeszcze pogrążeni we śnie, gdy dało się słyszeć hałaśliwe dobijanie się do drzwi wejściowych. Wyszedł z pokoju koadiutor Wojciech Repak, który na natarczywe naleganie w języku niemieckim otworzył drzwi. Czterech gestapowców z ogromnym wilczurem wchodziło bez pukania do poszczególnych mieszkań i przeprowadzało rewizję. W jednym pokoju zabrakło lokatora, który spostrzegłszy niebezpieczeństwo, zdążył zbiec. Był nim kandydat do zgromadzenia, odbywający w Skawie aspiranturę. Gestapowcy zebrali nas wszystkich w jednym pokoju. Wyrok był krótki: „Wy dwaj pierwszym pociągiem do Krakowa! Moglibyście pojechać z nami, ale wam darujemy. Jeden z tutejszych pojedzie z nami – gdy uciekinier się znajdzie, zakładnik wróci”.

Bez chwili namysłu okazał gotowość ks. Włodzimierz Szembek. (…) 

Ks. dyrektor Walenty Kozak po dwóch tygodniach w zakopiańskim więzieniu został zwolniony. Opowiadał potem, jak w drodze ze Skawy do Zakopanego ks. Włodzimierz Szembek powiedział do niego: „Wstyd, że tak późno”… Jak gdyby chciał dodać: „już tylu Salezjanów zostało męczennikami, a my dopiero teraz…”8.

W Zakopanym spędził miesiąc w wilgotnej i zimnej celi, która była tak mała, że mógł w niej tylko siedzieć. Był przesłuchiwany i poddawany torturom. Współwięzień z tego okresu twierdził, że ks. Włodzimierz wracał z tych przesłuchań pogodny, bez smutku i strachu, bez złości do wrogów oraz bez przekleństw, a co więcej – kazał modlić się za oprawców, bo tak postępował Chrystus. Z wyłamanymi stawami barkowymi, popękanymi żebrami i gangreną nogi został przewieziony do więzienia w Tarnowie, a stamtąd 16 września trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau, gdzie zarejestrowany został pod numerem 60019. Skierowano go do pracy przy walcu ugniatającym plac apelowy.

Na skutek wcześniej zadanych ran, wycieńczenia i nadludzkiej pracy zmarł 18 września 1942 roku w KL Auschwitz. Formalną „przyczyną” śmierci podaną na karcie zgonu był „zawał mięśnia sercowego” (niem. „Herzmuskeldegeneration”)9.

Ks. Włodzimierz Szembek przed swoją śmiercią ofiarował swoje życie za nawrócenie komendanta obozu Rudolfa Hoessa. Miał 59 lat.

Włodzimierz Szembek SDB jest jednym z 122 sług Bożych, drugiej grupy męczenników z okresu II wojny światowej, których proces beatyfikacyjny rozpoczął się 17 września 2003 roku w Sekretariacie Episkopatu Polski w Warszawie. Diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego zakończył się 24 maja 2011 roku.


Zdjęcie obozowe na stronie głównej za: Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu (www.auschwitz.org);
ok. 19.08.1942, KL Auschwitz
  1. Za: Ks. Artur Śwież SDB Dla ludzi bardzo hojny, a dla siebie zbyt surowy, http://www.donbosco.pl/archiwum-2017-06-3797.
  2. Zygmunt (1844-1907) i Klementyna (1855-1929), która była najstarszą córką Włodzimierza i Alfonsyny z Miączyńskich mieli czworo dzieci: Marię Józefę (‭1877-1951‬), Annę Marię (1880-1966), Jana Włodzimierza (1881-1945) i Franciszka Włodzimierza  (1883-1942).
  3. Za: Ks. Artur Śwież SDB Dla ludzi bardzo hojny, a dla siebie zbyt surowy, http://www.donbosco.pl/archiwum-2017-06-3797.
  4. Irena i Jan Paszczyńscy Ochotnicza Straż Pożarna we wsi Chorzów gminy Roźwienica powiatu Jarosław. Muzeum w Chorzowie, za: http://tyniowice.przemyska.pl/2019/06/17/sluga-bozy-wlodzimierz-szembek-kandydat-na-oltarze-zwiazany-z-nasza-parafia/.
  5. Za: Ks. Artur Śwież SDB Dla ludzi bardzo hojny, a dla siebie zbyt surowy, http://www.donbosco.pl/archiwum-2017-06-3797.
  6. W. Szeląg, Męczennik Auschwitz, https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TH/THO/niedziela201904-szembek.html.
  7. Za: Ks. Artur Śwież SDB Dla ludzi bardzo hojny, a dla siebie zbyt surowy, http://www.donbosco.pl/archiwum-2017-06-3797.
  8. Za: W. Szeląg, Męczennik Auschwitz, https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TH/THO/niedziela201904-szembek.html.
  9. Za: http://www.swzygmunt.knc.pl/MARTYROLOGIUM/POLISHRELIGIOUS/vPOLISH/HTMs/POLISHRELIGIOUSmartyr2677.htm.