Helena Pawlikowska miała 26 lat i dwoje małych dzieci, kiedy wybuchło powstanie styczniowe. Jej mąż Mieczysław Pawlikowski, o trzy lata starszy, często był poza domem i w tym trudnym czasie z wieloma sprawami musiała borykać się sama1. W ich domu w Medyce nie tylko gromadzono broń i żywność dla powstańców oraz darowizny na rzecz powstańców, ale przede wszystkim prowadzono szeroko zakrojoną działalność konspiracyjną. Helena działała w Komitecie Niewiast Polskich we Lwowie, zajmując się sprawami administracyjnymi. Cennym źródłem informacji na temat zaangażowania rodziny Pawlikowskich w Powstanie Styczniowe pozostają ich listy przechowywane obecnie w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz nieliczne publikacje.
Maria Bruchnalska2 w pracy Ciche bohaterki. Udział kobiet w Powstaniu Styczniowem (1933) zamieściła portret Heleny z Dzieduszyckich Pawlikowskiej – wielkiej patriotki, która z narażeniem życia zaangażowała się w pomoc powstańcom. Zapraszamy do lektury.
PAWLIKOWSKA MIECZYSŁAWOWA Z HR. DZIEDUSZYCKICH
Na początku akcji powstania mieszkała w majątku swym, Medyce, z mężem który z rozkazu R. N. (red. Rząd Narodowy) wciąż dalekie odbywał wyjazdy.
W Medyce ruch powstańczy był ogromnie ożywiony. Gościli tam jenerałowie: Wysocki, Czachowski, a Lelewel (red. Marcin Borelowski) wraz ze swym sztabem przebywał w Medyce parę tygodni, zbierając i montując Swój oddział – już ostatni (poprzedni oddał pod komendę Kruka). Pani Pawlikowska, uproszona i upoważniona przez Lelewela, zbierała wszystko, co potrzebne dla oddziału, prócz broni, a więc: pieniądze, bieliznę, obuwie, buljon, suchary, wędliny, w czem zacne sąsiadki wydatnie pomagały, szczególnie pani Jankowa z Kalnikowa, która choć niezbyt sama bogata, przysłała 8 krów na buljon. Ogromnie też ofiarną i spieszącą na zawołanie z pełną ręką była pani Mniszkowa ze Stubienka. Zebrane pieniądze wręczała pani Pawlikowska Lelewelowi, a zapasy wysyłała przez Cieszanów do partji, co początkowo z łatwością się odbywało, póki Austrjacy udawali, że sprzyjają powstaniu.
Z wyjściem oddziału Lelewela na pole bitwy związane były zawsze w pamięci p. Pawlikowskiej wielkie – a później smutne wspomnienia. I tak, gdy Lelewel miał opuścić Medykę, przywiozła jedna z matek 3 trzech młodziutkich synów, prosząc, aby ich przyjęto do oddziału. Ks. Michna nalegał, żeby choć najmłodszego zabrała do domu. Nie pomogło: Chłopcy rwali się do obozu – matka stała spokojnie, gdy odjeżdżali, żegnając i błogosławiąc ich. Aż gdy zniknęli z oczu – padła zemdlona.
Ledwie oddział przeszedł granicę, nastąpił świetny bój pod Panasówką, gdzie wśród innych padł bohaterski Węgier hr. Nyary (red. major Edward Nyáry) wołając: „Niech żyje Polska”. W sześć dni później zginął dzielny Lelewel pod Batożem i szef sztabu Walisz i tylu walecznych ludzi, którzy wspierani najgorliwiej, goszczeni i darzeni w domu państwa Pawlikowskich, odeszli pełni wiary w zwycięstwo wielkiej idei Polski, idei wolności4.
Zanim oddział Lelewela stoczył ten bój ostatni, trzeba mu było mnóstwa broni, wypadło przesłać konia „pocztą obywatelską” hrabiemu Nyary. Wtedy to pani Pawlikowska i Krasnopolska, obładowane bronią, udały się nocą w drogę. Siwek dla hr. Nyary wprzężony między konie, z któremi nigdy nie chodził, spowodował wywrócenie powozu. Mimo to panie wyszły z tej przeprawy bez szwanku. Późną nocą dostawiły cenne rzeczy do państwa Mniszchów, którzy, ustawicznie przez partje i kurjerów nawiedzani, nie zbyt uradowali się nowym gościem. Pan Mniszek rozespany zawołał: „Kogoż znowu djabli przynieśli”. Poznawszy jednak dostojną pocztę, broń i konia odebrał, panie serdecznie przyjął.
Innym razem odwoziła pani Pawlikowska z panią Jankową powozem patrony w kufrach i pakach, z których jedna bardzo ciężka, przymocowana była z tyłu powozu. To znowu przeważyło pojazd na wybojach, lecz podróżne jadące do „kąpiel” wydostały się cało z pod niebezpiecznego transportu i oddały go w całości w oznaczonem miejscu.
Dopiero ciężko dotknięci wieściami późniejszemi z pola bitwy, przybyli państwo P. późną jesienią 1863 r. do Lwowa. Odtąd praca p. Pawlikowskiej dla powstania rozwinęła się na gruncie tego patrjotycznego miasta. Rozpoczęła kwestę na „Dzieci Lelewela”, oddział sformowany z niedobitków przez Krysińskiego. U mieszczan kwestowała p. Pawlikowska w towarzystwie p. Bałutowskiej, żony krawca, u żydów z p. Ohrenseteinówną, córką doktora, u arystokracji, z hr. Mierową. W ofiarności przodowali mieszczanie, żydzi też nie odmawiali, w domach arystokratycznych lokaje często nie dopuszczali kwestarek do swego państwa. Naturalnie, że były liczne wyjątki i tak pani Siemieńska z domu Lewicka przyjęła kwestujące ciepło i hojną obdarzyła ręką.
Zdarzyło się pewnego razu, że jedna z mieszczanek, nie mająca nic innego, zdjęła ślubną obrączkę z palca, a gdy jej p. Pawlikowska przyjąć nie chciała, rzekła z wielką stanowczością: „na taki cel nie wolno pani nie przyjąć”. Inna młoda kobieta była już ubrana do wyjścia, mając w ręku papierek reńskowy. Oddała go chętnie dla „Dzieci Lelewela”, ale zaraz zdjęła kapelusz, bo już nie miała z czem iść na kupno.
Po skończeniu zbierania funduszów (R. N.) polecono pani Pawlikowskiej odwiezienie ofiarowanych przez kobiety klejnotów i wręczenie ich komisarzowi R. N. Maykowskiemu. Mimo że kosztowności tych było kilka podłużnych kartonów, udało się je przewieźć dzięki modzie krynolin. Dopiero po powrocie z Krakowa stanęła na czele Komitetu Niewiast we Lwowie niestety na krótko. Gdy zaprowadzono w Galicji stan oblężenia, wiele pań wyjechało na wieś, z komitetowych zostały: p. Karolowa Wildowa z Maciejowskich, żona księgarza, świeżo przez R. N. mianowana naczelniczką miasta, Lwowa, p. Felicja Wasilewska, Z. Romanowiczówna, p. Orzechowiczowa, matka późniejszego hojnego ofiarodawcy na rzecz popierania nauki polskiej. Ponieważ prezesowa Komitetu, p. Jaźwińska z Podniestrzan wyjechała, przyjęła p. Pawlikowska godność przewodniczącej. Pierwszem zadaniem było rozpatrzenie się i uporządkowanie kwitów Komitetu, czy też spalenie kompromitujących, zostawionych w ogromnej ilości przez poprzedniczkę. Ledwie jednak zabrała się do tej koniecznej rewizji, zadzwoniono do drzwi. Na zapytanie „Kto idzie” odpowiedziano umówionem hasłem „Dzieduszycki”, a wtedy otworzono 5 drzwi, wpadła policja, która drogą zdrady hasło posiadła i porwała wprost p. Pawlikowskiego obłożnie chorego i zaaresztowała. Papiery jeszcze nie spalone stały się łupem policji, mimo to zostawiono p. Pawlikowską narazie w domu, chociaż komisarz Polak nalegał na natychmiastowe jej aresztowanie; p. Pawlikowska zaraz dała znać pani Wildowej o tem, co zaszło. Zebrała się sesja adwokatów dla narady. Właściwie najlepszą obroną byłoby zeznanie pod przysięgą, że obwiniona nie znała jeszcze treści papierów, lecz tego uczynić nie chciała, żeby wina nie spadła na p. Wildową, chorą na piersi, a do tego matkę 5-ga drobnych dzieci i niemajętną. Postanowiono, że nowa przewodnicząca Komitetu pań, zniknąć musi natychmiast, aby potem można było całą winę złożyć na nieobecną. Gdy jeszcze uwięziony mąż, tajemnie przysłaną kartą, tego samego żądał, pani P. wyjechała natychmiast. I dobrze się stało, gdyż policja wróciła o 6-ej rano dla zaaresztowania obwinionej o zbyt znany gorący patrjotyzm, ale już jej nie zastała. To oburzyło władze, które jak za złoczyńcą rozlepiły po rogach ulic Lwowa i Krakowa listy gończe za p. Pawlikowską, co matkę jej doprowadzało do rozpaczy. Dziećmi zaopiekowała się krewna, pani Jabłonowska z Dzieduszyckich. Ciosy padły na dom cichej pracownicy i patrjotki. Prócz klęsk ogólnych musiała na obczyźnie cierpieć i drżeć o los męża, który prawie dwa lata strawił w twierdzy Ołomunieckiej. Początkowo przebywała pani P. w Dreźnie pod przybranem nazwiskiem pani Wolmar 6. I tam niepewna jeszcze wciąż musiała zmieniać miejsca pobytu, podróżując przymusowo po saskiej Szwajcarji. Gdy wreszcie matka, hr. Dzieduszycka, przywiozła jej dzieci do Drezna, wróciła tam na dzień jeden, ale na noc nie stanęła w swem mieszkaniu, gdyż dowiedziała się, że pod jej nieobecność odwiedzała je policja drezdeńska. Zabrawszy dzieci udała się do Celigny pod Genewę i tam doczekała się powrotu męża, puszczonego wreszcie z twierdzy. Z Celigny uniosła najmilsze wspomnienia o miejscowej ludności. Chłopi tamtejsi doskonale poinformowani o przebiegu powstania polskiego znali nawet stronnictwa białych” i „czerwonych”, interesowali się żywo tokiem naszej sprawy i zbierali wśród siebie składki na polskie cele. I co dziwne gdy p. Pawlikowski przybył z Ołomuńca – niektórzy z naszych rodaków „lojalnych”, bojąc się skompromitować zażyłością z niedawnym więźniem stanu, unikali jego i jego żony, przeciwnie szwajcarowie z Celigny wybiegali tłumnie z domów, okazując radość z jego uwolnienia, a chcąc go pocieszyć dodawali: jesteś pan szczęśliwy, masz bardzo zacną, dzielną żonę7.

Listy Heleny z Dzieduszyckich Pawlikowskiej. T. 2, Listy do męża, Mieczysława Pawlikowskiego z lat 1862-1863; Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Maria Bruchnalska, Ciche bohaterki, za: POLONA
- Helena z Dzieduszyckich Pawlikowska urodziła się 20 lutego 1837 roku w Korniowie na południowy wschód od Lwowa. Jej rodzicami byli Eugeniusz i Helena z Paszkowskich Dzieduszyccy. Zmarła 12 października 1918 roku we Lwowie. Pochowana została na cmentarzu w Medyce w kaplicy rodowej Pawlikowskich obok męża Mieczysława, jego rodziców Gwalberta i Henryki z Dzieduszyckich Pawlikowskiej. Henryka i Eugeniusz byli rodzeństwem. Wyszła za mąż 11 czerwca 1859 roku. Mieli dwóch synów: Jana Gwalberta i Tadeusza. Zamieszkali w Medyce, która była nie tylko domem rodzinnym Mieczysława, ale też ważnym ośrodkiem kultury i patriotyzmu, stworzonym przez jego rodziców. Helena również wychowała się w patriotycznym domu. Jej dziadek Wawrzyniec Dzieduszycki (1772–1836) był adiutantem Tadeusza Kościuszki. 4 kwietnia 1794 roku walczył u jego boku pod Racławicami i 6 czerwca 1794 roku w bitwie pod Szczekocinami. ↵
- Maria Bruchnalska (1869– 1944) była lwowską działaczką kobiecą i publicystką oraz badaczką losów kobiet, który brały udział w powstaniu styczniowym. Jej mąż Wilhelm był historykiem literatury i profesorem uniwersytetu we Lwowie. Swoją twórczość i aktywność odczytową poświęciła udziałowi kobiet w powstaniach narodowych, w pierwszej wojnie światowej 1914–1918 oraz w obronie Lwowa (1918–1919). Jej najbardziej znaczącym dziełem była dobrze przyjęta przez środowisko naukowe książka Ciche bohaterki. Udział kobiet w powstaniu styczniowym z 1933 roku. Złożyło się na nią tylko część zebranych materiałów źródłowych dotyczących udziału kobiet w powstaniu styczniowym i ich losów na zesłaniu. Pozostałe relacje źródłowe jedynie przygotowała do druku i do dziś znajdują się w jej spuściźnie w zbiorach lwowskich i wrocławskich. Dodatkową jej zasługą było przyczynienie się do pozyskania wartościowych źródłowo wspomnień i relacji kobiecych, które należą do rzadkości jeśli chodzi o literaturę pamiętnikarską z okresu powstania styczniowego i losów Polek na zesłaniu. W latach 30. uczestniczyła w pracach przygotowawczych „Słownika biograficznego dziejów porozbiorowych”. Była również autorką biogramów do „Polskiego Słownika Biograficznego”, za: wikipedia.org. ↵
- niestety nie zapamiętała jej nazwiska. ↵
- Panasówka w Lubelskiem. Tam d. 3.IX. 63 odbyła się sławna bitwa pod wodzą Lelewela, bój trwał 5 godzin. Batorz 6. IX 63 – Lelewel, Ćwiek (red. Kajetan Ćwiek Cieszkowski), oddział Grudzińskiego liczyli w tej bitwie 600 piechoty i 150 jazdy. ↵
- Otworzyła niańka z małym synkiem pani Pawlikowskiej, Tadeuszem. ↵
- Wówczas Drezno wydawało skompromitowanych Austrji. ↵
- Vous êtes heureux, vous avez une bien brave femme“. ↵