Wojciech Dzieduszycki był synem Władysława (1821-1868) i Antoniny z Mazarakich, wnukiem Kajetana (1772-1842) i Florentyny z Dunin Borkowskich oraz prawnukiem Dominika Herakliusza (1727-1804) i Julianny z Bielskich. Z żoną Seweryną (1852-1925) mieli dwoje dzieci: Antoninę i Władysława.
Poniżej przypominamy postać Wojciecha Dzieduszyckiego znakomicie opisaną we wspomnieniach synowej Wojciecha Ewy z Koziebrodzkich Podróżniczka wydanych przez Wydawnictwo Literackie w 2018 roku.
WOJCIECH DZIEDUSZYCKI (1848-1909), sportretowany przez mistrza akwareli Juliana Fałata w 1909 roku, był jedną z najbardziej znanych postaci życia publicznego Polski, a także całych Austro-Węgier przełomu wieków. Filozof i poeta. Polityk i pedagog. Pisarz i moralista. Oryginał, dziwak i kpiarz. Studiował prawo i filozofię. Doktorat obronił na Uniwersytecie w Wiedniu, a habilitował się na uniwersytecie lwowskim, gdzie też objął Katedrę Historii Filozofii, Etyki i Estetyki.
W polityce – konserwatysta, orędownik polskiej sprawy w parlamencie austro-węgierskim, prezes Koła Polskiego i minister do spraw Galicji. Założył ugrupowanie tzw. Ateńczyków, sprzeciwiające się zbyt ugodowej polityce Polaków wobec Austrii, ale jednocześnie przeciwne zbrojnemu wystąpieniu o niepodległość. Opowiadał się za porozumieniem z Ukraińcami i za przyznaniem im gwarancji rozwoju kultury i szkolnictwa we własnym języku. Uważał, że Ukraińcy mają prawo do szeroko zakreślonej autonomii, lecz w ramach struktur administracji polskiej. Ustąpił ze stanowiska ministra do spraw Galicji na znak protestu przeciw ustawom godzącym, jego zdaniem, w interes Polaków.
Przewodniczył wielu stowarzyszeniom kulturalnym i edukacyjnym ogólnopolskim i lokalnym. Był członkiem krakowskiej Akademii Umiejętności. Piastował stanowisko prezesa Krajowego Towarzystwa Archeologicznego i wiceprzewodniczącego Macierzy Polskiej.
Był człowiekiem nieprawdopodobnie wszechstronnym, aktywnym i pracowitym. Jego obfita twórczość obejmowała wiele gatunków i wiele dziedzin. Od młodości rozmiłowany w kulturze antyku, liczne dzieła i wiele wykładów uniwersyteckich poświęcił starożytności. Tłumaczył utwory literackie z sanskrytu, łaciny i greki, m.in. dramaty Sofoklesa. Znany z fenomenalnej pamięci i erudycji, starannego języka i ciętego humoru, cieszył się ogromną popularnością wśród studentów, a także wśród licznych słuchaczy otwartych wykładów w Wiedniu i we Lwowie. Wykładał historię filozofii z mocnym akcentowaniem własnych oryginalnych i śmiałych przekonań i opinii.
Interesował go wpływ historii filozofii na politykę i rozwój społeczeństw. Dzisiaj określilibyśmy go mianem futurologa lub prognosty. Uważał, że istniejące od zawsze konflikty cywilizacji zmienia się z konfliktów zbrojnych w ekonomiczne, a największą w nich rolę odegrają międzynarodowe instytucje finansowe. „Historię nowożytną robi się na giełdzie” – pisał. Przepowiadał nadejście czasu manipulacji przez powierzchowną edukację i przez „najgłośniej krzyczące dzienniki”, a socjalizm, który miał już wielu wyznawców na Zachodzie, uważał za wielkie zagrożenie dla europejskich elit intelektualnych i kulturowych. Nie był jednak katastrofistą ani pesymistą. Sądził, że celem człowieka jest doskonalenie się poprzez międzyludzkie kontakty. Wierzył w ład społeczny oparty na moralności wynikającej z zasad chrześcijaństwa, a także, że Słowianie, a zwłaszcza Polacy, mają wielką szansę na to, żeby wpłynąć na losy świata przez wypełnianie misji moralnego odrodzenia ludzkości. Muszą jednak – podkreślał – zdobyć się na systematyczną wytężoną pracę oraz wyzbyć się niszczącej naród polski cechy – zawiści.
Wiele rękopisów Wojciecha Dzieduszyckiego spłonęło w bibliotece dworu w Jezupolu podczas pierwszej wojny światowej, wśród nich dramat Chmielnicki, który w atmosferze skandalu zszedł po premierze z lwowskiej sceny, okrzyczany jako proukraiński. Ocalałe dzieła opublikowane, m.in. eseje Listy ze wsi, krytyczno-polityczna praca Mesjanizm polski a prawda dziejów, Historia filozofii czy też pośmiertnie wydane opus magnum Dokąd nam iść wypada?, brzmią dziś staroświecko, choć nie całkiem straciły na aktualności.
Wojciech Dzieduszycki znany był z ogromnego poczucia humoru – figle trzymały się go od lat dziecinnych po starość.
Laudację z okazji jubileuszu przewodniczącego parlamentu austriackiego Franciszka Smolki rozpoczął tak: „W starożytnej Grecji uważano, że gdy przy urodzeniu muza pocałuje dziecko w czoło – to wyrośnie z niego mędrzec, jeśli w usta – słynny mówca, jeśli w oczy – wielki malarz. A w co ciebie pocałowała muza, dostojny jubilacie, skoro już od tylu lat zasiadasz na prezydenckim stołku?”.
Władysław Komornicki wspominał swój pobyt w Jezupolu: „Około południa zbliżała się pora obiadu, więc powoli zaczynali się wszyscy schodzić. Przy długim stole siedzieli na pierwszym miejscu oboje państwo domu, a dalej reszta towarzystwa. Przy drugiej potrawie (zawsze) wujcio (czyli Wojciech Dzieduszycki) szczypał w udo sąsiada z prawej strony, polecając mu to uszczypnięcie podać dalej. Wszystkim młodym było w to graj, ale gdy doszło do narzeczonej późniejszego profesora Twardowskiego, następował przeskok, gdyż Twardowski nie chciał swojej narzeczonej uszczypnąć, więc ona nieuszczypnięta podawała jednak uszczypnięcie dalej i tak obeszło cały stół, aż do ciotki Seweryny, której nikt uszczypnąć nie śmiał…”
„22 marca 1909 roku Wojciech Dzieduszycki był mocno podekscytowany bieżącymi wydarzeniami politycznymi: sporem austriacko-rosyjskim, wywołanym aneksją przez Austro-Węgry Bośni i Hercegowiny. Spodziewał się wybuchu wojny. Z pozoru pełny sił, wspominał, że chce się wybrać w podróż do Wenecji, aby podziwiać Raj Tintoretta. W nocy dało o sobie jednak znać narastające od lat zwapnienie naczyń krwionośnych i Wojciech Dzieduszycki zmarł we śnie na atak serca, w Wiedniu – tym samym mieście, w którym w roku 1868 zmarł jego ojciec Władysław.” (Tomasz Jakubec Wojciech Dzieduszycki. Pisarz, estetyk, filozof, Kraków 2009).