Skip to main content

Album „Wspomnienia z poturzyckich polowań należy do tych rzadkich artefaktów, w których sztuka splata się z literaturą, a intymność rodzinnej pamiątki — ze świadectwem epoki. Powstał jako księga gości dworu w Poturzycy pod Sokalem, lecz wyrósł ponad tę funkcję, stając się dziełem o znaczeniu daleko wykraczającym poza ramy prywatnego archiwum.

Na kartach albumu spotykają się nazwiska, które ukształtowały polską kulturę drugiej połowy XIX stulecia. Juliusz Kossak pozostawił tu swoje akwarele, Franciszek Tepa i Leopold Starzeński — rysunki i karykatury, Jan Aleksander Fredro, Wincenty Pol i Kornel Ujejski — teksty kreślone własną ręką. Wśród autorów znajdziemy również młodego wówczas Henryka Sienkiewicza. To niezwykłe zgromadzenie talentów w jednym tomie czyni album świadectwem nie tylko artystycznego kunsztu, ale przede wszystkim żywej wspólnoty intelektualnej, jaka kwitła w galicyjskich dworach.

Polowania poturzyckie były bowiem czymś znacznie więcej niż rozrywką ziemiańską. Stanowiły rytuał społeczny i kulturalny — okazję do spotkań, rozmów, wymiany myśli. Album dokumentuje ów niematerialny wymiar życia: zwyczaje, relacje towarzyskie, atmosferę intelektualną, która ulotniłaby się bezpowrotnie, gdyby nie została utrwalona w tej niezwykłej księdze gości. Ważnym aspektem poturzyckich polowań było również wprowadzanie zwyczaju przestrzegania okresów ochronnych dla zwierząt, o co walczył w Sejmie Galicyjskim Włodzimierz.

Włodzimierz Dzieduszycki wyjątkowo dbał o zachowanie zwyczajów łowieckich, a uchybienie im przez któregokolwiek z uczestników kończyło się wprowadzeniem jego nazwiska na listę gości niepożądanych w przyszłości, do których nie wysyłano już zaproszeń. Powiadomienia o wielkich dorocznych łowach wysyłano z wyprzedzeniem, oczekując na telegraficzne potwierdzenie przybycia. Zaproszenie do Poturzycy traktowano jako wyróżnienie nawet w kręgach znaczącej arystokracji galicyjskiej, osób piastujących najwyższe stanowiska we władzach prowincji. Hrabia lubił celebrować polowania, a rządcy majątków i służba leśna, gdy tylko otrzymali telegraficzną wiadomość o przyjeździe właściciela, byli gotowi na ich zorganizowanie nawet w krótkim czasie. Ściśle przestrzegano jednak okresów, które Włodzimierz Dzieduszycki wskazywał jako ochronne dla zwierzyny i przez całe swoje życie zabiegał w Sejmie Krajowym o ich wprowadzenie w całej Galicji. W kraju mogły jeszcze nie obowiązywać, ale w majątkach Dzieduszyckiego panowały inne zwyczaje i o tym wiedzieli zarówno pracownicy, jak i zapraszani goście. U wielu właścicieli majątków sąsiadujących z Pieniakami, Poturzycą czy Zarzeczem zazdrość wzbudzała wiadomość, że ktoś otrzymał od hrabiego bilecik z niespodziewanym zaproszeniem: „Proszę Pana do Poturzycy [Pieniak lub Zarzecza], pojutrze poluję, więc jeśli Pan łaskaw ze mną zapolować, to proszę przyjechać”. Odmów prawie nigdy nie było, jako że rządcy wcześniej informowali Włodzimierza o ewentualnej chorobie czy wyjeździe sąsiada. Dużym nietaktem byłoby z takiego zaproszenia nie skorzystać. […]

Uczestników polowań w Poturzycy nie dobierano pod kątem myśliwskiej rywalizacji, a raczej według klucza towarzyskiego. Włodzimierz Dzieduszycki otaczał się nie tylko ludźmi ze swojej sfery, ale także naukowcami i artystami. Obok najważniejszych person ze świata krajowej (galicyjskiej) polityki bywali arystokraci z zaboru pruskiego, np. Sierakowski z Waplewa czy Piotr Szembek z Siemianic. Gospodarz był cenionym w monarchii habsburskiej muzealnikiem, ornitologiem, koneserem i mecenasem sztuki. Nieodłącznym elementem spotkań przy okazji polowań były więc nie tyle rozmowy o polityce, co wysublimowane dyskusje intelektualne. Ze świata wielkiej polityki bywali hr. Artur Potocki, hr. Stanisław Gołuchowski, czy prywatnie bardzo zaprzyjaźnieni z Włodzimierzem namiestnik Filip Zaleski i ks. Adam Sapieha. Z dwoma ostatnimi Dzieduszycki spotykał się przy różnych okazjach we Lwowie, Wiedniu, Krasiczynie oraz w europejskich kurortach. Zapraszani byli także inni Dzieduszyccy, szczególnie Stanisław i Tadeusz, sporadycznie Wojciech oraz Kazimierz, uchodzący za jednego z najlepszych myśliwych w Galicji. Nigdy nie zapominano o sąsiadach: Wincentym Kruszewskim, Zdzisławie Obertyńskim, Janie Sołowiju czy hr. Albercie Cetnerze. […]

Polowanie było dla niego spotkaniem z ludźmi, lasem, przyrodą, zwierzętami i kultywowaniem tradycji myśliwskiej według wszelkich obowiązujących w tym względzie reguł. Dostrzegał i potępiał zepsucie obyczajów, polowania z chęci zabijania jak największej ilości zwierząt, strzelania do wszelkiej zwierzyny przez cały rok. Takich myśliwych-sportowców nie zapraszał, natomiast nie przeszkadzali mu ludzie kultury całkowicie nie obyci z bronią i polowaniem. Do takich należał m.in. Wojciech Dzieduszycki (1848–1909), wpływowy polityk, filozof, literat, poliglota, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, ale całkowicie oderwany od zarządzania majątkiem i „nie praktykujący myślistwa. Brylował podczas wieczornych spotkań, natomiast wcześniejsze jego wyczyny w lesie wzbudzały wesołość nawet mniej wytrawnych strzelców, a że poturzyckie żarty nie znały granic, to i stał się wdzięcznym obiektem satyrycznych popisów. Starzeński narysował autora „Aten” (Wojciech Dzieduszycki opublikował we Lwowie w 1878 r. głośną wówczas rozprawę z historii kultury „Ateny. „Aurelian to tytuł jednej z jego powieści) jako psa z piórem za uchem dodając do tego rymowany komentarz:

On (Wojciech Dzieduszycki):

Pośród was się znajdować pochlebia mej dumie,

I ja także o miejsce proszę w tym albumie.

Oni („trzy psy Melpomeny):

Jakim prawem? Skąd w tobie śmiałość taka?

Ty nie umiesz rozpoznać dzika od szaraka, Ty zaledwie wiesz z książek, że są w świecie łowy,

Na katedrze twe miejsce lub w sali sejmowej!

Aurliana pisałeś i jakieś Ateny

I miewałeś odczyty, ubarwiałeś sceny,

Ale nas sława taka wcale nie olśniewa,

Tutaj miejsce się strzelbą nie piórem zdobywa.

Wiesz, gdzie Turcja, gdzie Grecja, Egiptu stolica,

A czy wiesz, ty nieszczęsny, gdzie jest Poturzyca? [A. Piskor, Siedem ekscelencji…]

K. Karolczak, Myśliwskie pasje ziemian. O polowaniach w polskich majątkach ziemiańskich w XIX i XX wieku, [w:] Myśliwskie pasje ziemian. O polowaniach w polskich majątkach ziemiańskich w XIX i XX wieku, Dobrzyca 2023

Trzy psy Melpomeny wymyślił Leopold Starzeński, określając tak trzech przyjaciół. Włodzimierz Dzieduszycki był Fociem, Leopold Starzeński Azorem, a Jan Fredro Gielfim.

Album po drugiej wojnie światowej uchodził za zaginiony, dzisiaj przechowywany jest w zbiorach Lwowskiej Biblioteki Naukowej im. Wasyla Stefanyka. Reprodukcje niektórych wpisów zostały pokazane na wystawie zorganizowanej w 200. rocznicę urodzin Włodzimierza Dzieduszyckiego jako cenny przykład księgi gości będącej zarazem dziełem sztuki, jak i dokumentem życia towarzyskiego ziemiaństwa.

Album był dotychczas przedmiotem zainteresowania głównie historyków specjalizujących się w dziejach ziemiaństwa i kultury łowieckiej. Pisali o nim: A. Piskor w publikacji „Siedem ekscelencji i jedna dama (Warszawa 1957), K. Karolczak w monografii „Dzieduszyccy. Dzieje rodu. Linia poturzycko-zarzecka(Kraków 2001) oraz w najnowszej pracy „Myśliwskie pasje ziemian. O polowaniach w polskich majątkach ziemiańskich w XIX i XX wieku (Dobrzyca 2023). Album wzbudzał również zainteresowanie prasy już w XIX wieku oraz w okresie dwudziestolecia międzywojennego, kiedy to spotkania w Poturzycy przeszły do legendy. Pismo „Łowiec publikowało przedruki niektórych rysunków i utworów poetyckich z albumu, co świadczy o jego rozpoznawalności w środowisku łowieckim.