W 200. rocznicę urodzin Włodzimierza Dzieduszyckiego (1825–1899) Związek Rodowy Dzieduszyckich herbu Sas prezentuje wyjątkowy cykl podcastów pt.„Dziedzictwo, które łączy”. Cztery rozmowy z polskimi i ukraińskimi badaczami, muzealnikami i pedagogami pokazują, jak wielokulturowe dziedzictwo XIX-wiecznej Galicji może dziś inspirować do dialogu, otwartości i wzajemnego szacunku.
To nie są akademickie wykłady – to osobiste opowieści ludzi, którzy na co dzień pracują z dziedzictwem Włodzimierza Dzieduszyckiego: ornitologa z lwowskiego Muzeum Przyrodniczego, który dotyka preparatów zrobionych własnymi rękami Włodzimierza; bibliotekarki tropiącej ślady arystokraty w starych księgach; historyka odkrywającego skomplikowane wybory człowieka rozdartego między romantyzmem a pragmatyzmem; dyrektorki szkoły, której uczniowie uczą się biologii na eksponatach podarowanych przez Dzieduszyckich ponad sto lat temu.
KIM BYŁ WŁODZIMIERZ DZIEDUSZYCKI?
Nieśmiały chłopiec, który został marszałkiem

Marceli Maszkowski (1837–1862),Włodzimierz Dzieduszycki, rysunek na papierze, Lwowska Narodowa Galeria Sztuki
Józef Łoziński, przyjaciel z dzieciństwa i wieloletni kustosz Biblioteki Poturzyckiej, zanotował: „Rozmowa z Włodzimierzem była bardzo utrudniona, jąkał się on bowiem tak bardzo, iż musiał sobie gwałtownymi gestami i ruchami całego ciała pomagać lub trzeba mu było trudniejsze do wymówienia słowa podawać”.
Ten sam Włodzimierz w 1876 roku został marszałkiem Sejmu Galicyjskiego. Kierował obradami, przemawiał publicznie, reprezentował Galicję przed cesarzem Franciszkiem Józefem. W 1888 roku wygłosił wykład inauguracyjny na V Zjeździe Lekarzy i Przyrodników Polskich we Lwowie pt. „O wędrówkach ptaków, a w szczególności pustynnika”. Jego wystąpienie zostało utrwalone na rysunku Juliusza Kossaka, który znajduje się w Muzeum Dzieduszyckich w Zarzeczu.
To historia człowieka, który przeszedł długą i wymagającą drogę od nieśmiałego, jąkającego się chłopca do tytana pracy organicznej, muzealnika, specjalisty od wystaw etnograficznych krajowych i światowych, polityka.
Arystokrata duchem, nie tylko pochodzeniem
Arystokrata z rusińskimi korzeniami, polski patriota i austriacki lojalista, romantyk i pozytywista w jednej osobie – Włodzimierz Dzieduszycki był postacią pełną paradoksów, które jednak układały się w spójną wizję. Jako młody człowiek wspierał powstańców styczniowych, organizując w swoim pałacu w Poturzycy szpital polowy, ale jednocześnie jeździł do Paryża namawiać przywódców emigracji do zaprzestania walki, którą uważał za beznadziejną. Franciszek Józef pamiętał do końca życia, że Włodzimierz pojechał negocjować z przywódcami emigracyjnymi, żeby nie rozpoczynać na nowo powstania.
Zamiast szukać wolności Polski na polach bitew, budował ją przez pracę u podstaw: zakładał szkoły rzemiosła, fundował stypendia dla zdolnej młodzieży – polskiej i ukraińskiej – wspierał artystów, naukowców, historyków.
„Słabymi i niedostatecznymi siłami…”
W 1894 roku 69-letni Włodzimierz Dzieduszycki stanął przed Senatem Uniwersytetu Lwowskiego, aby odebrać doktorat honoris causa. Był już wówczas autorem kilku publikacji naukowych, twórcą Muzeum Przyrodniczego we Lwowie, współtwórcą wspaniałej Biblioteki Poturzyckiej, organizatorem wystaw krajowych i światowych oraz wielu innych dzieł.
Odbierając doktorat, powiedział: „Słabymi i niedostatecznymi siłami, całym jednak sercem i gorącą miłością tej ziemi wspierałem badanie naukowe kraju i jego przyrody”. Te słowa odsłaniają istotę charakteru Włodzimierza – człowieka, który stworzył dziedzictwo łączące pokolenia, kultury i narody.

Dyplom honoris causa dla Włodzimierza Dzieduszyckiego znajduje się w Bibliotece Naukowej im. W. Stefanyka we Lwowie
Naukowiec z pasji
Stworzył we Lwowie Muzeum Przyrodnicze imienia Dzieduszyckich (dziś Państwowe Przyrodnicze Muzeum Narodowej Akademii Nauk Ukrainy) z imponującą kolekcją przyrodniczą, etnograficzną i archeologiczną. Zaczynał od zbierania ptasich jaj w okolicach Zarzecza. W grudniu 1868 roku kupił pałac przy ulicy Rutowskiego (obecnie Teatralna 18) we Lwowie, gdzie w 1870 roku otwarto ekspozycję przyrodniczą i etnograficzną muzeum. W 1868 roku Włodzimierz napisał „Opis ptaków krajowych” – pierwszą naukową monografię ornitologiczną na ziemiach polskich. Po kolejnej przebudowie gmachu w 1880 roku muzeum zostało ponownie otwarte do bezpłatnego zwiedzania. We wrześniu tego samego roku, w przeddzień przybycia cesarza Franciszka Józefa I, Włodzimierz przekazał swoje muzeum na użytek krajowi (Galicji). Już w maju 1881 roku Muzeum Przyrodnicze zwiedziło 12 618 osób.
Do 1880 roku zgromadził 2000 okazów ptaków, 15 000 owadów, 3000 minerałów. Alfred Döblin, słynny pisarz niemiecki, po wizycie we Lwowie napisał: „musiałem dopiero do Lwowa przyjechać, aby się nauczyć, jak ptaki wiją gniazda”. Te słowa świadczą o poziomie naukowym Muzeum imienia Dzieduszyckich.
Włodzimierz kolekcjonował też pamiątki historyczne. Zgromadził liczne artefakty archeologiczne, w tym złoty Skarb Michałkowski, który zaginął podczas II wojny światowej. Zgromadził bibliotekę liczącą około 50 tysięcy woluminów – w językach polskim, ukraińskim, łacińskim, francuskim, niemieckim – która służyła naukowcom i studentom.
„On rozumiał wagę książki, tak jak rozumieli ją jego przodkowie” – mówi dr Olga Kołosowska z Biblioteki Stefanyka. „I zdecydował się udostępnić swoją kolekcję publiczności, obywatelom, społeczeństwu – po to, aby każdy mógł z niej korzystać”.
Mecenas kultury ludowej
Włodzimierz wspierał rodzimy przemysł i rzemiosło, które promował podczas wystaw etnograficznych oraz we własnym muzeum. Współpracował z Oskarem Kolbergiem i Włodzimierzem Szuchewiczem, których badania i publikacje finansował.
Był organizatorem spektakularnych wystaw krajowych i światowych. W 1873 roku cesarz Franciszek Józef powierzył Włodzimierzowi misję zorganizowania prezentacji dorobku Cesarstwa Austro-Węgierskiego na wystawie światowej w Wiedniu. Wystawione tam zbiory etnograficzne zapoczątkowały powstanie muzeów etnograficznych w monarchii austro-węgierskiej.
W 1880 roku w Kołomyi zorganizował widowisko etnograficzne dla cesarza – „Pochód wesela huculskiego przed cesarzem Franciszkiem Józefem” – był to przełomowy moment w dziejach zainteresowania Huculszyzną. Na wystawie krajowej we Lwowie w 1894 roku wybudował kompletną zagrodę chłopską z chatą huculską, którą wyposażył w okazy etnograficzne i wyroby ludowe z całej Galicji. Z podziwem oglądał ją również cesarz Franciszek Józef.

Tadeusz Rybkowski (1848–1926), Pochód wesela huculskiego przed cesarzem Franciszkiem Józefem, Muzeum Narodowe w Krakowie
Ordynacja – dar „na wieki”
20 grudnia 1893 roku sejm wiedeński zatwierdził „Statut ordynacji familijnej Hrabiów Dzieduszyckich”. Dokument liczył 47 stron i regulował szczegółowo funkcjonowanie utworzonej przez Włodzimierza instytucji. W tym czasie muzeum otrzymało pierwszą oficjalną nazwę – Muzeum Przyrodnicze imienia Dzieduszyckich.
Ordynacja otrzymała majątek o wartości ponad 600 tysięcy florenów. To była połowa fortuny Włodzimierza – jedna z największych darowizn prywatnych w dziejach Galicji. Coroczne dochody z majątku (8000 florenów) miały finansować Muzeum „na wieki”.
Statut przewidywał skład zarządu, tryb podejmowania decyzji, zasady wydatkowania środków. Włodzimierz zadbał o każdy szczegół: ile może kosztować zakup pojedynczego eksponatu, kto zatwierdza nowe publikacje, jak rozliczać koszty wypraw naukowych. To była precyzyjna kalkulacja, nie romantyczny gest.
Ordynacja działała przez 46 lat, do wybuchu II wojny światowej. Sfinansowała setki wypraw naukowych, zakup tysięcy eksponatów, wydanie dziesiątek publikacji. Umożliwiła funkcjonowanie Muzeum w najtrudniejszych okresach: podczas I wojny światowej, w latach międzywojennych, w czasie kryzysu ekonomicznego.

22 czerwca 2025 r. reprint Statutu został przekazany do Muzeum Dzieduszyckich w Zarzeczu
Rodzice – fundament wszystkiego
W „Przewodniku po Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie” z 1895 roku Włodzimierz napisał: „najzacniejsi i światli rodzice, kochający gorąco chłopca i krajowe rzeczy i krajową przyrodę i wszystko, co rodzime, wprowadzali pomału syna w otwartą otaczającą go naturę”.
To nie były tylko słowa. Matka osobiście uczyła Włodzimierza przygotowywać preparaty ze ślimaków i roślin, ojciec pokazywał mu, jak korzystać z zielników, które znajdowały się w domowej bibliotece. Biblioteka liczyła kilka tysięcy tomów. Rodzice organizowali w domu spotkania z uczonymi, artystami, działaczami społecznymi, w których Włodzimierz uczestniczył.
Włodzimierz pochodził z rodu ruskiego, ale on i jego przodkowie od kilku pokoleń definiowali się jako Polacy. Gente Ruthenus, natione Polonus – z rodu ruskiego, z narodu polskiego. W jego domu spotykali się Polacy, Ukraińcy, Ormianie i Żydzi. Przekazana w genach, charakterystyczna dla tradycji I Rzeczypospolitej, wielokulturowość stała się podstawą jego późniejszej działalności publicznej.
Romantyczny pozytywista
Włodzimierz stworzył dziedzictwo łączące romantyczne ideały z pozytywistyczną metodycznością. W 1863 roku, podczas powstania styczniowego, żandarmeria austriacka przeprowadziła rewizję w pałacu Dzieduszyckich. Znaleziono korespondencję z powstańcami oraz pieniądze przeznaczone na wspieranie walki. Włodzimierzowi groziła konfiskata majątku.
Ale ten sam romantyczny patriota, który ryzykował wszystko dla niepodległości, prowadził skrupulatne rachunki. Zachowały się jego notatki z podróży naukowych: „Podróż do Wiednia – 15 florenów, zakup preparatów do konserwacji – 8 florenów, opłata za transport zbiorów – 12 florenów”.
Nie wybierał między sercem a rozumem – używał rozumu w służbie wartości łączących ludzi ponad podziałami.
O CYKLU PODCASTÓW
Seria „Dziedzictwo, które łączy” to cztery rozmowy prowadzone przez Mateusza Dzieduszyckiego – potomka Włodzimierza i przewodniczącego Związku Rodowego Dzieduszyckich herbu Sas. W każdym odcinku ujęta jest inna perspektywa, inny aspekt działalności Dzieduszyckiego, ale wspólny wątek: przekonanie, że dziedzictwo nie dzieli, lecz łączy.
Rozmówcy to ludzie, którzy na co dzień pracują ze spuścizną Dzieduszyckiego:
- Prof. Andriy Bokotey – ornitolog z Państwowego Przyrodniczego Muzeum Narodowej Akademii Nauk Ukrainy we Lwowie, dla którego zbiory Włodzimierza są żywym narzędziem badań;
- Dr Olga Kołosowska – wicedyrektorka Lwowskiej Narodowej Naukowej Biblioteki Ukrainy im. W. Stefanyka (dawne Ossolineum), badaczka Biblioteki Poturzyckiej Dzieduszyckich;
- Prof. Kazimierz Karolczak – historyk XIX wieku, autor wielu artykułów i publikacji na temat rodziny Dzieduszyckich;
- Vira Szerszniowa – dyrektorka Liceum nr 24 im. Marii Magdaleny we Lwowie, historyczka.
Nie są to suche wywiady – to osobiste, ciepłe rozmowy, pełne anegdot, odkryć i refleksji. Słychać w nich fascynację, ale też krytyczne myślenie. Rozmówcy nie idealizują przeszłości, ale pokazują, czego możemy się z niej nauczyć.

ODCINEK 1: „Wszyscyśmy się tu zrodzili” – rozmowa z Virą Szerszniową
Posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=BA9KcQRB7i4
Przeczytaj transkrypcję: https://dzieduszyccy.pl/2025/09/23/wszyscysmy-sie-tu-zrodzili/
Vira Szerszniowa jest dyrektorką polskiej szkoły we Lwowie, gdzie w gabinecie biologii do dziś stoją preparaty zwierząt przekazane z Muzeum Dzieduszyckich ponad sto lat temu. Wśród nich znajdują się m.in. okazały ryś, ogromny wilk, orzeł o rozpiętości skrzydeł przekraczającej metr, mokre preparaty w szklanych słojach. „Bardzo dużo ptaków. Akurat do tematyki dzisiejszego konkursu. No i bardzo wartościowe też te mokre preparaty. Wszystko usystematyzowane, wszystko podpisane. Zachowały się wszystkie stare napisy” – opowiada, pokazując eksponaty.
Dla niej Dzieduszycki to przykład, jak można łączyć różne tożsamości. „Człowiek musi mieć narodowość, ale można mieć narodowość i w tym działać dość szeroko” – tłumaczy. Jej własna rodzina – dziadek Polak, babcia Ukrainka – to typowy przykład galicyjskiej wielokulturowości. „Na polskie święta chodziliśmy do kościoła z tatą. Nie rozmawialiśmy w domu po polsku, ale wychowani byliśmy w szacunku do tego”.
Rozmowa dotyka kwestii, które dziś brzmią bardzo aktualnie: Czy można być lojalnym wobec dwóch kultur jednocześnie? Czy patriotyzm musi wykluczać szacunek dla innych narodów? „Szukamy tego, co łączy” – podsumowuje Szerszniowa. „Znamy sąsiadów, szanujemy też swoje. Wspólnie tworzymy tę kulturę, pamiętamy o odrębności, ale jesteśmy blisko i to jest bardzo ważne”.
Vira Szerszniowa opowiada też o współczesnym funkcjonowaniu dziedzictwa Dzieduszyckiego. W 2025 roku jej uczniowie wzięli udział w konkursie przyrodniczo-historycznym poświęconym Włodzimierzowi. Rysowali ptaki, robili zdjęcia, pisali eseje. Laureaci przyjechali do Polski, do pałacu w Zarzeczu, gdzie zasadzili drzewo w parku. „Dobro zawsze ma szanse. Dobre myśli, dobre pomysły, dobre poglądy zawsze mają szansę” – mówi na koniec.
Odcinek pokazuje również, jak w ukraińskich szkołach mówi się dziś o Włodzimierzu Dzieduszyckim – nie jako o „polskim arystokracie”, ale jako o postaci należącej do wspólnego dziedzictwa.

ODCINEK 2: „Pokaż swoje książki, a powiem ci, kim jesteś” – rozmowa z Olgą Kołosowską
Posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=U_ACwBWxuBA
Przeczytaj transkrypcję: https://dzieduszyccy.pl/2025/10/13/pokaz-swoje-ksiazki/
Dr Olga Kołosowska prowadzi prawdziwe śledztwo. Jej celem jest rekonstrukcja Biblioteki Poturzyckiej – księgozbioru liczącego około 50 tysięcy woluminów, który Dzieduszyccy gromadzili przez trzy pokolenia, a który po 1939 roku został rozproszony w zbiorach lwowskich bibliotek.
„To była praca detektywistyczna” – przyznaje Kołosowska. Każda odnaleziona książka z proweniencją Dzieduszyckich to kawałek układanki. „Po tym, jakie książki człowiek ma w swojej bibliotece, można bardzo wiele o nim powiedzieć” – dodaje.
I rzeczywiście – Biblioteka Poturzycka odsłania Włodzimierza jako człowieka o niezwykłej szerokości horyzontów. Książki po łacinie, francusku, niemiecku, polsku, ukraińsku, starocerkiewnosłowiańsku. Dzieła filozoficzne, przyrodnicze, historyczne, poetyckie. „Czytał Biblię Ostrogską. Miał potrzebę ją mieć, tak samo jak miał potrzebę mieć i inne wydania” – opowiada Kołosowska.
Biblioteka była udostępniona bezpłatnie. Korzystali z niej studenci, profesorowie, badacze – polscy i ukraińscy. „Włodzimierz poszedł dalej po śmierci ojca. On rozumiał wagę tego, co zebrał i zdecydował się udostępnić swoją kolekcję. Komu ją udostępnił? Publiczności, obywatelom, społeczeństwu”.
Kołosowska opowiada także o stracie – tysiące książek zostało zniszczonych przez sowieckich żołnierzy w latach 40. „Książki były palone przez moskiewskich żołnierzy” – mówi. To, co ocalało, jest dziś skrupulatnie katalogowane i digitalizowane. „Nasza misja to: zachować, opisać, udostępnić, przekazać, propagować” – wylicza.
Z okazji 200. rocznicy urodzin Włodzimierza Biblioteka Stefanyka przygotowała wystawę dokumentów, zdjęć pochodzących z archiwum rodzinnego Dzieduszyckich oraz map i książek z Biblioteki Poturzyckiej. „Nie robiłam tej wystawy dla kogoś jednego. Robiłam dla nas wszystkich” – mówi Kołosowska. Wystawa cieszy się ogromnym zainteresowaniem – od profesorów uniwersyteckich, przez kartografów, po doktorantów języka chińskiego.
ODCINEK 3: „Gorącą miłością tej ziemi” – rozmowa z Andriyem Bokoteyem
Posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=nwjDoYKDyAY
Przeczytaj transkrypcję: https://dzieduszyccy.pl/2025/10/02/goraca-miloscia-tej-ziemi/
Prof. Andriy Bokotey pracuje w Państwowym Muzeum Przyrodniczym Narodowej Akademii Nauk Ukrainy we Lwowie – instytucji założonej przez Włodzimierza Dzieduszyckiego w 1870 roku. Na co dzień Bokotey bada ptaki z kolekcji Dzieduszyckiego, dotyka etykiet pisanych jego ręką. „Pracuję z jego podpisami i papierami pisanymi własnoręcznie. Po prostu ciekawiło mnie, co to za człowiek” – opowiada.
Okazało się, że Dzieduszycki nie tylko finansował badania, ale sam był naukowcem. „Wszystkie etykiety są pisane jego ręką. Bardzo to lubił. Pisał, że oprócz wszystkich zajęć, którymi się zajmował na różnych poziomach, najbardziej lubił zostawać tutaj, w muzeum, w swojej bibliotece, w swoim gabinecie i pracować z tymi materiałami”.
Kiedy w starości nie mógł już chodzić, zrobiono dla niego windę, żeby mógł wyjeżdżać na piętra i spokojnie pracować z okazami, które były mu przekazywane czy specjalnie zbierane.
Bokotey prowadzi słuchaczy przez kolejne pokoje przygotowywanej wystawy, które przez ostatnich czterdzieści lat były niedostępne dla publiczności. Szafy pełne orłów przednich (pięćdziesiąt sześć osobników!), bielików, dropów, rysi, niedźwiedzi. Żubr, którego Dzieduszycki ściągnął z carskiej Białowieży w 1897 roku – jeden z ostatnich przed wymarciem gatunku.
„Włodzimierz był z niego niezadowolony! To nie jest największy żubr. To jest taki samiec średnich rozmiarów” – śmieje się Bokotey, opowiadając historię tego okazu. Car osobiście, w języku francuskim, wydał zgodę: „Jeden osobnik dla Muzeum Dzieduszyckich we Lwowie”. Dzieduszycki pisał w liście, że mają to trzymać w tajemnicy do „czasów lepszych”. „Tak. On miał nadzieję na lepsze czasy” – komentuje Andriy Bokotey.
W dziewiętnastowiecznych szafach z Wiednia (1870) znajdują się setki ptaków – od mysikrólika ważącego cztery i pół grama, po dropa ważącego czternaście kilogramów. W sumie dwa i pół tysiąca wypchanych ptaków.
Ale to nie tylko opowieść o zgromadzonych okazach. To przede wszystkim historia o tym, jak dziedzictwo służy przyszłości. Z okazji 200. rocznicy urodzin twórcy muzeum magazyny zostały otwarte dla zwiedzających. „Czterdzieści lat nikt tego nie widział. To bardzo przykro i to źle” – mówi Bokotey. „To niedobrze, bo to było robione po to, żeby ludzie z tego korzystali. Włodzimierz dziesięć lat po otwarciu muzeum przekazał je krajowi, ludziom. Zwiedzanie było bezpłatne. Nasi najczęstsi zwiedzający to szkoły, dzieci”.
Bokotey nie ukrywa, że osobiście jest związany z muzeum. „Sam tu urosłem. Jako dzieciak bardzo lubiłem tu przychodzić. Matka mnie zawsze tutaj zaprowadzała. Teraz jestem pracownikiem muzeum. Jestem z nim powiązany prawie całe życie”.
Rozmowa pokazuje też współczesny wymiar współpracy polsko-ukraińskiej. Bokotey opowiada o seminariach, konferencjach, wystawach organizowanych z okazji rocznicy – wszystko po to, by pokazać, że Dzieduszycki to postać ważna dla obu narodów. „Od wielu lat interesuję się tą postacią. Naprawdę, już od kilkudziesięciu lat tym się interesuję i nie znalazłem prawie nic takiego, gdzie ktoś coś negatywnego pisał czy mówił o Włodzimierzu Dzieduszyckim. To był człowiek wielkiego ducha i bardzo rozsądny, bardzo mądry”.
ODCINEK 4: „Romantyczny pozytywista?” – rozmowa z prof. Kazimierzem Karolczakiem
Posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=CKRwA1okvqE
Przeczytaj transkrypcję: https://dzieduszyccy.pl/2025/10/21/romantyczny-pozytywista/
Prof. Kazimierz Karolczak, historyk XIX wieku i autor artykułów i publikacji o rodzinie Dzieduszyckich, kreśli portret człowieka pełnego paradoksów – ale paradoksów twórczych. „Całe życie Włodzimierza jest pewną taką wskazówką, tą, która z przeszłości płynie dla współczesnych: Jak można dobrze swoje życie przeżyć” – mówi na wstępie.
Karolczak nie idealizuje. Pokazuje Dzieduszyckiego jako młodego człowieka pełnego romantycznych ideałów wstępującego do Gwardii Narodowej w 1848 roku, wspierającego powstanie węgierskie, a potem powstańców styczniowych, a jednocześnie jako pragmatyka, który rozumiał, że dalsze przelewanie krwi jest bezsensowne.
„W Wiedniu stało się to głośne, że oto jeden z czołowych arystokratów galicyjskich pojechał negocjować z przywódcami emigracyjnymi, żeby nie rozpoczynać na nowo powstania, żeby to zakończyć. Franciszek Józef pamiętał do końca życia – może nie swojego, tylko Włodzimierza, bo Włodzimierz zmarł wcześniej – pamiętał o tym, że Włodzimierz działał na rzecz uspokojenia sytuacji”.
To nie była zdrada – to był realizm. „Dalsze wzniecanie na nowo powstania na wiosnę, to w zasadzie już żadnych pozytywnych rzeczy nie przyniesie. I tu Włodzimierz był realistą” – tłumaczy Karolczak. Historyk pokazuje, że lojalizm austriacki Dzieduszyckiego nie był zdradą, ale świadomą strategią. W autonomicznej Galicji udało się osiągnąć znacznie więcej niż w Królestwie Polskim czy zaborze pruskim. „Od powstania styczniowego do pierwszej wojny światowej, do 1914 roku, mamy pół wieku bez wojen, bez konfliktów większych, przynajmniej w tej części Europy. Czas naprawdę szczęśliwy dla życia człowieka”.
Karolczak podkreśla też wielokulturową wrażliwość Dzieduszyckiego. „Włodzimierz nie staje po stronie tej administracji austriackiej, tej, która chce również przyciągać Ukraińców i przeciwstawiać Polakom. Włodzimierz jest w tej części, która chce zmian, która chce doprowadzić do współistnienia, współrządzenia”.
Historyk przypomina też wczesną działalność społeczną Włodzimierza. „Włodzimierz ma jeszcze taką fantazję młodego człowieka, który uważa, że trzeba chłopów zwolnić z pańszczyzny, zwalnia w swoich majątkach” – śladem swojego wuja Waleriana, który zrobił to 20 lat wcześniej. To się bardzo nie podobało innym właścicielom ziemskim.
Rozmowa kończy się refleksją o wartościach, które przetrwały próbę czasu. „Nam dziś potrzebna tolerancja. Nam dziś potrzeba szacunku do drugiego człowieka” – mówi Karolczak.
DLACZEGO WARTO POSŁUCHAĆ?
„Dziedzictwo, które łączy” to nie akademicki wykład – to osobista opowieść. W głosach rozmówców słychać fascynację, ciepło, ale też krytyczną refleksję. To rozmowy, które pokazują, że historia nie jest martwym muzeum, ale żywym dialogiem z przeszłością.
Każdego z odcinków można słuchać osobno – każdy ma inny „kąt”, inną perspektywę. Razem tworzą wielowymiarowy portret człowieka, który potrafił łączyć przeciwieństwa: romantyzm z pragmatyzmem, patriotyzm polski z szacunkiem dla kultury ukraińskiej, arystokratyczny rodowód z demokratycznym udostępnianiem wiedzy.
„Ten człowiek zrobił bardzo dużo i dla Polaków, i dla Ukraińców” – podsumowuje Andriy Bokotey. „Ten rok, jak na mnie, był zrobiony właśnie dlatego, żeby o tym człowieku, dostojnym człowieku, bardzo dostojnym, dowiedziało się jak najwięcej ludzi”.
PREZENTACJA O WŁODZIMIERZU DZIEDUSZYCKIM
Na spotkaniu z mieszkańcami Zarzecza 18 i 19 września 2025 roku Mateusz Dzieduszycki przedstawił sylwetkę Włodzimierza Dzieduszyckiego. Zapraszamy do zapoznania się z prezentacją.
Dziękujemy naszym Partnerom za pomoc w realizacji projektu: Gminie Zarzecze, Centrum Kultury w Zarzeczu oraz Muzeum Dzieduszyckich – oddział Muzeum w Jarosławiu Kamienica Orsettich!
Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury: Kultura – Interwencje. Edycja 2025
Tekst: Mateusz Dzieduszycki










