Niewyraźna fotografia wykonana około 1912 roku pochodzi z rodzinnego archiwum Jerzego Wolańskiego1, którego rodzice byli ostatnimi właścicielami zamku w Grzymałowie koło Tarnopola (dzisiejsza Ukraina), i który zawsze z ogromnym wzruszeniem opowiada o chwili, w której ostatni raz patrzył na swój rodzinny dom:
„Życzliwy Ukrainiec uprzedził i myśmy o trzeciej w nocy wyjeżdżali i tędy jechaliśmy, była noc dosyć jasna i mama powiedziała mi: Synku przyjrzyj się dobrze, bo nie wiem, czy jeszcze będzie ci dane kiedyś zobaczyć dom rodzinny.”2.
Aby przedstawić historię ostatnich właścicieli szesnastowiecznego zamku, trzeba się cofnąć do połowy XIX wieku, kiedy Julia z Nikorowiczów (1833–1893) i Leonard Pinińscy (1824–1886) zaczęli gospodarować w Grzymałowie (ślub wzięli w 1952 roku). Leonard Piniński był znakomitym gospodarzem. Chcąc uprzemysłowić majątek, w 1864 roku zbudował duży – jak na owe czasy – młyn parowy, który był pierwszym młynem tego typu w ówczesnej wschodniej Galicji. Posiadał składy mąki w Grzymałowie, Tarnopolu i we Lwowie.
Julia i Leonard mieli czterech synów. O tym, jak zamek w Grzymałowie trafił w ręce rodziców Jerzego Wolańskiego, dowiadujemy się z jego referatu napisanego z okazji I. Zjazdu Grzymałowian 27 maja 2006 roku. Przedmiotem referatu były dzieje miasteczka Grzymałów, ale znalazł się w nim również obszerny fragment dotyczący rodziny zamieszkującej zamek.
„Z czterech synów Pinińskich, nas interesują dwaj starsi, a to: Stanisław, poseł do Rady Państwa we Wiedniu a następnie marszałek powiatu skałackiego, oraz Leon (1857–1938) , wszechstronny humanista, profesor prawa rzymskiego, namiestnik Galicji w latach 1898–1903, znawca i kolekcjoner sztuki, ofiarodawca cennego zbioru dzieł starych mistrzów dla przyozdobienia wnętrz Zamku Królewskiego na Wawelu. Po śmierci ojca, bracia Stanisław i Leon zostali współwłaścicielami Grzymałowa i Iwanówki. W 1911 roku zmarł Stanisław, pozostawiając jako swą spadkobierczynię jedyną córkę, Julię (moją Matkę).
W 1919 roku moja Matka (1885–1975) poślubiła Władysława hr. Wolańskiego (1886–1940), ziemianina spod Buczacza, wówczas jeszcze w czynnej służbie wojskowej3
Gdy w 1921 roku mój Ojciec wrócił z wojska, osiadł wraz z żoną w Grzymałowie, którym zaczął administrować. Wojna 1914–1918, walki z Ukraińcami 1918–1919, wreszcie najazd bolszewicki 1920 roku spowodowały tu ogromne spustoszenia. Wszystkie budynki gospodarcze uległy zniszczeniu niemal do fundamentów. Młyn parowy wysadziły w powietrze cofające się wojsko rosyjskie w 1915 roku. Z pożogi wojennej ocalał, szczęśliwym trafem, jedynie zamek. Straszliwie zdewastowany i z dachem jak rzeszoto, wymagał pilnie gruntownej restauracji. Ukończono ją dopiero w 1927 roku. Do tego czasu Rodzice moi mieszkali w świeżo odbudowanej „rządcówce” na folwarku.
Odbudowa zniszczonego warsztatu rolnego wymagała wielkich nakładów kapitału, którego brakowało. Dla uzyskania potrzebnych środków, niezbędną okazała się parcelacja. Objęto nią dwa majątki mego Ojca w Buczackiem. W tym stanie rzeczy, decyzja o podziale współwłasności Grzymałowa i Iwanówki stała się niezbędna. Do podziału między moją Matką a Jej stryjem Leonem doszło w 1920 roku w drodze losowania. Grzymałów przypadł mojej Matce, obszarowo większa Iwanówka Leonowi Pinińskiernu. Kiedy środków na dalszą odbudowę brakowało, parcelacja dotknęła Eleonorówkę a także należący do mojej Matki majątek Zarubińce koło Skałatu.
W ciągu kilkunastu lat wytrwałej i konsekwentnej pracy, moi Rodzice zbudowali w Grzymałowie nowe budynki gospodarcze, murowane i kryte materiałami ogniotrwałymi, zelektryfikowane i objęte systemem wodociągów. Postawili też duży młyn handlowy o zdolności przemiałowej dwóch wagonów ziarna na dobę.
Mój Ojciec zwykł był mówić, że posiadanie majątku ziemskiego, to nie tyle źródło przywilejów, ile przede wszystkim odpowiedzialności. Mimo licznych obowiązków, nie szczędził czasu na pracę społeczną. W okresie międzywojennym był On wieloletnim prezesem Wojewódzkiego Oddziału Towarzystwa Szkoły Ludowej w Tarnopolu. Angażował się również w różne akcje charytatywne w ramach Wojewódzkiego Zarządu Obywatelskiego Komitetu Pomocy Zimowej Bezrobotnym w Tarnopolu, którego był członkiem. Uczestniczył też, jako radny, w posiedzeniach grzymałowskiej Rady Miejskiej.
Również moja Matka poświęcała wiele czasu pracy społecznej. Corocznie przekazywała miejscowej „Ochronce” SS Służebniczek po kilkanaście sztuk ciepłej odzieży dziecięcej z przeznaczeniem dla najuboższych rodzin. Odzież tę, wielkim nakładem pracy, sama szyła w miesiącach zimowych.
Z chwilą wybuchu wojny w 1939 roku, Władysławowie Wolańscy postanowili urządzić w domu szpital dla rannych żołnierzy. Większość pokojów pierwszego piętra zamku została odpowiednio przygotowana i w miarę możliwości wyposażona. Zanim jednak zdołał przybyć pierwszy transport rannych, nadszedł feralny dzień 17 września 1939 roku. Aresztowany przez NKWD dnia 23 września 1939 roku, Ojciec mój więziony był początkowo w Skałacie, potem w Tarnopolu, wreszcie w Kijowie, gdzie został stracony prawdopodobnie w kwietniu 1940 roku. Szczegóły tej zbrodni nie są znane. Kilka godzin po aresztowaniu Ojca moja Matka otrzymała nakaz natychmiastowego opuszczenia domu wraz z czworgiem dzieci. Schronienia udzieliły nam SS Służebniczki w „Ochronce”, gdzie spędziliśmy około sześć tygodni. Dziś, z perspektywy niemal 70 lat, wspominam ten okres jako tragiczne, pełne grozy i niepokoju chwile, rozświetlone jedynie bezinteresowną i serdeczną pomocą miejscowych ludzi. Nie zważając na groźbę represji, przychodzili oni do „Ochronki” nie tylko przynosząc żywność, której przecież sami nie mieli w nadmiarze, ale przede wszystkim wspierając nas moralnie dobrym słowem i życzliwością. Niestety po latach nazwiska tych przyjaciół i dobroczyńców zatarły mi się w większości w pamięci. Moja Matka, gdyby żyła, mogłaby dużo więcej powiedzieć o tych wspaniałych ludziach. Zawdzięczamy im może i życie, bo dzięki ich ostrzeżeniu przed grożącymi nam dalszymi represjami, wyjechaliśmy wszyscy do Lwowa w połowie listopada 1939 roku w warunkach pełnej konspiracji. I tu znów wdzięczność należy się anonimowym dziś przyjaciołom z Grzymałowa, którzy pomogli w realizacji tego skomplikowanego wówczas przedsięwzięcia. Nawet do Lwowa, mimo pogarszającej się wciąż sytuacji, docierała pomoc żywnościowa z Grzymałowa. Wobec masowych deportacji na Syberię, w maju 1940 roku wyjechaliśmy ze Lwowa do krewnych na teren tzw. „Generalnej Guberni”, czyli pod okupację niemiecką. Po wojnie moja Matka mieszkała początkowo w Krakowie, potem w Zabrzu, wreszcie w Warszawie, gdzie zmarła w wieku 90 lat 3 lipca 1975 roku. Znając wielkie przywiązanie ostatniej właścicielki Grzymałowa do rodzinnego gniazda, dzieci zadbały o to, aby do Jej trumny wsunąć niewielki pojemnik z ziemią z ukochanej miejscowości.”
Wspomniana w referacie „ochronka” Sióstr Służebniczek NMP powstała w 1902 roku z inicjatywy siedemnastoletniej Julii Pinińskiej , która ofiarowała dla trzech sióstr murowany budynek z pełnym urządzeniem i ogrodem. Siostry rozpoczęły pracę 18 sierpnia 1902 roku. Do ich obowiązków należało m.in. prowadzenie ochronki dla kilkudziesięciorga dzieci, katechizacja, pielęgnowanie chorych, prowadzenie kursów dla dziewcząt, opieka nad kościołem. Koszty utrzymania sióstr i „ochronki” pokrywał dwór.
Mieszkańcy Grzymałowa byli wysiedlani od wiosny 1945 roku. Jak wspomina Jerzy Wolański:
„Już od wiosny 1945 r. rozpoczęły się formalnie dobrowolne, lecz faktycznie najczęściej przymusowe, wysiedlanie Polaków za nową granicę Kraju. W tymże też roku wyjechał do Polski ostatni proboszcz grzymałowski ks. kanonik Jan Kruczkiewicz oraz większość parafian. Grzymałowianie stanęli przed dramatyczną decyzją opuszczenia rodzinnych stron. Decyzja była podwójnie trudna. Perspektywy osiedlenia się w Polsce na tzw. „Ziemiach Odzyskanych” rysowały się bowiem, mówiąc oględnie, dość mgliście. A ponadto, decyzja musiała być podjęta w warunkach przemożnej presji śmiertelnego zagrożenia ze strony nacjonalistów ukraińskich, jak również perspektyw utraty polskiego obywatelstwa na rzecz sowieckiego.”
Zamek w Grzymałowie został w 1952 roku został wysadzony i rozebrany do fundamentów. Uzyskany z rozbiórki kamień użyto do naprawy drogi do Trembowli.
Jerzy Wolański wśród najcenniejszych pamiątek przechowuje kamień z rodzinnego domu oraz ocalałe mimo wojny zdjęcia.
Autorem zdjęcia zamku na pierwszej stronie „Grzymałów. Pałac hr. Pinińskich – widok ogólny od frontu” jest Franciszek Wilczkowski (1881-1931), źródło: MNW.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Jerzy Wolański, Z dziejów Grzymałowa, oprac. Bolesław Stachow, 2009.
Zdjęcia zamieszczone na stronie pochodzą z archiwum rodzinnego Jerzego Wolańskiego.
- Jerzy Wolański urodził się 14 września 1927 roku w Grzymałowie. Jest prawnukiem Maurycego Dzieduszyckiego (1813–1877) i Natalii z Rudnickich oraz wnukiem Władysława Wolańskiego i Anny z Dzieduszyckich (1860–1944). ↵
- Rozmowa z Jerzym Wolańskim, 27 października 2023. ↵
- Z Centralnego Archiwum WP – Radzymin, opinia bezpośredniego dowódcy: „Bardzo dobry oficer, nadzwyczaj pilny i obowiązkowy, ma bardzo dobry wpływ na podwładnych, poważnie myślący, zrównoważony charakter, kochany i szanowany przez kolegów, okazuje dużo serca dla ludzi.” Adam Kiciński, ppłk. Dow. 8. p. uł. 9 sierpnia 1919. ↵